Gdy odzyskałam życie osobiste, córka uznała mnie za szaloną i zakazała spotkań z wnuczką

polregion.pl 10 godzin temu

Gdy w końcu odważyłam się mieć własne życie, córka nazwała mnie wariatką i zabroniła widywać się z wnuczką.

Całe swoje życie poświęciłam najpierw córce, potem wnuczce. Ale chyba zapomniały, iż ja też mam prawo do szczęścia, które nie kręci się wyłącznie wokół nich. Wyszłam za mąż bardzo młodo, mając dwadzieścia jeden lat. Mój mąż, Tomasz, był spokojnym, cichym człowiekiem, pracowity aż do bólu. Kiedyś dostał propozycję wyjazdu na dwutygodniowy zlecenie — niby dobra okazja, przewóz towaru do innego województwa.

Nigdy nie wrócił. Do dziś nie wiem, co się stało podczas tej podróży. Pewnego dnia po prostu zadzwonili i powiedzieli, iż Tomasza już nie ma. Zostałam sama z dwuletnią córeczką, zupełnie samotna. Rodzice męża dawno nie żyli, a moi mieszkali w innym mieście. Nie wiedziałam, jak przeżyć i jak zapewnić dziecku przyszłość.

Dobrze, iż po Tomaszu zostało nam małe mieszkanko. Gdyby nie to — nie wiem, jak byśmy sobie poradziły. Jestem nauczycielką z wykształcenia, więc początkowo próbowałam udzielać korepetycji w domu, ale prowadzenie lekcji, gdy wokół biega rozkrzyczane dziecko, było prawie niemożliwe.

Nie mogłam znaleźć normalnej pracy przez małą Kingę. Jak zostawić dwulatkę samą na cały dzień? Pewnego dnia przyjechała moja mama, zobaczyła moją rozpacz — i zabrała Kingę do siebie. Prawie dwa lata córka mieszkała z dziadkami, a ja harowałam bez przerwy. Pracowałam w szkole, brałam dodatkowe lekcje, udzielałam korepetycji.

W weekendy jeździłam do córki. Każde pożegnanie rozdzierało mi serce. Potem była kolejka do przedszkola — bałam się, iż znów będę siedzieć na zwolnieniach, ale na szczęście Kinga była zdrowa i prawie nie chorowała. Z czasem zostałyśmy we dwie. Potem szkoła, potem studia.

Pracowałam na trzy etaty, żeby miała najlepsze buty, spódnicę, bluzkę. Praktycznie nigdy nie miałam jednej pracy — zawsze dwie, czasem trzy. Ale gdy Kinga skończyła studia i zaczęła pracę, w końcu odetchnęłam. I jednocześnie poczułam szok — bo teraz byłam nikomu niepotrzebna.

Nie musiałam już łapać każdego dodatkowego zlecenia. Organizm zaczynał odmawiać posłuszeństwa, a jedynym przyjacielem został mi kot. Córka czasem wpadała na weekend, ale spędzanie całego dnia z samotną matką raczej nie było w jej planach. Czułam się porzucona. Wszystko zmieniło się, gdy urodziła się moja wnuczka Ola.

Na kilka miesięcy przed jej narodzinami wprowadziłam się do córki i jej męża — Jacka. Zakupy, sprzątanie, przygotowania do porodu — wszystko spadło na mnie. A potem, gdy Kinga wróciła do pracy, całkowicie przejęłam opiekę nad malutką. Ale nie narzekałam — wręcz przeciwnie, znów czułam się potrzebna.

W tym roku Ola poszła do szkoły. Po lekcjach zabierałam ją do siebie, karmiłam, odrabialiśmy lekcje, chodziliśmy do parku lub na zajęcia dodatkowe. I tam, w parku, poznałam Piotra. On też spacerował z wnuczką. Rozmawialiśmy. Piotr wcześnie owdowiał, podobnie jak ja, i teraz pomagał córce w opiece nad dzieckiem.

Kiedy go poznałam, nie miałam żadnych nadziei. Nigdy w życiu, po śmierci męża, nie byłam na randce ani kolacji. Najpierw małe dziecko, potem praca. Po narodzinach wnuczki z dumą nazywałam się babcią. Ale czy babcia może mieć adoratora? Okazało się, iż może. Piotr przypomniał mi, iż wciąż jestem kobietą.

Pierwsza wiadomość od niego z propozycją spotkania we dwoje była dla mnie szokiem. Z nim zaczęło się moje nowe życie. Chodziliśmy do kina, teatru, jeździliśmy na festiwale, wystawy. Znów poczułam smak życia.

Ale niestety, moja córka zareagowała na to z niechęcią. Wszystko zaczęło się od zwykłego telefonu w sobotni poranek:

— Mamo, przyjedziemy z Olą, posiedzisz z nią w weekend?

— Przepraszam, kochanie, ale mam już plany. Nie ma nas w mieście. Następnym razem powiedz wcześniej — na pewno posiedzę.

Kinga tylko sapnęła i się rozłączyła. W poniedziałek wróciliśmy z Piotrem. Byłam w świetnym nastroju, pełna energii. choćby Ola zauważyła, jak mi oczy błyszczą. Wszystko było spokojne do piątku, aż nie zadzwoniła ponownie:

— Zaprosili nas znajomi, mogę zostawić Olę?

— Umawiałyśmy się, iż mówisz wcześniej. Mam już wszystko zaplanowane.

— Znowu włóczysz się z tym swoim Piotrem?! On ci zupełnie rozum odebrał! — wrzasnęła.

— Kinga, co ty wygadujesz? — próbowałam ją uspokoić.

— Zupełnie zapomniałaś o Oli! Mówiłaś kiedyś, iż nie potrzebujesz szczęścia dla siebie. A teraz co? Wszystko się zmieniło?

— Tak, zmieniło! Znów żyję. Chciałabym, żebyś mnie zrozumiała — jako kobieta kobietę.

— A Ola ma cię jak zrozumieć? Wymieniłaś ją na jakiegoś faceta?!

— Co ty pleciesz?! Wciąż spędzam z nią większość czasu. Po prostu przeproś za te słowa — i zapomnijmy o tym.

— Ja mam przepraszać?! Ty chyba oszalałaś. Nie zostawię już z tobą Oli. Najpierw ogarnij się — potem pogadamy — rzuciła Kinga i się rozłączyła.

Po tym rozpłakałam się. Do bólu, do drżenia. Tak się starałam, całe życie żyłam dla nich. A gdy przyszła moja kolej — po prostu mnie skreśliły. Tak po prostu. Za to, iż w końcu pozwoliłam sobie być szczęśliwa.

Mam nadzieję, iż Kinga ochłonie. Zadzwoni. Zrozumie. Bo nie wyobrażam sobie życia bez niej i bez Oli.

Idź do oryginalnego materiału