Hiszpańskie miasteczko z przeszłością jak z koszmaru. "To była parodia, wyrzucili nas"

gazeta.pl 5 godzin temu
Wielowiekowe mury, średniowieczny zamek i urokliwe uliczki, po których dziś chodzą już tylko turyści. Granadilla to miejsce, które miało zniknąć z mapy, ale przetrwało - bez ludzi, ale z historią pełną emocji. Dlaczego rząd Franco kazał je opuścić?
Położona w hiszpańskiej Estremadurze Granadilla to jedno z tych miejsc, które wyglądają jak z pocztówki, ale kryją dramatyczną przeszłość. Miasto z bogatą historią i średniowieczną architekturą zostało nagle opuszczone w latach 60., a wszystko przez plan rządu, który nigdy nie doszedł do skutku w przewidywanej formie. Dziś ruiny przyciągają turystów, ale dla dawnych mieszkańców to wciąż bolesna rana.


REKLAMA


Zobacz wideo Cud Podlasia wygląda jak wyspa na Pacyfiku


Granadilla, czyli hiszpańskie miasto duchów
Wszystko zaczęło się w 1955 roku, kiedy rząd generała Franco wpadł na pomysł na ożywienie gospodarki. W okolicy wybudowano wówczas zbiornik retencyjny Gabriel y Galán, a Granadilla stała się jego terenem zalewowym. Urzędnicy wydali wówczas dekret, który ogłosił miasto "strefą powodziową" i nakazał ewakuację.


Od 1959 do 1969 roku wszyscy ludzie zostali przymusowo wysiedleni. Co ciekawe, miejscowość nigdy nie została zalana, ale dotarcie do niej stało się znacznie utrudnione. Woda otoczyła Granadillę i zalała wszystkie drogi dojazdowe oprócz jednej. Mieszkańcom nigdy nie pozwolono jednak powrócić do domów.


Mieszkańcy hiszpańskiego miasteczka zostali przymusowo wysiedleni
Doświadczenia z lat 60. były traumatycznym przeżyciem dla mieszkańców. Wielu z nich zaczęło przenosić się do okolicznych wsi, pozostawiając swoje majątki. Chociaż od wydarzeń minęło sporo czasu, to ich wspomnienie wciąż wiąże się z silnymi emocjami.
To była parodia. Wyrzucili nas, twierdząc, iż woda zaleje miasto, co było niemożliwe, ponieważ miasto jest wyższe od tamy. Ale to były czasy dyktatury i nie mieliśmy żadnych praw. To, co mnie naprawdę frustruje, to to, iż w czasach demokratycznych, walczyłem o odzyskanie Granadilli ze stowarzyszeniem i żaden rząd nas nie wysłuchał
- mówił Eugenio Jiménez, prezes Stowarzyszenia Synów Granadilli w rozmowie z BBC.


Jego frustrację podzielał także inny były mieszkaniec. Jak przyznał, ewakuacji towarzyszyły wielkie emocje i łzy. Ludzie nie mogli odzyskać swoich posiadłości, ponieważ rząd wciąż podtrzymywał dekret wydany przez generała Franco. Miasto jest jednak chętnie odwiedzane przez turystów z całego świata.
Idź do oryginalnego materiału