Przyszłość rynku diamentów – między tradycją a technologią

magazynvip.pl 14 godzin temu

Diamenty zajmują szczególne miejsce w zbiorowej wyobraźni. Jako surowiec, są trudne do pozyskania, jako symbol – niemal jednoznacznie kojarzone z tym, co wieczne, niepodważalne i nienaruszalne. Przetrwały zmiany mody i upadki imperiów. Trudno o inny materiał, który w podobnym stopniu łączyłby funkcję dekoracyjną i symboliczną, i który przez tak długi czas zachowałby status niekwestionowanego symbolu prestiżu.

Rynek jubilerski zbudował wokół diamentów narrację niemal mityczną. Wielkie kampanie reklamowe z drugiej połowy XX wieku, oparte na haśle „A diamond is forever” ugruntowały przekonanie, iż w kawałku kryształu zamknięte są miłość, szacunek i zaangażowanie. Z kolei struktura rynku, silnie skoncentrowana, oparta na ograniczaniu podaży, utrwalała przekonanie, iż luksus musi wiązać się z bardzo wysoką ceną. Ale przecież dla prawdziwej miłości pieniądze nie mają znaczenia.

Tymczasem, na początku XXI wieku, sytuacja zaczęła się zmieniać w sposób zupełnie nieprzewidywalny. Technologia umożliwiła wytwarzanie diamentów w warunkach laboratoryjnych, bez konieczności eksploatacji złóż, bez ingerencji w krajobraz, bez ryzyka społecznego towarzyszącego rozwojowi górnictwa w krajach rozwijających się. Co więcej, kamienie te, wbrew obiegowym opiniom, nie są sztuczne i nie są imitacjami. Są chemicznie i fizycznie identyczne z diamentami naturalnymi. Mają ten sam skład, twardość, połysk, strukturę krystaliczną. Różnica dotyczy wyłącznie pochodzenia. No i oczywiście ceny. Diamenty wytwarzane w laboratoriach są kilkukrotnie tańsze.

Jednak, z punktu widzenia klasycznie rozumianej estetyki, nie ma podstaw do twierdzenia, iż diament syntetyczny jest mniej wartościowy. Nie ma również podstaw do przypisywania mu niższej jakości, przeciwnie, kontrolowany proces produkcji pozwala osiągać parametry czystości, które w przypadku kamieni naturalnych są bardzo rzadkie. Co więcej, choćby doświadczony jubiler nie jest w stanie odróżnić diamentu laboratoryjnego od naturalnego bez użycia zaawansowanych metod spektrometrycznych. Różnicę rozpoznaje laboratorium, nie oko.

To stawia przed branżą pytania o charakterze nie tylko rynkowym, ale wręcz filozoficznym. Czym jest autentyczność? Czy coś, co zostało stworzone z intencją, precyzją i szacunkiem dla formy, ale przy użyciu technologii, może mieć takie samo znaczenie, co kamień wydobyty z wnętrza ziemi?

Nie chciałbym udzielać na to pytanie prostej odpowiedzi. Jako twórca marki Celestique jestem uczestnikiem procesu, który jeszcze się nie zakończył. Celem nie jest zastąpienie jednej formy luksusu drugą, ale zaoferowanie klientowi alternatywy, która jest spójna z dzisiejszym rozumieniem odpowiedzialności, jakości i rozsądku cenowego. Uważam, iż piękno może być dostępne bez utraty jakości i elegancji. Że symbol może być autentyczny, choćby jeżeli nie jest oparty na geologicznej przypadkowości. I iż wybór klienta powinien być oparty na wiedzy, a nie na marketingowej iluzji.

To oczywiste, iż rynek się zmienia. Syntetyczne diamenty będą z czasem coraz bardziej dostępne, tańsze, lepiej oszlifowane, bardziej zróżnicowane. Ich udział w rynku jubilerskim będzie rósł, a technologia, jak to miało miejsce w przypadku wielu innych branż, stanie się motorem postępu. W pewnym momencie różnica między kamieniem naturalnym a laboratoryjnym może zniknąć zupełnie. Wówczas wartość zacznie być przypisywana nie samemu surowcowi, ale kontekstowi, intencji, formie wykonania, a także relacji między twórcą a klientem.

Diamenty naturalne będą obecne zawsze, jako dobro kolekcjonerskie, pamiątka pokoleniowa, przedmiot o charakterze historycznym. Ale ich funkcja rynkowa ulegnie zmianie. Być może, w wyniku coraz większej dostępności diamentów syntetycznych, ich cena również będzie musiała spaść. Diament syntetyczny, przeciwnie, stanie się nośnikiem codziennego, coraz bardziej dostępnego luksusu. Nie pozbawionego znaczenia, ale pozbawionego przesady.

Jeśli technologia pozwala stworzyć kamień równie piękny, równie trwały, równie emocjonalnie ważny, ale bez ciężaru kosztów środowiskowych i spekulacyjnych, to dlaczego mielibyśmy mieć coś przeciwko? To nie nowoczesność zagraża tradycji, ale przywiązanie do tego, co nie przystaje już do realiów świata, w którym żyjemy.

Celestique powstało właśnie po to, by w tej przemianie uczestniczyć z rozwagą, rzetelnością i szacunkiem do klienta. Uważamy, iż przyszłość luksusu leży nie w nadmiarze, ale w wyborze. W harmonii pomiędzy formą a intencją. W trwałości, która nie potrzebuje być kosztowna, by być prawdziwa. Nie chodzi o to, żeby diamenty naturalne straciły swoje znaczenie, ale o to, żeby dać klientom wybór.

Tomasz Ostaszewski, założyciel firmy Celestique Diamonds

Idź do oryginalnego materiału