John Dewey: Moje credo pedagogiczne
Moje credo pedagogiczne – słynne oświadczenie Johna Dewey’a dotyczące edukacji. Po raz pierwszy opublikowane w czasopiśmie The School Journal, tom LIV, numer 3 (16 stycznia 1897), strony 77-80.
ARTYKUŁ I – Czym jest edukacja
Uważam, iż cała edukacja dokonuje się poprzez uczestnictwo jednostki w społecznej świadomości rasy. Proces ten zaczyna się niemal nieświadomie zaraz po urodzeniu i nieustannie kształtuje zdolności jednostki, nasyca jej świadomość, formuje nawyki, trenuje jej pomysły oraz budzi jej uczucia i emocje. Dzięki tej nieświadomej edukacji jednostka stopniowo zaczyna dzielić się intelektualnymi i moralnymi zasobami, które ludzkość zdołała zgromadzić. Staje się dziedzicem nagromadzonego kapitału cywilizacji. choćby najbardziej formalna i techniczna edukacja na świecie nie może bezpiecznie odbiegać od tego ogólnego procesu. Może go jedynie zorganizować lub skierować w jakimś konkretnym kierunku.
Człowiek jako istota pojęciowa – Mike Mentzer
Geny, Memy i Tremy – Susan Blackmore
Uważam, iż jedyna prawdziwa edukacja wynika ze stymulacji zdolności dziecka przez wymagania sytuacji społecznych, w których się znajduje. Dzięki tym wymaganiom dziecko jest pobudzane do działania jako członek wspólnoty, do wyjścia poza pierwotną ciasnotę swoich działań i uczuć oraz do postrzegania siebie z perspektywy dobra grupy, do której należy. Poprzez reakcje innych na jego własne działania dziecko zaczyna rozumieć, co te działania oznaczają w kategoriach społecznych. Wartość, jaką one mają, jest odzwierciedlana z powrotem w nich samych. Na przykład, dzięki reakcjom na instynktowne gaworzenie dziecka, ono samo zaczyna rozumieć, co te gaworzenia oznaczają; następnie przekształca się w artykułowany język i w ten sposób dziecko poznaje skonsolidowane bogactwo idei i emocji, które w tej chwili są ujęte w języku.
Uważam, iż ten proces edukacyjny ma dwie strony – jedną psychologiczną, a drugą socjologiczną – i iż żadna z nich nie może być podporządkowana drugiej ani zaniedbana bez negatywnych konsekwencji. Z tych dwóch stron podstawą jest ta psychologiczna. Własne instynkty i zdolności dziecka dostarczają materiału i stanowią punkt wyjścia dla całej edukacji. O ile wysiłki edukatora nie łączą się z jakąś działalnością, którą dziecko prowadzi z własnej inicjatywy, niezależnie od edukatora, edukacja sprowadza się do nacisku z zewnątrz. Może to wprawdzie przynieść pewne zewnętrzne rezultaty, ale nie może być prawdziwie nazwana edukacją. Bez wglądu w psychologiczną strukturę i działania jednostki proces edukacyjny będzie przypadkowy i arbitralny. jeżeli przypadkiem pokryje się z aktywnością dziecka, zyska dźwignię; jeżeli nie, doprowadzi do tarć, rozpadu lub zahamowania natury dziecka.
Uważam, iż znajomość warunków społecznych oraz obecnego stanu cywilizacji jest konieczna, aby prawidłowo zinterpretować zdolności dziecka. Dziecko ma swoje własne instynkty i tendencje, ale nie wiemy, co one oznaczają, dopóki nie przetłumaczymy ich na ich społeczne odpowiedniki. Musimy być w stanie odnieść je do społecznej przeszłości i zobaczyć je jako dziedzictwo wcześniejszych działań rasy. Musimy także być w stanie projektować je w przyszłość, aby zobaczyć, jaki będzie ich wynik i cel. W podanym wcześniej przykładzie zdolność do dostrzeżenia w gaworzeniu dziecka obietnicy i potencjału przyszłej interakcji społecznej oraz rozmowy pozwala na odpowiednie podejście do tego instynktu.
Uważam, iż strony psychologiczna i społeczna są organicznie powiązane i iż edukacja nie może być traktowana jako kompromis między nimi ani jako nałożenie jednej na drugą. Mówi się, iż psychologiczna definicja edukacji jest jałowa i formalna – daje nam jedynie ideę rozwoju wszystkich zdolności umysłowych, nie wskazując, do czego te zdolności są wykorzystywane. Z drugiej strony, uważa się, iż społeczna definicja edukacji, jako dostosowania się do cywilizacji, czyni z niej wymuszony i zewnętrzny proces, który podporządkowuje wolność jednostki z góry ustalonym statusom społecznym i politycznym.
Uważam, iż każde z tych zarzutów jest prawdziwe, gdy jest wysuwane przeciwko jednej stronie izolowanej od drugiej. Aby wiedzieć, czym naprawdę jest zdolność, musimy znać jej cel, użycie lub funkcję; a tego nie możemy wiedzieć, dopóki nie postrzegamy jednostki jako aktywnej w relacjach społecznych. Z drugiej strony, jedyna możliwa adaptacja, jaką możemy zaoferować dziecku w istniejących warunkach, wynika z oddania mu w pełni wszystkich jego zdolności. Wraz z nadejściem demokracji i nowoczesnych warunków przemysłowych niemożliwe jest dokładne przewidzenie, jaka cywilizacja będzie za dwadzieścia lat. Dlatego niemożliwe jest przygotowanie dziecka do jakichś konkretnych warunków. Przygotowanie go do przyszłego życia oznacza danie mu kontroli nad samym sobą; oznacza tak go wyszkolić, aby miał pełny i gotowy dostęp do wszystkich swoich zdolności; aby jego oko, ucho i ręka były narzędziami gotowymi do użycia, aby jego osąd był zdolny do uchwycenia warunków, w których musi działać, a siły wykonawcze były trenowane do działania ekonomicznie i efektywnie. Tego rodzaju adaptacji nie można osiągnąć, jeżeli nie uwzględnia się nieustannie własnych zdolności, gustów i zainteresowań jednostki – innymi słowy, jeżeli edukacja nie jest nieustannie przekładana na terminy psychologiczne.
Podsumowując, uważam, iż jednostka, która ma być wyedukowana, jest jednostką społeczną, a społeczeństwo jest organicznym związkiem jednostek. Jeśli wyeliminujemy czynnik społeczny z dziecka, pozostanie nam tylko abstrakcja; jeżeli wyeliminujemy czynnik indywidualny ze społeczeństwa, pozostanie nam tylko bezwładna i martwa masa. Edukacja musi więc zaczynać się od psychologicznego wglądu w zdolności, zainteresowania i nawyki dziecka. Musi być kontrolowana na każdym etapie z odniesieniem do tych samych kwestii. Te zdolności, zainteresowania i nawyki muszą być nieustannie interpretowane – musimy wiedzieć, co oznaczają. Muszą być tłumaczone na ich społeczne odpowiedniki – na terminy tego, do czego są zdolne w zakresie usług społecznych.
ARTYKUŁ II – Czym jest szkoła
Uważam, iż szkoła jest przede wszystkim instytucją społeczną. Edukacja, będąc procesem społecznym, szkoła jest po prostu tą formą życia wspólnotowego, w której skoncentrowane są wszystkie te czynniki, które będą najbardziej skuteczne w umożliwieniu dziecku dzielenia się odziedziczonymi zasobami rasy oraz wykorzystywania własnych zdolności dla celów społecznych.
Uważam, iż edukacja jest więc procesem życia, a nie przygotowaniem do przyszłego życia.
Uważam, iż szkoła musi odzwierciedlać obecne życie – życie tak realne i ważne dla dziecka, jak to, które prowadzi w domu, w sąsiedztwie czy na placu zabaw.
Uważam, iż edukacja, która nie zachodzi poprzez formy życia lub takie, które są warte przeżycia dla nich samych, jest zawsze słabym substytutem prawdziwej rzeczywistości i ma tendencję do ograniczania oraz uśmiercania.
Uważam, iż szkoła, jako instytucja, powinna uprościć istniejące życie społeczne; powinna, można by powiedzieć, sprowadzić je do embrionalnej formy. Obecne życie jest tak skomplikowane, iż dziecko nie może zetknąć się z nim bez zamieszania czy rozproszenia; jest albo przytłoczone mnogością trwających działań, co prowadzi do utraty własnej umiejętności uporządkowanej reakcji, albo tak pobudzane przez te różne aktywności, iż jego zdolności są przedwcześnie angażowane, co prowadzi do nadmiernej specjalizacji lub rozpadu.
Uważam, iż jako takie uproszczone życie społeczne, życie szkolne powinno stopniowo wyrastać z życia domowego; powinno przejmować i kontynuować zajęcia, z którymi dziecko jest już zaznajomione w domu.
Uważam, iż powinno przedstawiać te zajęcia dziecku i odtwarzać je w taki sposób, aby dziecko stopniowo nauczyło się ich znaczenia i było zdolne do odegrania własnej roli w odniesieniu do nich.
Uważam, iż jest to konieczność psychologiczna, ponieważ jest to jedyny sposób zapewnienia ciągłości w rozwoju dziecka, jedyny sposób nadania tła wcześniejszych doświadczeń nowym ideom przekazywanym w szkole.
Uważam, iż jest to także konieczność społeczna, ponieważ dom jest formą życia społecznego, w którym dziecko było wychowywane i w związku z którym otrzymało moralne szkolenie. Zadaniem szkoły jest pogłębianie i rozszerzanie jego poczucia wartości związanych z życiem domowym.
Uważam, iż wiele obecnych systemów edukacji zawodzi, ponieważ zaniedbuje tę fundamentalną zasadę szkoły jako formy życia wspólnotowego. Postrzega szkołę jako miejsce, gdzie podaje się pewne informacje, gdzie uczy się określonych lekcji lub kształtuje pewne nawyki. Wartość tych elementów jest postrzegana głównie w odległej przyszłości; dziecko musi wykonywać te rzeczy dla czegoś innego, co ma zrobić; są one jedynie przygotowaniem. W rezultacie nie stają się one częścią doświadczenia życiowego dziecka i nie są prawdziwie edukacyjne.
Uważam, iż moralna edukacja koncentruje się na tym pojęciu szkoły jako formy życia społecznego, iż najlepsze i najgłębsze moralne szkolenie wynika dokładnie z konieczności wchodzenia we adekwatne relacje z innymi w jedności pracy i myśli. Obecne systemy edukacyjne, w miarę jak niszczą lub zaniedbują tę jedność, utrudniają lub uniemożliwiają zdobycie jakiegokolwiek autentycznego, regularnego wykształcenia moralnego.
Uważam, iż dziecko powinno być stymulowane i kontrolowane w swojej pracy poprzez życie wspólnoty.
Uważam, iż w obecnych warunkach zbyt wiele bodźców i kontroli pochodzi od nauczyciela z powodu zaniedbania idei szkoły jako formy życia społecznego.
Uważam, iż miejsce i praca nauczyciela w szkole powinny być interpretowane na tej samej podstawie. Nauczyciel nie jest w szkole, aby narzucać pewne idee lub kształtować określone nawyki u dziecka, ale jest tam jako członek wspólnoty, aby wybierać wpływy, które będą oddziaływać na dziecko, i pomagać mu we właściwym reagowaniu na te wpływy.
Uważam, iż dyscyplina w szkole powinna wynikać z życia szkoły jako całości, a nie bezpośrednio od nauczyciela.
Uważam, iż zadaniem nauczyciela jest jedynie określenie, na podstawie większego doświadczenia i dojrzałej mądrości, jak dyscyplina życia powinna dotrzeć do dziecka.
Uważam, iż wszystkie kwestie dotyczące klasyfikacji dziecka i jego awansu powinny być rozstrzygane w odniesieniu do tego samego standardu. Egzaminy są użyteczne tylko o tyle, o ile testują zdolność dziecka do życia społecznego i wskazują miejsce, w którym może być najbardziej użyteczne i gdzie może otrzymać największą pomoc.
ARTYKUŁ III – Przedmiot nauczania
Uważam, iż życie społeczne dziecka stanowi podstawę koncentracji lub korelacji we wszystkich jego szkoleniach czy rozwoju. Życie społeczne nadaje nieświadomą jedność i tło dla wszystkich jego wysiłków i osiągnięć.
Uważam, iż materia nauczania w programie szkolnym powinna oznaczać stopniowe różnicowanie się z pierwotnej nieświadomej jedności życia społecznego.
Uważam, iż naruszamy naturę dziecka i utrudniamy najlepsze wyniki etyczne, wprowadzając dziecko zbyt gwałtownie do szeregu specjalistycznych przedmiotów, takich jak czytanie, pisanie, geografia itp., bez związku z tym życiem społecznym.
Uważam więc, iż prawdziwym centrum korelacji przedmiotów szkolnych nie jest nauka, literatura, historia ani geografia, ale własne działania społeczne dziecka.
Uważam, iż edukacja nie może być zunifikowana poprzez studiowanie nauki czy tak zwanego studiowania przyrody, ponieważ natura sama w sobie, z dala od ludzkiej działalności, nie jest jednością; natura sama w sobie jest zbiorem różnych obiektów w przestrzeni i czasie, a próba uczynienia jej centrum pracy sama w sobie wprowadza zasadę promieniowania, a nie koncentracji.
Uważam, iż literatura jest odzwierciedleniem i interpretacją doświadczenia społecznego; dlatego musi następować po takim doświadczeniu, a nie je poprzedzać. Nie może więc stanowić podstawy, choć może być podsumowaniem unifikacji.
Uważam ponownie, iż historia ma wartość edukacyjną o tyle, o ile przedstawia fazy życia społecznego i rozwoju. Musi być kontrolowana w odniesieniu do życia społecznego. Kiedy traktowana jest po prostu jako historia, zostaje odrzucona w odległą przeszłość i staje się martwa i bezwładna. Traktowana jako zapis życia społecznego i postępu człowieka, staje się pełna znaczenia. Uważam jednak, iż nie może być tak traktowana, chyba iż dziecko jest również bezpośrednio wprowadzane do życia społecznego.
Uważam zatem, iż podstawą edukacji jest działanie sił dziecka wzdłuż tych samych ogólnych, konstruktywnych linii, które doprowadziły do powstania cywilizacji.
Uważam, iż jedynym sposobem na uświadomienie dziecku jego dziedzictwa społecznego jest umożliwienie mu wykonywania tych fundamentalnych typów działalności, które czynią cywilizację taką, jaka jest.
Uważam więc w tak zwane ekspresyjne lub konstruktywne działania jako centrum korelacji.
Uważam, iż to ustala standard dla miejsca gotowania, szycia, szkolenia manualnego itp. w szkole.
Uważam, iż nie są to specjalne przedmioty, które mają być wprowadzane ponad inne w celu relaksu czy ulgi, ani jako dodatkowe umiejętności. Uważam raczej, iż reprezentują one, jako typy, fundamentalne formy działalności społecznej; i iż jest możliwe oraz pożądane, aby wprowadzenie dziecka do bardziej formalnych przedmiotów programu nauczania następowało poprzez te działania.
Uważam, iż studiowanie nauki jest edukacyjne o tyle, o ile wydobywa materiały i procesy, które czynią życie społeczne takim, jakie jest.
Uważam, iż jedną z największych trudności w obecnym nauczaniu nauki jest to, iż materiał jest przedstawiany w czysto obiektywnej formie lub traktowany jako nowy, szczególny rodzaj doświadczenia, który dziecko może dodać do tego, co już przeżyło. W rzeczywistości nauka ma wartość, ponieważ daje zdolność interpretacji i kontroli już przeżytych doświadczeń. Powinna być wprowadzana nie jako nowy materiał przedmiotowy, ale jako ujawnianie czynników już zaangażowanych w poprzednich doświadczeniach i jako dostarczanie narzędzi, dzięki których te doświadczenia mogą być łatwiej i skuteczniej regulowane.
Uważam, iż w tej chwili tracimy wiele wartości studiów literackich i językowych z powodu eliminacji elementu społecznego. Język jest niemal zawsze traktowany w podręcznikach pedagogicznych po prostu jako wyraz myśli. Jest prawdą, iż język jest narzędziem logicznym, ale przede wszystkim i fundamentalnie jest narzędziem społecznym. Język jest urządzeniem komunikacji; jest narzędziem, dzięki którego jedna jednostka zaczyna dzielić się ideami i uczuciami innych. Kiedy traktowany jest po prostu jako sposób zdobywania indywidualnych informacji lub jako sposób popisywania się tym, czego się nauczyło, traci swój społeczny motyw i cel.
Uważam więc, iż w idealnym programie szkolnym nie ma następstwa przedmiotów. jeżeli edukacja jest życiem, całe życie ma od początku aspekt naukowy, aspekt sztuki i kultury oraz aspekt komunikacji. Nie może więc być prawdą, iż odpowiednie przedmioty dla jednej klasy to tylko czytanie i pisanie, a w późniejszej klasie można wprowadzić czytanie, literaturę czy naukę. Postęp nie polega na następstwie przedmiotów, ale na rozwoju nowych postaw wobec doświadczeń i nowych zainteresowań nimi.
Uważam na koniec, iż edukacja musi być pojmowana jako ciągła rekonstrukcja doświadczenia; iż proces i cel edukacji są tym samym.
Uważam, iż ustanowienie jakiegokolwiek celu poza edukacją, jako dostarczającego jej cel i standard, pozbawia proces edukacyjny znacznej części jego znaczenia i skłania do polegania na fałszywych i zewnętrznych bodźcach w obchodzeniu się z dzieckiem.
ARTYKUŁ IV – Natura metody
Uważam, iż kwestia metody sprowadza się ostatecznie do pytania o kolejność rozwoju zdolności i zainteresowań dziecka. Prawo przedstawiania i traktowania materiału jest prawem ukrytym w naturze samego dziecka. Ponieważ tak jest, uważam, iż następujące stwierdzenia mają nadrzędne znaczenie dla określenia ducha, w jakim prowadzona jest edukacja:
1.Uważam, iż aktywna strona rozwoju wyprzedza bierną w naturze dziecka; iż ekspresja poprzedza świadome wrażenie; iż rozwój mięśniowy wyprzedza sensoryczny; iż ruchy pojawiają się przed świadomymi odczuciami; uważam, iż świadomość jest zasadniczo motoryczna lub impulsywna; iż stany świadome mają tendencję do wyrażania się w działaniu.
Uważam, iż zaniedbanie tej zasady jest przyczyną dużej części marnowania czasu i sił w pracy szkolnej. Dziecko jest stawiane w biernej, recepcyjnej lub absorpcyjnej postawie. Warunki są takie, iż nie wolno mu podążać za prawem swojej natury; wynikiem jest tarcie i marnotrawstwo.
Uważam, iż idee (procesy intelektualne i racjonalne) również wynikają z działania i rozwijają się dla lepszej kontroli działania. To, co nazywamy rozumem, jest przede wszystkim prawem uporządkowanego lub skutecznego działania. Próba rozwijania zdolności rozumowania, zdolności sądzenia, bez odniesienia do wyboru i aranżacji środków w działaniu, jest fundamentalnym błędem w obecnych metodach radzenia sobie z tą kwestią. W rezultacie przedstawiamy dziecku arbitralne symbole. Symbole są niezbędne w rozwoju umysłowym, ale mają swoje miejsce jako narzędzia do oszczędzania wysiłku; przedstawione same w sobie są masą bezsensownych i arbitralnych idei narzuconych z zewnątrz.
2.Uważam, iż obraz jest wielkim narzędziem instruowania [nauczania]. To, co dziecko wynosi z jakiegokolwiek przedmiotu przedstawionego mu, to po prostu obrazy, które samo tworzy w związku z nim.
Uważam, iż gdyby dziewięć dziesiątych energii w tej chwili kierowanej na zmuszanie dziecka do nauki pewnych rzeczy poświęcono na zapewnienie, iż dziecko tworzy odpowiednie obrazy, praca dydaktyczna byłaby niezmiernie ułatwiona.
Uważam, iż wiele czasu i uwagi w tej chwili poświęconych na przygotowanie i prezentację lekcji mogłoby być mądrzej i bardziej owocnie wydane na szkolenie zdolności wyobraźni dziecka oraz na zapewnienie, iż dziecko nieustannie tworzy wyraźne, żywe i rozwijające się obrazy różnych przedmiotów, z którymi styka się w swoim doświadczeniu.
3.Uważam, iż zainteresowania są znakami i symptomami rosnącej siły. Uważam, iż reprezentują wschodzące zdolności. Dlatego ciągła i uważna obserwacja zainteresowań ma najważniejsze znaczenie dla edukatora.
Uważam, iż te zainteresowania należy obserwować jako wskazujące na etap rozwoju, jaki dziecko osiągnęło.
Uważam, iż przepowiadają etap, na który dziecko ma wejść.
Uważam, iż tylko poprzez ciągłą i współczującą obserwację zainteresowań dzieciństwa dorosły może wejść w życie dziecka i zobaczyć, na co jest gotowe oraz na jakim materiale mogłoby pracować najbardziej naturalnie i owocnie.
Uważam, że te zainteresowania nie powinny być ani pobłażane, ani tłumione. Tłumienie zainteresowań to zastąpienie dziecka przez dorosłego, co osłabia ciekawość intelektualną i czujność, tłumi inicjatywę i uśmierca zainteresowanie. Pobłażanie zainteresowaniom to zastąpienie tymczasowego stałym. Zainteresowanie jest zawsze znakiem jakiejś siły poniżej; ważne jest odkrycie tej siły. Pobłażanie zainteresowaniu oznacza niepenetrowanie poniżej powierzchni, a jego pewny wynik to zastąpienie kaprysu i zachcianki prawdziwym zainteresowaniem.
- Uważam, iż emocje są odbiciem działań.
Uważam, iż próba stymulowania lub wzbudzania emocji niezależnie od ich odpowiadających działań wprowadza niezdrowy i chorobliwy stan umysłu.
Uważam, iż jeżeli możemy jedynie zapewnić prawidłowe nawyki działania i myślenia w odniesieniu do dobra, prawdy i piękna, emocje w większości zadbają o siebie same.
Uważam, iż obok martwoty i monotonii, formalizmu i rutyny, największym złem, z którym grozi naszej edukacji, jest sentymentalizm.
Uważam, iż ten sentymentalizm jest nieuniknionym wynikiem próby oddzielenia uczuć od działań.
ARTYKUŁ V – Szkoła a postęp społeczny
Uważam, iż edukacja jest fundamentalną metodą postępu społecznego i reform.
Uważam, iż wszystkie reformy oparte jedynie na uchwalaniu prawa, groźbach kar lub zmianach mechanicznych czy zewnętrznych ustaleń są przemijające i daremne.
Uważam, iż edukacja jest regulacją procesu wchodzenia w świadomość społeczną; a dostosowanie indywidualnej aktywności na podstawie tej świadomości społecznej jest jedyną pewną metodą rekonstrukcji społecznej.
Uważam, iż to pojęcie odpowiednio uwzględnia zarówno ideały indywidualistyczne, jak i socjalistyczne. Jest odpowiednio indywidualne, ponieważ uznaje formowanie określonego charakteru za jedyną autentyczną podstawę prawidłowego życia. Jest socjalistyczne, ponieważ uznaje, iż ten adekwatny charakter nie jest kształtowany jedynie przez indywidualne pouczenia, przykłady czy zachęty, ale raczej przez wpływ określonej formy życia instytucjonalnego lub wspólnotowego na jednostkę, a organizm społeczny poprzez szkołę, jako swój organ, może determinować wyniki etyczne.
Uważam, iż w idealnej szkole dokonuje się pojednanie ideałów indywidualistycznych i instytucjonalnych.
Uważam, iż obowiązkiem społeczności wobec edukacji jest więc jej nadrzędny moralny obowiązek. Poprzez prawo i kary, społeczne agitacje i dyskusje, społeczeństwo może regulować i kształtować się w bardziej lub mniej przypadkowy sposób. Ale poprzez edukację społeczeństwo może sformułować własne cele, zorganizować własne środki i zasoby, a tym samym kształtować się z precyzją i ekonomią w kierunku, w którym chce zmierzać.
Uważam, iż kiedy społeczeństwo raz uzna możliwości w tym kierunku i obowiązki, jakie te możliwości nakładają, niemożliwe jest wyobrazić sobie zasobów czasu, uwagi i pieniędzy, które zostaną oddane do dyspozycji edukatora.
Uważam, iż zadaniem każdego zainteresowanego edukacją jest naciskanie na szkołę jako podstawowy i najskuteczniejszy interes postępu społecznego i reform, aby społeczeństwo zostało obudzone do uświadomienia sobie, za czym stoi szkoła, i pobudzone do konieczności wyposażenia edukatora w wystarczające środki do prawidłowego wykonania jego zadania.
Uważam, iż edukacja tak pojmowana oznacza najdoskonalszą i najbardziej intymną unię nauki i sztuki, jaką można wyobrazić w ludzkim doświadczeniu.
Uważam, iż sztuka nadawania kształtu ludzkim zdolnościom i dostosowywania ich do służby społecznej jest najwyższą sztuką; sztuką, która wzywa do służby najlepszych artystów; iż żadna wnikliwość, sympatia, taktu czy władza wykonawcza nie jest zbyt wielka dla takiej służby.
Uważam, iż wraz z rozwojem usług psychologicznych, dających głębszy wgląd w strukturę jednostki i prawa wzrostu, oraz wraz z rozwojem nauk społecznych, zwiększających naszą wiedzę o prawidłowej organizacji jednostek, wszystkie zasoby naukowe mogą być wykorzystane dla celów edukacji.
Uważam, iż kiedy nauka i sztuka połączą siły, zostanie osiągnięty najsilniejszy motyw działania ludzkiego; zostaną obudzone najprawdziwsze źródła ludzkiego postępowania i zagwarantowana najlepsza służba, na jaką natura ludzka jest zdolna.
Uważam na koniec, iż nauczyciel jest zaangażowany nie tylko w szkolenie jednostek, ale w formowanie prawidłowego życia społecznego.
Uważam, iż każdy nauczyciel powinien zdawać sobie sprawę z godności swojego powołania; iż jest społecznym sługą wyznaczonym do utrzymania adekwatnego porządku społecznego i zapewnienia prawidłowego wzrostu społecznego.
Uważam, iż w ten sposób nauczyciel zawsze jest prorokiem prawdziwego Boga i zwiastunem prawdziwego królestwa Bożego.
Źródło: John Dewey: My pedagogical creed
Zobacz na: 14 zasad w prywatnych elitarnych szkołach – John Taylor Gatto
Modele mentalne
Jak powstaje norma społeczna
Cykl Obserwuj, Zorientuj, Zdecyduj i Działaj [O.O.D.A. Loop]
Stadia rozwoju moralnego według Kohlberga
Potęga narracji w podejmowaniu decyzji
Jak nauka osadzona jest w religii – Jonathan Pageau
Jesteś pasterzem a nie inżynierem – Prof. Russell Barkley o rodzicielstwie
(Nie)mierzalny Wszechświat | Psychologia totalitaryzmu – Mattias Desmet
Gnostyczny Pasożyt – James Lindsay | Sekretne Religie Zachodu, cz. 2 z 3
Czy kult poczucia własnej wartości rujnuje nasze dzieci?
Dlaczego dzieci nie mogą chodzić same do szkoły?
Dlaczego rodzice nienawidzą rodzicielstwa – The Last Psychiatrist
Tata Wilk, Mama Tygrysica i dlaczego próba bycia dobrym rodzicem to kiepski pomysł