Sztuka, która ratuje życie- Słuchaj Janek. Gdyby nie ty, skończyłbym ze sobą - usłyszał od jednego z gości ludowy artysta. A przecież nie zrobili dla niego z Krysią niczego nadzwyczajnego. Ot, spędził w ich zabytkowym domku kilka letnich dni. Inwalida, który swój codzienny krzyż zwykł zamykać w czterech ścianach pudełka w szarym bloku. Tutaj otworzył wreszcie okno i wpuścił do swojego życia świeże powietrze.- W czasie tamtych wakacji zachodził do mojego warsztatu i podpytywał o różne rzeczy. Oglądał kawałki drewna i narzędzia, które w ciągu 25 lat zdążyłem zrobić sobie sam. Wykonał jakąś prostą pracę. I złapał bakcyla. Ale w jego przypadku to jednak coś więcej. Sens życia? Koło ratunkowe? Sam nie wiem. Dość jednak powiedzieć, iż zdążył już przerosnąć mistrza. W czasie jednego z wojewódzkich przeglądów zdobył pierwszą, a ja drugą nagrodę. To jego ocalone życie jest dla mnie największym z darów. Najpiękniejszą nagrodą – nie kryje wzruszenia pan Jan.ens życia? Koło ratunkowe? Sam nie wiem. Dość jednak powiedzieć, iż zdążył już przerosnąć mistrza. W czasie jednego z wojewódzkich przeglądów zdobył pierwszą, a ja drugą nagrodę. To jego ocalone życie jest dla mnie największym z darów. Najpiękniejszą nagrodą – nie kryje wzruszenia pan Jan.Na półce spotyka się ze sobą to, co nabożne, z tym, co codziennePachnie wyborną, „dubieniecką”, kawą, domowym ciastem i latem, które właśnie teraz zachwyca i oszałamia najbardziej. Pochylamy się w trójkę nad kolorową serwetą, spod której wyglądają niezwykłe, jak wszystko tutaj, poskrzypujące deski stołu. W swojej sztuce Ulaniccy podążają za głosem natury. Za jej zaproszeniem. Niestety, nie wszyscy potrafią usłyszeć i dostrzec, jak wiele jest ona nam w stanie zaoferować. To, co niektórzy są skłonni uznać za niepotrzebny odpad, oni podnoszą z ziemi, oczyszczają i zamieniają w potężny głos ledwie słyszalny szept. Drewna można słuchać....Przy warsztacie przysiadły też psy i koty- Spacerujemy często w pobliżu Bugu, gdzie znajduje się mnóstwo wypłukanych przez wodę i nadwyrężonych przez warunki atmosferyczne fragmentów gałęzi czy pni. Każdy z nich to przecież osobna historia. Janek poszukuje czegoś odpowiedniego do swoich prac, a ja kawałków, z których powstaje później drewniana biżuteria. To, wydawałoby się, mała zawieszka, a wymaga tyle zaangażowania. Staram się nie poprawiać natury. Zależy mi jedynie na tym, aby podkreślić to naturalne piękno – zamyśla się, zawieszając na chwilę głos, pani Krystyna. W drewnie poszukaj siebieSięgam po jeden z rzecznych skarbów. Jest jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny. Tutaj kilka dziurek wydrążyły korniki, ówdzie znaczy się ciemniejszy ślad. Badam pod palcem fakturę, która wyszła spod dłuta starej rzeki. Na niektórych zawieszkach znak człowieka. Nienachalny. Obok. Podkreślenie tego, co w gruncie rzeczy doskonałe. Zupełnie tak, jak gdyby ktoś chciał powiedzieć „jestem obok, przyglądam się, jestem, ale ty jesteś większa”.- Niektórzy uważają nas pewnie za nieszkodliwych dziwaków, ponieważ spacerujemy po lecie z zadartymi głowami (śmiech). Janek poszukuje odpowiednio ułożonych gałęzi, z odpowiednimi odrostami, które stanowią później bazę dla figur Chrystusa ukrzyżowanego. To ważne, ponieważ on tych figur nie klei – wyjaśnia pani Krystyna.Z porzuconych kawałków drewna powstają między innymi takie "magnesiki"- Ramiona muszą być odpowiednio ułożone. O, właśnie tak, jak tutaj. To klon. Drzewo, w przypadku którego takie odrosty pojawiają się najczęściej. Proszę zobaczyć – zachęca artysta.Jasna figura zawieszona na ciemnych, skrzyżowanych belkach. W twórczości Ulanickiego mnóstwo jest religijnych odniesień. Współpracuje z innym artystą, który wykonuje drewniane kapliczki, a rzeźbiarz z Dubienki dostarcza do nich właśnie figury. I tak wspólnie robią coś dobrego. Ale są też inne motywy.- Od czego się zaczęło? Od kota (śmiech). Gościliśmy tutaj kiedyś rodzinę, która przyjechała z kotem. Mojej żonie ten kot się bardzo spodobał i obiecałem, iż jej takiego spróbuję zrobić. Wyrzeźbić. To było 25 lat temu. Nie miałem jeszcze zielonego pojęcia o rzeźbieniu. Żadnej wiedzy. Do wszystkiego doszedłem powoli sam. O narzędziach już zresztą wspominałem. I udał się kot. Krysia nie dowierzała własnym oczom (śmiech) – wspomina zabawne początki pan Jan.Rzeczne skarbyTTrudno jednak powiedzieć, czy bliżej mu do drewna, czy do metalu. Zawodowo związany był niegdyś z zakładem produkującym różnego rodzaju metalowe elementy: bramy, furtki, okucia, zawiasy, metalowe elementy konstrukcyjne. To rzemieślnicze pogranicze wciąż w nim zresztą gdzieś pobrzmiewa. To złota rączka. Pani Krystyna żartuje, iż mąż materializuje przy pomocy dłoni wszystko to, o czym ona nie zdąży jeszcze choćby pomyśleć.- Hm, mamy też za sobą nieco inną drogę, ponieważ Janek zaczął się zajmować rzeźbą, kiedy był już w średnim wieku. Mnie rękodzieło towarzyszyło od dzieciństwa. Moja ciocia zajmowała się szyciem ubrań. Swoją pierwszą sukienkę uszyłam sobie w szóstej klasie szkoły podstawowej. Zawsze lubiłam igłę. Mam naturę człowieka wiecznie w czymś „dłubiącego”. Stąd zamiłowanie do wyszywania, serwetek i różnego rodzaju tkanin. A do tego drewno. Do mnie należy jednak praca nad odpadami. Janek zagospodarowuje obszar większych form – podkreśla pani Krystyna.Wykonywaniem takich prac pasjonuje się pani KrystynaNieopodal domowego podwórka rozciąga się jej kolejne, pszczele królestwo. Wygodne, duże ule zrobił dla niej mąż, a ona, w myśl zasady, iż nic nie może się zmarnować, proponuje swoim odbiorcom woskowe świece. Ta miłość trwa już od prawie 40 lat.Skazani na zagładęA co z młodymi? Ich marzeniami, oczekiwaniami, życiem, pasjami? Czy także i oni pozostaną wierni jednemu powołaniu, jednej pasji? Czy w ogóle te pasje mają? Czym żyją? Jedno jest pewne. Do cichego zakątka Ulanickich zaglądają nadzwyczaj rzadko. Można powiedzieć „od wielkiego dzwonu”. A wszystko wymaga przecież pracy i zaangażowania. Także ludowa twórczość. Praca to jedno. Trudno być artystą bez pasji i „bożej iskry”.- To trudny temat. Nie ulega jednak wątpliwości, iż młodych ludzi w naszych kręgach po prostu nie ma. Nie ma komu przekazać wiedzy i miłości do tradycji. Nie mówi się o tym w domu ani w szkole. Pozostajemy w pewnym sensie anonimowi. Rozpoznawalni, ale tylko w specjalistycznych, wąskich kręgach. I oczywiście wśród tych, którzy przyjeżdżają na jarmarki. To jednak za mało. O tego typu działalności trzeba mówić szerzej. Nie chodzi o sławę. Idzie o to, aby twórcy tacy jak my, mieli poczucie, iż są potrzebni w lokalnej społeczności. Że mogą coś pożytecznego zrobić – twierdzą małżonkowie.Żyjemy przecież razem, a coraz częściej towarzyszy nam refleksja, iż adekwatnie jesteśmy sobie obcy. Ludzi oddzielają od siebie tylko niskie płoty, czasami ściana, a niekiedy ruchliwa ulica. Widzimy się jednak i obserwujemy swoje codzienne aktywności. Dlaczego tak trudno się spotkać? Usłyszeć? Być może dlatego właśnie umierają powoli lokalni twórcy? Trudno mówić o tym, co ważne, bez spotkania...Zamiłowanie do tkanin ludowa artystka ma po swojej cioci- Jesteśmy już w wieku, w którym coraz częściej myśli się o tym, co po drugiej stronie. Nie myślimy już o rozwoju, ale o rzetelnym zdaniu sprawozdania ze swojego życia. Takich osób jak my, pozostało zaledwie kilka w naszym regionie. Wciąż jednak mamy wrażenie, iż nie ma tak naprawdę tej przestrzeni spotkania. Są okazje, pewne zjawiska, ale nie można mówić o prawidłowości. Chcielibyśmy mieć taką przestrzeń, która pozwoliłaby na swobodną komunikację z naszymi odbiorcami. Sami nie jesteśmy w stanie wszystkiego wywalczyć. Potrzeba pewnych systemowych rozwiązań – twierdzą Ulaniccy.A na Zatylnej czas w ogóle nie przyspieszył. Sunie dostojnie, powoli. Jak przed wiekami. Upał prześlizguje się po asfalcie ulicy i dachach domów. I znowu uderzy młotek. I znowu ostrze dłuta wedrze się pod nagie drewno, by odsłonić to, co stare i to, co nowe.Czytaj także:Gm. Siedliszcze. Przez ostatni rok ścierali się wielokrotnie, ale zagłosowali jednogłośniePowiat chełmski. Podsumowali rok pracy, ale w niepełnym składzie. Zabrakło radnych z klubu G9Gm. Dubienka. W sprawie dróg i świetlic trzeba uzbroić się w cierpliwośćGm. Dubienka. Najbliższe lata naznaczone będą walką