Język mojej przyjaciółki jest jak magnes – fascynująca i zaskakująca, ale czasem potrafi być naprawdę słodka.

twojacena.pl 3 godzin temu

Dzisiaj znów myślałam o mojej przyjaciółce, Baśce Baranowskiej. Ta dziewczyna ma język jak brzytwę – jest przebojowa, piekielnie bystra i potrafi wywijać słowem jak nikt inny. Ale czasem udaje taką niewinną, słodziutką myszkę, iż aż chce się ją przytulić i pogłaskać po głowie. Mistrzyni manipulacji.

Ostatnio wspominałam naszą wycieczkę autokarem. W środku upchnięci jak śledzie w puszce, kierowca – solidny, stateczny pan Wiesiek – miał przed sobą długą nocną trasę bez drugiego kierowcy. Rozejrzał się po naszej hałaśliwej grupie i rzekł:

– Daleka droga przed nami, szkoda by było, gdybym zasnął za kierownicą. Może któraś z pań dotrzyma mi towarzystwa? Posiedzi, pogada, rozjaśni myśli? Będzie coś z tego miała.

Wszyscy zrobili kwaśne miny – żal kierowcy, ale kto by chciał rezygnować z drzemki? Każdy marzył, by zapaść w sen i obudzić się już na miejscu.

I wtedy wkroczyła do akcji Baranowska. Zgodziła się zabawiać Wieśka, podczas gdy reszta będzie chrapać. Przesiadła się na przód, podwinęła spódniczkę, spuściła oczy – obrazek skromności.

– Nie wiem, o czym mówić, jestem nieśmiała… ale spróbuję.

Pasażerowie układali się wygodnie, Wiesiek pruł szosę, autokar pożerał kilometry. Baśka zaczyna:

– O czym pogadamy, szefie? Może opowiem o pierwszej miłości? Było to dawno, dawno temu, miałam dziewiętnaście lat…

– O, temat! – Wiesiek aż się ożywił. – Ja też kiedyś miałem… w zeszłym tysiącleciu. Wal, kędzierzawa!

– W tych zamierzchłych czasach przytrafiła mi się pierwsza miłość – ciągnęła Baranowska. – A może druga… albo trzecia, dokładnie nie liczyłam. Ważne, iż w pierwszej dziesiątce. Imienia kawalera nie zdradzę. Nazwijmy go… Świrek.

Wiesiek kręcił kierownicą i kiwał głową. Baśka z czułością opowiadała, jak pewnego wieczoru spotkali się ze Świrkiem i ogarnęła ich tak szalona namiętność, że… aż na środku ruchliwej ulicy!

– Zrozumieliśmy, iż całe życie szliśmy ku sobie! – mówiła, błyszcząc oczami. – Proszę sobie wyobrazić, zaraz po obiedzie wstaliśmy i ruszyliśmy na spotkanie z przeznaczeniem! I spotkaliśmy się na rozstaju trzech dróg, gdy na niebie zapalały się pierwsze gwiazdy, a w okolicznych knajpach zaczynały się pierwsze burdy…

– No, no, gadasz jak najęta! – Wiesiek aż się uśmiechnął. – No i co? Rozpaliło was? Poszło na gorąco?

– Wszystko pięknie, tylko gdzie się kochać? – westchnęła Baśka. – U mnie nie, u Świrka nie. U znajomych wszystkie kanapy zajęte, wynająć pokój – za drogo.

– Znane mi to! – Wiesiek pokiwał głową. – Za młodu też miałem takie epizody. Hormony szaleją, baba gotowa na wszystko, a łóżka jak na lekarstwo. Chyba bym ją na chodniku rozłożył!

– Szukaliśmy jakiegoś ustronnego miejsca, ale nic – ciągnęła Baśka. – Z rozpaczy choćby do parku na ławki – a tam też pełno par! Jakaś epidemia miłości! W końcu Świrek mówi: „Kochanie, może in- „Może następnym razem?” – powiedział, na co Wiesiek wrzasnął tak głośno, iż o mało nie zjechał na pobocze, krzycząc: „Co za ciamajda! Gdybym ja był na jego miejscu, to bym ci pokazał, jak się kocha!”, a autokar wypełnił się śmiechem, bo tylko Baranowska potrafiła tak perfekcyjnie rozegrać wszystkich do ostatniego.

Idź do oryginalnego materiału