Dzisiaj znów miałam dość. Ledwo ułożyłam Mikołaja do snu, gdy dostałam wiadomość: „Będę za chwilę”. Od Zofii Kowalskiej, mojej teściowej. Kobieta o… trudnym charakterze, delikatnie mówiąc. Zero troski, za to pełno arogancji, narcyzmu i ciągłego udawania, iż ma dwadzieścia lat. Nikt nie znał jej prawdziwego wieku – sama zaciekle ukrywała cyfry, twierdząc, iż „w głębi duszy jest młodą dziewczyną”.
Kiedy byłam w ciąży, od razu dała mi jasno do zrozumienia: nie licz na nią. Jej „aktywne życie” – siłownia, spotkania, randki – nie pozostawiało miejsca na kołysanie wnuka. Była kategoryczna:
— Ja swoje już odsiedziałam w pieluchach. Ani dnia więcej.
I oto dziesięć minut później dzwonek do drzwi. Na progu stała w jaskrawej sukience, z uczesaniem jak u celebrytki i w butach na tak wysokich obcasach, iż ich stukot roznosił się po całym bloku. Weszła, jakby to był jej dom, rzuciła buty w kąt i przeszła do kuchni.
— Joasiu, zrób mi herbatę, dobrze? Dzisiaj byłam jak wiewiórka w kołowrotku – praca, zakupy, spotkania… Strasznie zmęczona. Ale jestem. Pamiętasz swoją niebieską sukienkę? Tę, którą miałaś na ostatnim przyjęciu?
— Pamiętam – odpowiedziałam ostrożnie.
— Oddaj mi ją. I tak po porodzie przytyłaś, nie wejdziesz w nią.
Spuściłam wzrok. Ukłuło mnie. Tak, moja figura się zmieniła – ale usłyszeć coś takiego od własnej teściowej, i to w takim tonie… to było po prostu przykre. Ale Zofia, jak zwykle, nie odpuściła.
— choćby nie zapytasz, po co mi to?
Nie odpowiedziałam. Przywykłam już, iż Zofia wciąż szuka kolejnego „księcia z bajki” – młodszego, bogatszego. Jej życie to nieustanny casting. Żaden z jej związków nie przetrwał dłużej niż kilka miesięcy.
— Mam nowego adoratora – ciągnęła z dumą. — Przystojny, ma mieszkanie i samochód. Ale pewnie playboy. Chcę go sprawdzić. Pomóż mi, Joasiu – napiszesz do niego na Facebooku. Zobaczymy, czy się złapie.
— Przepraszam, ale nie będę uczestniczyć w takich gierkach – powiedziałam stanowczo.
— A, tak? Nie spodziewałam się! W porządku! Zostaw sobie tę sukienkę, możesz nią podłogi wycierać, i tak już w nią nie wejdziesz! — prychnęła i wybiegła z mieszkania, trzaskając drzwiami.
Oczywiście, teściowa nie omieszkała poskarżyć się synowi. Krzysztof wrócił do domu, wysłuchał obu wersji. Wiedział, iż jego matka jest wybuchowa i trzeba do niej „znaleźć sposób”. Ale w środku był wściekły.
— Porozmawiam z nią, nie martw się – szepnął, przytulając mnie.
Minęło kilka dni. Na urodziny Krzysztofa mieli przyjść goście, ale jeden z przyjaciół nie mógł się pojawić. Tymczasem Zofia nie zadzwoniła z życzeniami, tylko… by pożalić się na kolejny nieudany romans.
A potem znów przyszła. Przyniosła słoik konfitur i przeprosiny.
— Wybacz mi, Joasiu. Straciłam nerwy. Po prostu… jestem zmęczona. Bycie samotną jest ciężkie. Wciąż szukam kogoś, a kończy się na rozczarowaniach. Na przykład Grzegorz… Planowaliśmy razem zamieszkać, ale jego syn zadzwonił i powiedział, iż niszczę ich rodzinę. Że Grzegorz jest zadłużony, żonaty, a ja jestem dla niego tylko chwilową pociechą. I zerwał ze mną kontakt. Jakby ktoś go wyłączył.
— Może po prostu się wystraszył? – zapytałam łagodnie.
— Może… Albo jest po prostu słaby. Syn zagroził, iż spłaci jego długi, jeżeli zerwie ze mną. I zerwał. Ot, cała historia. Pewnie bał się, iż go do ołtarza zaciągnę, a potem będę się dobierać do spadku. Wyobrażasz sobie?
Gdy Zofia płakała nad swoim losem, słuchałam w milczeniu. Wszedł Krzysztof. Gdy jadł, jego matka znów zaczęła przedstawienie – opowiadała, jak jest nieszczęśliwa, jak każdy ją rani. Chciała, żeby i on się nad nią użalił, jak zawsze.
— Mamo, może nie szukaj na siłę? adekwatny człowiek sam się znajdzie – powiedział spokojnie.
— Tak? A w międzyczasie mam siedzieć w domu i żuć łzy?
— Nie, ale może mniej dramatu? Pobaw się z wnukiem, idź na spacer. Życie to nie tylko romanse.
— Aha, już rozumiem. Masz ochotę ze mnie zrobić darmową nianię? Nie, dziękuję, twoje dziecko – twoje zmartwienia!
— Mamo, znowu wszystko bierzesz do siebie. Znajdź sobie hobby, zamiast ciągle pakować się w kłopoty.
— Hobby? Chcę kochać i być kochaną! I niech się mylę – to moje życie! A twoja żona niech lepiej weźmie się za siebie, bo po porodzie się rozlała, tylko dziecko w ręce i zero życia. Myślisz, iż tak się utrzymuje związek?
— Dosyć! Nie mów tak o Joannie! Dopiero co urodziła, potrzebuje czasu. Zamiast ją krytykować, lepiej jej pomóż!
Zofia zatrzasnęła drzwi i wyszła. Stałam za ścianą, słysząc każde słowo. Łzy cisnęły mi się do oczu, ale tylko przytuliłam się do męża.
Bo wiedziałam: nie zmienię jej. Taka jest. I jedyne, co mogę zrobić, to nauczyć się z tym żyć. Albo po prostu odciąć.