Kiedy mama powiedziała “nie”: jak kobieta uratowała czyjeś małżeństwo

newsempire24.com 1 tydzień temu

Dzisiaj znów wspominam tamten dzień, gdy powiedziałam “nie”. To był moment, który uratował ich małżeństwo.

Smażyłam cukinię na obiad, gdy nagle zadzwoniono do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam syna – Staś stał z torbą i zmęczonym wzrokiem.
– Mamo, wyprowadziłem się od Ani – wyznał od progu.
– Jak to wyprowadziłeś?! – zdziwiłam się.
– Mam już dość. Nic nie gotuje, w domu wieczny bałagan, choćby nie pracuje… – mówił, ledwo powstrzymując łzy. – Przyjmiesz mnie na trochę?
– Nie – odpowiedziałam stanowczo, wycierając ręce z tłuszczu, nie spuszczając z niego wzroku.
Staś osłupiał:
– Co znaczy “nie”?
– Znaczy to, co znaczy. Nie wpuszczę cię. Ale usiądź, zjedz najpierw coś, potem pogadamy.

Syn jadł barszcz z bułeczkami, jakby od tygodnia nie miał posiłku. Między łyżkami narzekał:
– Przed ślubem chodziliśmy po restauracjach, było super. A gdy się ożeniłem, myślałem, iż jedzenie będzie samo lądować na stole. A ona jak dziecko szuka przepisów w internecie – raz przesolone, raz niedogotowane. Udaję, iż smakuje, ale ledwo to przełykam.
– Ale się stara, synu – westchnęłam. – Nie każdemu od razu wychodzi. A ty tylko krytykujesz.
– Stara? A ten bałagan to kto robi? Wszystko porozrzucane! Bielizna na krzesłach, łóżku, choćby w łazience. Szafa wygląda jak po trąbie powietrznej. Ona albo drzemie, albo siedzi w laptopie. Ja chodzę i sprzątam za nią, a jak zwrócę uwagę – od razu płacz.
– Młoda jest, głupia jeszcze – spokojnie odparłam. – A ty? Dorosły już jesteś? Rozpłaszczasz się jak dziecko. Mężczyzna powinien dawać przykład, kochać, wtedy i żona się zmieni.
– Ale ja ją kocham…
– Tylko ona tego nie czuje. I tyle.

Następnego ranka, gdy Staś poszedł do pracy, zadzwoniłam do Ani:
– Córeczko, wpadnę do ciebie, pogadamy.

Kupiłam zakupy, doszłam do ich mieszkania – otworzyła mi Anna, jeszcze senna.
– Wyprawiłaś Stasia do pracy? – spytałam, wchodząc do kuchni.
– A po co? Sam się zebrał i wyszedł, wypił tylko herbatę z kanapką. Dlaczego pytasz?
– To dla ciebie normalne? A tu na kuchni – katastrofa. Południe, a ty dopiero wstałaś.
– Przepraszam… późno poszłam spać… siedziałam w internecie…
– Aniu, kocham cię jak córkę. Przyszłam pomóc. Sprzątniemy, ugotujemy obiad.
– Dam sobie radę… My ze Stasiem sobie poradzimy.
– Jak chcesz. Tylko potem nie przychodź do mnie z płaczem. Masz, tu są zak– W porządku – odpowiedziałam, zostawiając torby na blacie – ale pamiętaj, iż miłość to nie tylko słowa, ale codzienna troska.

Idź do oryginalnego materiału