Córka, która nigdy nie istniała

twojacena.pl 14 godzin temu

*Może już przestaniesz szlochać?! Ludzie z sąsiednich stolików już się na nas patrzą. Dobrze, iż nie ma tu moich kolegów, bo bym się ze wstydu spalił! – zirytowanym tonem powiedział Krzysztof.

– Krzysiu, dlaczego… – ledwo wyksztusiła dziewczyna siedząca naprzeciwko i znów wybuchnęła płaczem.

– Znowu to samo! O jakie dziecko chodzi? Umawialiśmy się na dziecko?! Znaliśmy się dwa miesiące i koniec! – Krzysztof wypowiedział te słowa tak głośno, iż goście w kawiarni rzeczywiście zaczęli się odwracać.

– Co ty mówisz? Przecież się kochamy! Wyznawałeś mi miłość! Mówiłeś… – Alicja nie zdążyła dokończyć, bo Krzysztof ją przerwał.

– Słuchaj, starczy tego gadania… mówiłem, nie mówiłem… Za kilka dni wyjeżdżam z rodzicami do Ameryki. Dom już sprzedaliśmy, ojciec przeniósł wszystkie aktywa. Więc, jak to się mówi, adiós, kochana! – rzucił niedbale, patrząc na płaczącą dziewczynę.

– Krzysiu… – szepnęła cicho, próbując powstrzymać łzy, które uparcie spływały jej po policzkach.

– Kelner, rachunek! Ile tu można czekać?! – Krzysztof uniósł rękę, dając znak obsłudze przy barze, iż chce zapłacić.

Kelnerzy z pośpiechem zareagowali, ale on machnął ręką, wyciągnął z portfela kilka złożonych banknotów i rzucił je na stół.

– Słuchaj, starczy już tych histerii. Spóźniam się, a twoje płacze mnie męczą. Nic ci nie obiecywałem! Idę, jeżeli chcesz, możesz sobie coś jeszcze zamówić, tej kwoty starczy. – Wskazał na pieniądze i skierował się ku wyjściu.

Alicja patrzyła za nim, zasłoniła twarz dłońmi i znów się rozpłakała. Po chwili podszedł kelner, zebrał banknoty i zaczął sprzątać kubki po kawie.

– Czy życzy sobie pani coś jeszcze? – zapytał uprzejmie.
– Nie. Dziękuję. – Odpowiedziała cicho, unikając jego wzroku.

Powoli wstała, wzięła torebkę i też wyszła. Samochodu Krzysztofa już nie było.

Na zewnątrz świeże powietrze nieco ją orzeźwiło. Oczy miała opuchnięte, ale łzy już nie płynęły. Sięgnęła do torebki po lusterko i chusteczkę, poprawiła rozmazaną tusz do rzęs i odeszła od nieszczęsnej kawiarni.

Nie chciało jej się iść do domu. Skręciła w stronę małego parku, gdzie w szkole spędzała czas z przyjaciółmi.

Gdy usiadła na ławce, przypomniały jej się beztroskie czasy. *„Wtedy wszystko było takie proste. Problemy? Największy to odwołana dyskoteka albo pała z geografii. A teraz moje życie leci na łeb! Co teraz? Usunąć dziecko? A może urodzić i dołączyć do samotnych matek, harując na dwóch etatach, żeby je utrzymać?”* – pomyślała, a łzy znów napłynęły do oczu.

– Pani się coś stało? Mogę pomóc? Proszę, weźmie pani chusteczkę. – Usłyszała miły głos i zobaczyła wyciągniętą rękę.

Wzięła chusteczkę, podniosła głowę i spojrzała na nieznajomego.

– Ala! To ty?! – krzyknął z euforią mężczyzna.
– Tomek… – wymówiła zaskoczona i próbowała wstać.

Tomek podbiegł, objął ją mocno i powtarzał:
– Ale się cieszę! Dziś rano pytałem mamę, co u ciebie słychać!

Po chwili puścił ją i spytał:
– A ty co tu robisz, płaczesz sama?
– Tak, szłam, wstąpiłam do parku i jakoś mnie naszło… – skłamała, by nie mówić prawdy.

– Rozumiem. Wciąż ta sama wrażliwa! I piękna jak dawniej, a choćby bardziej! – Uśmiechnął się.

– Ala, chodźmy gdzieś. Jest niedaleko dobra kawiarnia.

Wskazał kierunek, gdzie stała ta sama, z której przed chwilą wyszła w łzach. Naturalnie, nie chciała tam wracać.

– Słuchaj, może lepiej idźmy dalej do parku? Zjemy lody. Pogoda piękna. – Zaproponowała.
– Dobra, idźmy. – Przytaknął.

Spacerowali kilka godzin, wspominając stare czasy. Alicja na chwilę zapomniała o Krzysztofie i ciąży.

– A ty… wciąż nie zamężna? – spytał ostrożnie Tomek.
– Nie. Nie wyszło. – Odrzekła wymownie.
– U mnie też nie. – Uśmiechnął się smutno.

Alicja i Tomek w szkole byli parą. Mówiono o nich „młoda para”, rodzice myśleli już o ślubie.

Wszystko zmieniło się, gdy Tomka powołano do wojska. Czekała pół roku, a potem zakochała się w innym – w Marku.

Marek początkowo był idealny. Wydawało jej się, iż zaraz się oświadczy. Ale minęły cztery lata, choćby mieszkali razem. Aż pewnego dnia zastała go z inną. Zerwała.

Potem poznała Krzysztofa, który okazał się takim samym oszustem.

Tomek nie miał do niej pretensji. Po służbie wyjechał do Warszawy, znalazł pracę, ale po zwolnieniu wrócił do rodzinnego miasta.

…Od spotkania w parku minęły dwa miesiące. Tomek i Alicja znów byli razem. On był szczęśliwy, ona też czuła, iż wciąż go kocha. Martwiło ją tylko jedno – iż nosi pod sercem nie jego dziecko.

Pewnego wieczoru Tomek zaprosił ją do restauracji. Po kolacji wyjął pierścionek.

– Więc co, wyjdziesz za mnie? Na dobre i na złe? – spytał pewny odpowiedzi.
– Nie. – Odrzekła cicho.
– Jak to nie? Dlaczego? Kochamy się!

Zapłakała i wybiegła.

Minęło dziesięć lat.

– Mamo, a kto mnie dziś odbierze? Ty czy tata? – spytała Ola przy śniadaniu.
– Nie wiem. Zobaczymy wieczorem. – Odpowiedziała Alicja, pakując kanapki mężowi.
– Przyjedziemy razem! I do kina! Dziś przecież piątek! – krzyknął wesoło Tomek.
– Hurra! Tatuś, do kina!

Tomek spojrzał na żonę, nerwowo piszącą coś w telefonie.

– On znowu?
– Tak. Grozi, iż przez sąd zabierze Olę do Ameryki.

– Daj mi jego numer, sam z nim pogadam.
– Nie, Tomku, boję się o ciebie.

Wyszli przed blok.
– Aha! Więc to do ciebie uciekła! Były narzeczony! – krzyknąKrzysztof stał jeszcze chwilę, patrząc na ich szczere szczęście, po czym odwrócił się i odszedł, zdając sobie sprawę, iż czasem najlepszym wyjściem jest odejść w ciszy i pozwolić innym żyć – bez siebie.

Idź do oryginalnego materiału