Kobieta z jednego miasta – życie pełne godności.

polregion.pl 20 godzin temu

W pewnym mieście żyła kobieta nazywana Helena Nowicka. Uważała, iż prowadzi życie godne pozazdroszczenia. Wprawdzie nie założyła rodziny i nie miała dzieci, ale za to posiadała własne mieszkanie, w którym zawsze panował porządek. Miała też przyzwoitą pracę — była księgową w fabryce mebli.

Spokojnie i cicho dożyła pięćdziesiątki, zadowolona z własnego losu. Zwłaszcza gdy porównywała się z sąsiadami z bloku. Jakże miło było myśleć, iż u niej wszystko ułożyło się świetnie — w końcu była dobrą osobą i nikomu nie robiła krzywdy.

A sąsiedzi? Cóż, niezbyt przykładni. Na jej klatce mieszkała na przykład kobieta po sześćdziesiątce, która — o wstydzie! — farbowała włosy na fioletowo! I nosiła obcisłe sukienki oraz dżinsy. Wszyscy się z niej śmiali. Miejscowa wariatka, nic więcej.

„Co za bezguście!” — myślała Helena, patrząc na ekscentryczną emerytkę. Cieszyła się, iż sama wygląda przyzwoicie, stosownie do wieku.

O trzeciej sąsiadce choćby mówić było wstyd. Zaledwie dwadzieścia jeden lat, a już miała dziecko — dziewczynkę wyglądającą na pięć lat. Pewnie zaszła w ciążę, gdy jeszcze uczęszczała do szkoły. Gdzie byli wtedy rodzice? A tak w ogóle — rodziców nie miała, mieszkała sama z córeczką. I jeszcze zaprzyjaźniła się z tą fioletowowłosą staruszką, która czasem opiekowała się dzieckiem, gdy młoda matka była w pracy.

Helena nie była tym zdziwiona. „Tacy do siebie lgną” — rozważała. — „A mnie omijają. Widzą porządną osobę i wstydzą się choćby spojrzeć w oczy. Tylko 'dzień dobry’ w windzie i tyle rozmów.”

Ostatni sąsiad, mężczyzna około trzydziestki, pierwszy raz wywołał w niej prawdziwy szok. Całe ręce i szyję pokrywały mu tatuaże! Czy normalni ludzie tak chodzą? Oczywiście, iż nie! Już w młodości Helena potępiała takich osobników. Pewnie nie miał czym się wyróżnić, więc oszpecił sobie skórę. Tylko po to, żeby zwracać na siebie uwagę. Znaczy — rozumem by nie zdołał. Może lepiej by książki czytał?

Tak rozmyślała codziennie, mijając któregoś z sąsiadów w windzie. Wracając do domu, cieszyła się cicho, iż jej życie toczy się tak, jak powinno. Czasem przedyskutowywała sąsiadów z jedyną przyjaciółką przez telefon. Nie mieli o czym innym rozmawiać, więc „facet z tatuażami”, „młoda matka” i „szalona staruszka” stawali się głównymi tematami ich rozmów.

Pewnego wieczoru Helena wróciła z pracy w okropnym nastroju. W firmie wykryto brak w kasie… Pierwszy raz od lat. Na kogo zwalą winę? Oczywiście na księgową. Głowa bolała ją od rana, a teraz nagle w uszach zaszumiało, a nogi stały się dziwnie ciężkie.

Ledwo dotarła do klatki i osunęła się na ławkę. Nagle poczuła delikatny dotyk na dłoni. Podniosła wzrok i ze zdziwieniem ujrzała tę samą „emerytkę” o fioletowych włosach.

— Co się stało? Źle się pani czuje? — zapytała z troską.

— Głowa… boli… — wyszeptała Helena.

— Chodźmy do Jacka, dziś jest w domu. Jesteś blada jak ściana.

— Do jakiego Jacka? — spytała kobieta.

— Jacek mieszka z panią na tym samym piętrze. Jest kardiologiem. Nie wiedziała pani?

Wjechały windą na adekwatne piętro, a sąsiadka zadzwoniła do drzwi Jacka. Helena zaskoczona ujrzała w progu tego samego mężczyznę z tatuażami, który — jej zdaniem — nie mógł być przyzwoitym człowiekiem.

Mężczyzna zmierzył jej ciśnienie, posadził na kanapie i podał tabletkę. niedługo ból głowy i szum w uszach ustąpiły.

— Koniecznie niech pani idzie do lekarza! Trzeba kontrolować ciśnienie, choćby takim młodym kobietom jak pani — uśmiechnął się, gdy jej stan się poprawił.

— Dziękuję… — Helena poczuła dziwne zażenowanie, przypominając sobie, jak krytykowała go przed przyjaciółką. „Myśli tylko o wyglądzie, a intelekt na poziomie zera” — mówiła o nim. A on, proszę bardzo, jest lekarzem i codziennie ratuje życie.

— Nie ma za co. Niech pani zdrowieje. W razie czego — moje drzwi stoją otworem.

Pożegnała się z doktorem, wróciła do mieszkania i położyła się na kanapie. Jakże się myliła co do niego… I ta fioletowłosa emerytka okazała się miłą osobą. Podeszła, zainteresowała się jej stanem.

Nagle rozległo się pukanie. W progu stała sąsiadka, trzymając za rękę córeczkę młodej dziewczyny, która — zdaniem Heleny — za wcześnie została matką.

— Przychodzę sprawdzić, jak się pani czuje. Wybacz, iż z Anią, Kasia jest w pracy… Od dawna chciałam panią poznać, ale nie miałam odwagi. A tu taka okazja! Bo my tu wszyscy ze sobą gadamy, tylko pani trzyma się z boku.

— Wejdźcie, zrobię herbatę — niespodziewanie powiedziała Helena. — Dziękuję, iż pomogłaś, gdy źle się czułam…

— Ależ skąd. Nie ma za co. Zawsze widzę, gdy ktoś potrzebuje pomocy. Młodość spędziłam, opiekując się chorą matką. Gdy miałam czternaście lat, mama się położyła i nie wstała aż do mojej trzydziestki. Nie skończyłam szkoły, nie było romansów, tylko jej łóżko… Ledwo zdążyłam urodzić dziecko. Ale dość tych smutnych wspomnień. Teraz na starość nadrabiam stracony czas — sąsiadka z lekkim zawstydzeniem wskazała na jaskrawe pasemka we włosach. — Dzięki córce odważyłam się je ufarbować. I kupuje mi modne bluzki. Choć przez chwilę poczułam się młodo. Ale Kasi pozostało ciężej.

— Kim jest Kasia? — spytała Helena.

— No, ta z naprzeciwka. Ania to jej siostrzyczka. Rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Kasia ją adoptowała i wychowuje. Musiała rzucić studia, pracuje od rana do nocy, biedactwo. Jacek czasem jej pożycza trochę grosza. Ten sam, który pani dziś pomógł…

Gdy sąsiadka wyszła, Helena długo siedziała w kuchni, wpatrzona w pustą przestrzeń. Powinna zaproponować Kasi pomoc — przecież też może czasem zająć się Anią. I od dawna myślała o farbowaniu włosów na rudo, tylko bała się, iż to nie wypada w jej wieku. Jutro koniecznie porozmawia o tym z sąNazajutrz Helena kupiła farbę, upiekła ciasto i zapukała do drzwi sąsiadki, gotowa otworzyć się na nowe przyjaźnie i zmienić swoje dotychczasowe życie.

Idź do oryginalnego materiału