„Czas na letni wypoczynek w waszym pięknym, przestronnym domu!”

polregion.pl 5 godzin temu

— Co to ma być?! — wybuchnęła Małgorzata, stojąc na środku salonu. Głos drżał jej z irytacji. Obejrzała pokój, jakby szukając odpowiedzi wśród mebli lub ścian.

— Znowu?! Trzeci raz w tym miesiącu! Ile można?!

Na kanapie, rozparty na poduszkach, siedział Tomasz. W jednej ręce trzymał telefon, w drugiej — pilot. Powoli przeniósł wzrok na żonę, ale jego oczy pozostały obojętne, jak zwykle, gdy chodziło o jego matkę.

— Co „znowu”? — zapytał, mrużąc oczy. — Nie zaczynaj od razu histerii. Dopiero co wróciłem, chce mi się odpocząć.

— Histerii? — Małgorzata zrobiła krok do przodu, jej głos stał się wyższy. — Ty to nazywasz histerią? Pięć tysięcy! Tak po prostu! Bez pytania, bez wyjaśnień! choćby nie spytałeś, po co jej te pieniądze! Po prostu przelewasz!

Tomasz odłożył telefon, cicho westchnął. Jego twarz wyrażała raczej zmęczenie niż zdziwienie.

— No i co z tego? To moja mama. Potrzebuje pomocy — pomogłem. O co chodzi?

Małgorzata podeszła bliżej, policzki jej płonęły.

— Chodzi o to, iż oszczędzamy na dom letniskowy! Przecież się umawialiśmy! Każda złotówka ma iść na nasz wspólny cel! A ty co miesiąc wyrzucasz pieniądze w błoto! Raz leki, potem remont, teraz jakieś „nagłe wydatki”! Może potrzebowała nowego telefonu?

Tomasz znowu westchnął, pocierając nasadę nosa.

— Jest starsza, Gosia. Ciężko jej samodzielnie radzić. Czasem łatwiej pomóc niż tłumaczyć.

— Starsza? Ma tylko sześćdziesiąt pięć lat! Biega więcej niż ty! Teatry, wyjazdy, wycieczki! A my? Mamy rezygnować z naszych planów przez jej widzimisię?

— Małgorzata! — głos Tomasza po raz pierwszy zabrzmiał twardo. — Nie mów tak o mojej matce. Wychowała nas.

— Wychowała ciebie, Tomaszu, nie mnie. Owszem, jestem jej wdzięczna. Ale to nie znaczy, iż może ciągle żądać pieniędzy! Żyjemy z jednej pensji. Moje zlecenia są niestabilne. Sam wiesz!

I wiedział. Po tym, jak agencja reklamowa, w której Małgorzata pracowała jako dyrektor kreatywny, została zamknięta, przeszła na freelancera. Praca była, ale dochody zmienne. Ich budżet był kruchy jak lód. Każda dodatkowa wydana złotówka — to jak uderzenie.

Marzyli o domku na Mazurach. Ta myśl towarzyszyła im od trzech lat — drewniana chatka, taras opleciony różami, grillowanie z przyjaciółmi, wieczorne ogniska. Ale za każdym razem, gdy oszczędności zbliżały się do wymarzonej kwoty, coś się działo: remont u teściowej, leczenie zębów, nowe tapety, sprzęt AGD… I znowu musieli zaczynać od zera.

— Po prostu jestem zmęczona — cicho powiedziała Małgorzata, podchodząc do okna. — Zmęczona byciem drugą po kimś. Zmęczona tym, iż my oszczędzamy, a twoja mama żyje w luksusie.

Tomasz podszedł do niej, ale jej nie przytulił.

— Jest chora, Gosia. Potrzebuje wsparcia.

— Na co? Na podróże i zakupy? Sprawdziłeś choć raz, na co wydaje te pieniądze? Lata nad morze, kupuje sobie ciuchy, je w restauracjach, a my od dziesięciu lat nie byliśmy na urlopie!

— Przestań — twardo rzekł Tomasz, choć głos znów stał się obojętny. — Nie chcę o tym rozmawiać.

— Oczywiście, iż nie chcesz! — Małgorzata gwałtownie się do niego odwróciła. — Nigdy nie chcesz mówić, gdy chodzi o twoją mamę. Dla ciebie to święta, a ja jestem wredną synową, która jej nie lubi. Ale ja nie chcę jej źle! Chcę sprawiedliwości! I naszego domu!

Tomasz zamilkł. Ramiona mu zesztywniały, wzrok utkwił w podłodze. Małgorzata znała ten wyraz twarzy. Nie zamierzał dyskutować. Po prostu będzie milczał, jak zawsze. Za parę godzin wyjdzie, jakby nic się nie stało.

— Dobra… — mruknął. — Idę spać.

I wyszedł, zostawiając ją samą.

Małgorzata została przy oknie, patrząc w ciemne niebo. Gwiazdy mrugały zimno i obojętnie. Wiedziała: dopóki Tomasz sam nie podejmie decyzji, nic się nie zmieni. Zbyt przywykł do bycia synem, by stać się mężem. I zbyt kochał swoją matkę, by usłyszeć żonę.

***
Poranek przyniósł kawę, poranny jogging i ciężkie uczucie zmęczenia. Małgorzata wybiegła na zewnątrz, mając nadzieję, iż ruch oczyści jej głowę. Czasem biegała, by zapomnieć. Dziś — by zrozumieć.

Gdy wróciła, Tomasz już szykował się do pracy. Jego twarz była trochę złagodzona, ale nie do końca.

— Posłuchaj, Gosia — zaczął, poprawiając krawat. — Porozmawiam z mamą. Obiecuję.

Małgorzata zatrzymała się, wpatrując się w niego.

— O czym konkretnie? O tym, by przestała wydawać nasze pieniądze? Wiesz, iż to bez sensu. Ona potrafi się tłumaczyć lepiej niż politycy.

— Spróbuję — wciąż unikał jej wzroku. — Może tym razem naprawdę coś ważnego. Po prostu nie zapytałem.

— Oczywiście. Zawsze coś ważnego. Zwłaszcza gdy chodzi o jej zachcianki. — Westchnęła, czując, jak narasta w niej ta sama, stara frustracja.

— Dobra, muszę lecieć. Pogadamy wieczorem. — gwałtownie pocałował ją w czoło i wyszedł.

Została sama. W mieszkaniu zaległa cisza, gęsta i duszna.

***
Poznali się na imprezie u wspólnego znajomego. Wtedy wszystko wyglądało inaczej. Tomasz był uważny, pewny siebie, trochę romantyczny. Małgorzata pełna energii, pomysłów i wiary w miłość. Uzupełniali się jak dzień i noc.

Z Haliną Stanisławową spotkała się jeszcze przed ślubem. Kobieta była stanowcza, inteligentna, o przenikliwym spojrzeniu i głosie, który potrafił zdławić już samą intonacją.

— Mam nadzieję, iż uczynisz mojego syna szczęśliwym — powiedziała wtedy, uważnie przyglądając się Małgorzacie. — On u mnie wyjątkowy.

Wtedy pomyślała, iż to tylko matczyna troska. Teraz rozumiała — to było ostrzeżenie.

Po ślubie wprowadzili się do swojego mieszkania. Halina StanMałgorzata spojrzała na klucze do ich nowego domu na Mazurach i uśmiechnęła się cicho, wiedząc, iż tym razem, pomimo wszystkich trudności, ich marzenie w końcu stało się rzeczywistością.

Idź do oryginalnego materiału