Dar bogów, przysmak szefów kuchni. Szparagi w najlepszym wydaniu

angora24.pl 14 godzin temu

Sposób wzrastania szparaga jest tak skomplikowany, iż ze spokojnym sumieniem zostawmy tę kwestię botanikom i fascynatom tej dziedziny. Jedynie przytoczmy zaskakującą anegdotę pochodzącą z czasów greckich. Otóż ówcześnie botanicy byli absolutnie przekonani, iż szparagi to „owoce rogów byków zakopanych w ziemi!”, i takie przekonanie przetrwało do XVII wieku. Istnieje szparag morski, ale on rzadko trafia na stoły, gdyż wielu smakoszy odstrasza z powodu cierpkiego smaku. Przez lata szparagi stosowane były jako warzywo lecznicze. Już starożytni Egipcjanie wierzyli, iż są one darem bogów. Wiemy to z fresków pochodzących sprzed 3 tysięcy lat przed Chrystusem. Ze względu na swój kształt szparag w starożytnych czasach uchodził za afrodyzjak, do czego nawiązanie możemy znaleźć w starych perskich „Baśniach z tysiąca i jednej nocy”. W tej chwili największym producentem szparagów są Chiny, ale istotną rolę w tej dziedzinie spełniają także Chile i Peru – ojczyzna ziemniaka. Szparag zielony zawiera więcej witamin i ma bardziej wyrazisty smak. Biały jest bardziej delikatny, a fioletowy ma z kolei smak przesycony większą ilością owoców.

Zielone szparagi

Obieramy je z łusek. Nie musimy z całych skórek tak jak te białe, które trzeba „ostrugać” – najlepiej obierakiem do ziemniaków lub innych warzyw. Teraz układamy je na wyłożonym papierową ściereczką bambusowym naczynku przeznaczonym do gotowania na parze. Najpierw wodę w garnku doprowadzamy do ostrego bulgotu, a potem układamy na tym bambusowe sitko – naczynko z listkiem sałaty, kapusty albo z papierową ściereczką i na tym kładziemy rybę, mięso, warzywa, a w naszym przypadku szparagi. Nieco grubej soli morskiej. Można dorzucić kilka listków szałwii. Gałązka rozmarynu też nie zawadzi i niech te nasze szparagi zielone nieco zmiękną, ale nie mogą się „rozlewać”, nie mogą być za miękkie, bo robimy je, jak powiadają francuscy szefowie kuchni, „po amerykańsku”, na chrupko. W tym samym czasie obieramy z pancerzyków chitynowych krewetki. Nacinamy im grzbiety. Igłą wyjmujemy im czarne jelita, nacięcia szpikujemy starannie wymieszanym masłem ze świeżą kolendrą i wrzucamy je na rozgrzany olej – najlepiej ten z dodatkiem rozmarynu. Nieco porto. Ewentualnie wytrawne sherry. Małe pomidorki wrzucamy na chwilę do wrzątku. Obieramy je ze skórek i teraz fundujemy im lodowatą kąpiel w wodzie z lodem. Do kolejnego garnka wrzucamy do wrzątku kilka długich klusek. Długie i grube. Sporo soli morskiej. Półmisek. Na nim układamy szparagi. „Przeplatamy” je kluskami. Na nie krewetki i pomidorki. I na to wszystko dajemy najpierw rozgrzany na patelni cheddar, a potem jajko podsmażone na bardzo miękko, po angielsku. Znów zioła. Koperek. Szczypiorek; jak ktoś ma ozdobne jadalne kwiatki, to wspaniale. I do tak przyrządzonych szparagów z kluseczkami wyśmienite będzie białe wytrawne wino. Na przykład pełne aromatów i niezwykłego bukietu Pinot Gris z Alzacji albo Pinot Grigio delle Venezie, wenecka wersja alzackiej ambrozji.

Idź do oryginalnego materiału