Kiedy nie potrafiłeś zostawić byłej i jak to wpłynęło na twoje życie

twojacena.pl 3 godzin temu

Znowu do niej?

Kinga wbiła wzrok w męża. Marek dalej wiązał buty.

Do dzieci, Kinga. Do dzieci, nie do niej mruknął, pochylając się nad sznurówkami. Ile można to wałkować?

Kinga milczała. Wargi ścięły się w cienką kreskę. Chciała powiedzieć tyle, ale słowa utknęły w gardle, tworząc bolesny guz.

Przed ślubem ci to nie przeszkadzało ciągnął Marek, wstając i sięgając po kurtkę z wieszaka. Wiedziałaś, iż mam dzieci. Od razu ci powiedziałem. Mówiłaś, iż rozumiesz. A teraz co? Histerie? Przesłuchania?

Kinga zaciśnięła szczękę jeszcze mocniej. Marek zarzucił kurtkę na ramiona i, nie czekając na odpowiedź, wyszedł. Zamek zaskoczył, a ona została sama.

Minęło kilka sekund, zanim Kinga zdołała się ruszyć. Nogi miała ciężkie jak z ołowiu. Rzuciła się na kanapę w salonie. Włączyła głupią telenowelę. Tło. Cokolwiek, by zagłuszyć myśli.

Z Markiem byli razem trzy lata. Dwa w małżeństwie. I tak, wiedziała od początku. Rozwód. Dwoje dzieci. Chłopiec i dziewczynka. Marek opowiedział o nich na trzeciej randce. Wtedy Kinga się uśmiechnęła. Powiedziała, iż to nie problem. Że rozumie. Że dzieci nie są przeszkodą.

Teraz te słowa wydawały się naiwne, głupie.

Kinga zakryła oczy dłonią i wzięła głęboki oddech. Powstrzymywanie łez stawało się coraz trudniejsze. W piersiach czuła ucisk, jakby przygniatała ją niewidzialna płyta.

Z czasem stało się nie do zniesienia. Dwa razy w tygodniu. Punktualnie: wtorek i sobota. Marek szedł do domu byłej. Mówił, iż to dla dzieci. Ale zostawał na kolację. Spędzał czas z byłą żoną. Z Agnieszką.

Kinga wiedziała, iż to głupie. Ufała mężowi. Albo przynajmniej próbowała się w tym przekonać. Ale coś w środku podpowiadało, iż nadchodzi katastrofa. Niewyraźne przeczucie, od którego robiło się niedobrze.

Gdy Marek wychodził, Kinga zostawała sama w mieszkaniu. Pogrążała się w samoudręce. Winiła się, iż nie umie postawić na swoim. Że daje się przekonać obietnicom męża. Że milczy, gdy powinna krzyczeć.

Chwyciła telefon i gwałtownie napisała do przyjaciółki:
*Znowu u niej.*

Telefon zadrżał przychodzące połączenie. Ewa.

Cześć Kinga odebrała, starając się, by głos nie drżał.
Kinga, co ty wyprawiasz? Ewa nie owijała w bawełnę. Ile można to znosić? On cię zdradza. To oczywiste.
Nie, Ewka, nie rozumiesz zaczęła Kinga, ale przyjaciółka przerwała.
Rozumiem doskonale. Dwa razy w tygodniu znika u byłej. Zostaje do nocy. I będziesz mi wmawiać, iż tam budują z dziećmi zamki z klocków?

Kinga przetarła dłonią twarz. Wiedziała, iż Ewa ma rację. Ale powiedzieć to na głos znaczyło przyznać, iż jej małżeństwo to farsa.

Mówi, iż między nimi nic nie ma szepnęła Kinga. Że chodzi tylko o dzieci.
Boże, jaka ty jesteś naiwna westchnęła Ewa. Kinga, błagam cię. Otwórz oczy. Normalni faceci nie spędzają pół wieczoru u byłych żon. Normalni zabierają dzieci do siebie, idą na spacer, a potem odwożą. A twój siedzi u niej w kuchni, je jej zupę i pewnie trzyma ją za rękę, gdy dzieci nie widzą.
Ewa, starczy Kinga ścisnęła telefon mocniej.
Starczy? Dobrze. Ale zapamiętaj moje słowa. Jeszcze się z nim nałykasz. I kiedy to się stanie, nie mów, iż cię nie ostrzegałam.

Rozmowa się skończyła. Kinga wpatrywała się w sufit. W telewizorze ktoś głośno się śmiał. Ale jej to nie obchodziło.

Marek wrócił przed północą. Kinga słyszała, jak mąż rozbiera się w przedpokoju. Jak idzie do łazienki. Marek położył się obok, a Kinga od razu wyczuła zapach obcych perfum. Słodkich, mdłych.

Nie zapytała, dlaczego się spóźnił. Nie miała siły. Ale Marek sam zaczął, układając się wygodniej.

Przepraszam, iż późno. Córeczka miała zrobić pracę do przedszkola. Pomogłem mruknął, już zamykając oczy. Zrobiła taką krowę z szyszek. Śmieszna wyszła.

Kinga skinęła w ciemności, choć Marek tego nie widział.

Tak mijały kolejne miesiące. Wtorek. Sobota. Wyjście. Powrót. Zapach obcych perfum. Wymówki.

A potem Marek się zmienił. Stał się bardziej ponury i zamknięty. Całe wieczory mógł spędzać, wpatrując się w telefon, marszcząc brwi. Kinga próbowała dopytywać, co się stało. Ale Marek tylko machał ręką. Mruczał coś niewyraźnie i wychodził do drugiego pokoju.

Po kilku tygodniach mężczyzna oznajmił Kingi nowinę:

Słuchaj, w piątek idziemy na podwójną randkę.

Kinga odwróciła się, podnosząc zdziwione brwi.

Z kim?
Z Agnieszką i jej nowym facetem.

Kinga poczuła ulgę. Więc Agnieszka ma kogoś? Więc Marek nie był z byłą? Nie zdradzał? Wszystkie jej lęki były bezpodstawne?
Na twarzy Kingi pojawił się uśmiech. Objęła męża za szyję.

Oczywiście, idziemy.

Piątek nadszedł szybko. Kinga kupiła choćby nową sukienkę. Jasnoniebieską, podkreślającą figurę. Chciała wyglądać dobrze. Pokazać Agnieszce, iż jest godna Marka. Że to ona jest adekwatnym wyborem.

Spotkali się w kawiarni na drugim końcu miasta. Przytulne miejsce z drewnianymi stolikami i miękkim światłem. Agnieszka już siedziała z mężczyzną po czterdziestce. Wysokim, wysportowanym, z miłym uśmiechem.

Cześć Agnieszka wstała, by się przywitać. To Tomasz.

Wyglądała dobrze. Smukła, zadbana, piękna kobieta.
Tomasz skinął głową, ściskając dłoń Marka. Usiedli przy stole.
Kinga miała dobre przeczucie. Wieczór miał być spokojny. Poznają się, pogadają i rozejdą do domów.

Ale podwójna randka okazała się koszmarem.

Cały

Idź do oryginalnego materiału