Dzieci przestały mnie zapraszać do wnuczki, po cichu wynająłi nianię, żeby ze mną się nie widywać.
Własna córka nie chce ze mną rozmawiać. choćby nie odbiera telefonu. Uważa, iż doprowadziłam ich rodzinę do rozwodu, choć nie jestem winna niczemu. To ona sama prosiła o pomoc.
Kasia wyszła za mąż w wieku osiemnastu lat. Poznała Jacka zaraz po tym, jak wrócił z wojska. Zakochali się w sobie od razu, a ona rzuciła studia, przestała słuchać moich rad. Musieliśmy wziąć ich pod swój dach, bo nie mieli gdzie mieszkać. Na początku było dobrze, choćby po ślubie dogadywaliśmy się. Ale gdy córka zaszła w ciążę, zaczęła się czepiać — mówiła, iż gotuję, a ją mdli. Nalegałam, żeby się wyprowadzili.
Z teściami umówiliśmy się, iż dołożymy się do mieszkania dla młodych, bo wiedzieliśmy, iż sami nie dadzą rady. Próbowałam dodzwonić się do ojca Kasi, myślałam, iż pomoże załatwić sprawę mieszkania. A on tylko powiedział, iż alimenty płacił i nic mu do nas.
Gdy córka urodziła, bardzo jej pomagałam. Cały wolny czas spędzałam z wnuczką, żeby młoda mama mogła odpocząć. Ale Kasia zaczęła udawać, wymyślać choroby, żeby zrzucić na mnie obowiązki rodzicielskie.
Często wysyłałam ich na randki, do kina, do restauracji, choćby na dziesięć dni wyjechali sami na wakacje. Lubiłam zajmować się wnuczką, więc nie było problemu. Męczyłam się strasznie, ale dla szczęścia córki zrobiłabym wszystko.
Gdy wrócili z podróży, zaproponowałam Jackowi remont. Przecież tylko leżał po pracy, choć miał luz w grafiku. Przywiozłam im materiały budowlane i zabrałam wnuczkę na dwa tygodnie do siebie. choćby wysłałam ekipę remontową, żeby zięć się nie przemęczał. I wtedy posypały się oskarżenia. Podobno Jackowi nie podobało się, iż „rozdaję rozkazy”. Ale co miałam zrobić, skoro on sam nic nie organizował?
Po remoncie nasze kontakty prawie się urwały. Dzieci przestały mnie zapraszać, wynajęli nianię w tajemnicy. Oczywiście byłam urażona, ale na swoje urodziny zaprosiłam całą rodzinę. Córka przyszła tylko z wnuczką. Zięć choćby nie zadzwonił z życzeniami. Zrobiło mi się tak przykro… Przecież im pomagałam, remont opłaciłam. Czy naprawdę zasłużyłam na takie traktowanie?
Jacek nakrzyczał na mnie, iż mam swoich rozkazów dosyć. Że to jego dom i nie chce mnie tam widzieć.
Może rzeczywiście przesadziłam z tą pomocą, ale chciałam dobrze. Teraz córka ciągle się kłóci z mężem i obwinia o to mnie. Płacze przez telefon, zarzuca mi wszystko. Podobno zięć już mówi o rozwodzie. choćby nie mogę zobaczyć wnuczki, nie słyszę jej głosu.
Przecież żyłam dla nich… Co mam teraz robić? Dlaczego oni mnie tak nienawidzą?