Codziennie pisałam listy do syna z domu spokojnej starości nie odpisywał, aż pojawił się nieznajomy, by zabrać mnie do domu
Mój syn przekonał mnie, żebym przeprowadziła się do domu opieki, a ja codziennie wysyłałam mu wiadomości o tym, jak bardzo tęsknię. Ignorował je, dopóki niespodziewany gość nie wyjaśnił przyczyny i nie zaproponował zabrania mnie z powrotem.
Gdy skończyłam 81 lat, zdiagnozowano u mnie osteoporozę, przez co trudno mi się było poruszać. Mój syn Czesław i jego żona Halina postanowili oddać mnie do domu starców, bo moja choroba utrudniała opiekę nade mną.
Nie możemy zajmować się tobą całą dobę, mamo powiedział Czesław. Musimy pracować, nie jesteśmy przecież profesjonalnymi opiekunami.
Nie rozumiałam, dlaczego nagle się tak zmienił, zawsze starałam się być niezauważalna. Gdy wychodziłam ze swojego pokoju, używałam balkonika, by nikomu nie przeszkadzać.
Przysięgam, będę siedzieć cicho. Proszę, nie oddawajcie mnie do tego miejsca. Twój ojciec zbudował ten dom dla mnie i chcę tu dożyć swoich dni błagałam.
Czesław tylko machnął ręką, mówiąc, iż dom zbudowany przez mojego zmarłego męża Stanisława był za duży na jedną osobę.
Mamo, pozwól nam z Haliną tu zamieszkać! Pomyśl, ile miejsca można zrobić siłownię, osobne gabinety. Tyle tu przestrzeni do przebudowy przekonywał.
Wtedy zrozumiałam jego decyzja nie wynikała z troski, tylko z chęci przejęcia mojego domu. To zraniło mnie głęboko, płakałam, widząc, iż mój syn stał się egoistą. Gdzie popełniłam błąd? pytałam siebie tamtego wieczoru. Byłam pewna, iż wychowałam porządnego człowieka, ale widocznie się myliłam.
Bez większego wyboru zgodziłam się na przeprowadzkę do pobliskiego domu opieki, gdzie, jak zapewniali, będę miała całodobową pomoc.
Nie martw się, mamo, będziemy odwiedzać cię jak najczęściej obiecał Czesław.
Naiwnie myślałam, iż to nie będzie takie straszne, skoro będą mnie odwiedzać. Ale nie wiedziałam, iż to był tylko sposób, by uciszyć jego sumienie.
Dni w domu opieki ciągnęły się w nieskończoność. Personel był uprzejmy, sąsiedzi mili, ale tęskniłam za rodziną, nie za obcymi. Nie mając telefonu ani komputera, codziennie pisałam do Czesława, pytałam o zdrowie, prosiłam, żeby wpadł. W odpowiedzi cisza, żadnej wizyty.
Minęły dwa lata, straciłam już nadzieję na spotkanie z bliskimi. Zabierz mnie do domu szeptałam w modlitwach, choć starałam się pogodzić z losem.
Pewnego dnia pielęgniarka powiedziała, iż na recepcji czeka na mnie mężczyzna około czterejdziestki. Czyżby Czesław? pomyślałam, chwytając balkonik. Ale zamiast syna zobaczyłam kogoś, kogo nie widziałam od lat.
Mamo! krzyknął, obejmując mnie.
Leszku? To ty, Leszku? zdziwiłam się.
To ja, mamo. Jak się masz? Wybacz, iż tak długo cię szukałem. Właśnie wróciłem z zagranicy i od razu pojechałem do twojego domu odpowiedział.
Do mojego domu? Byli tam Czesław i Halina? Dwa lata temu oddali mnie tutaj i od tamtej pory nic o nich nie słyszałam powiedziałam.
Leszek westchnął i poprosił, żebyśmy usiedli. Gdy zajęliśmy miejsce na kanapie, zaczął mówić:
Mamo, wybacz, iż dowiesz się tego ode mnie. Myślałem, iż wiesz rzekł. Rok temu Czesław i Halina zginęli w pożarze w domu. Dowiedziałem się o tym dopiero, gdy przyjechałem i zobaczyłem pusty dom. W skrzynce znalazłem wszystkie twoje listy, nigdy nie przeczytane.
Nie mogłam uwierzyć w jego słowa. Choć miałam żal do syna, wiadomość o jego śmierci złamała mi serce. Cały dzień płakałam za nim i za Haliną. Leszek cicho mnie pocieszał, aż w końcu się uspokoiłam.
Był chłopcem, którego kiedyś przygarnęłam. W dzieciństwie on i Czesław byli nierozłączni. Po śmierci rodziców żył w biedzie z babcią, a ja karmiłam i ubierałam go jak własne dziecko, aż wyjechał na studia do Europy. Tam znalazł dobrą pracę i straciliśmy kontakt. Nie spodziewałam się go już zobaczyć, dopóki nie przyszedł do tego domu.
Mamo powiedział, gdy trochę doszłam do siebie nie twoje miejsce tutaj. Pozwól mi zabrać cię do domu. Będzie dla mnie zaszczytem się tobą zajmować.
Nie powstrzymywałam już łez. Choć nie byliśmy spokrewnieni, ten chłopak wyciągnął do mnie rękę, gdy mój własny syn mnie odrzucił.
Naprawdę to dla mnie zrobisz?
Tak, mamo. To ty uczyniłaś mnie tym, kim jestem. Bez ciebie byłbym niczym odparł Leszek, obejmując mnie.
Tego wieczoru pomógł mi spakować rzeczy i zabrał mnie do swojego nowego domu. Tam zobaczyłam, iż jego rodzina przyjęła mnie z ciepłem i miłością. Moje ostatnie lata wypełniły się w końcu euforią i troską tych, którzy naprawdę mnie cenili.









