Koszty bycia graczem – Aaron Clarey
3 Lipiec 2012
Roosh w swojej książce Day Bang wyjaśnia, co jest prawdopodobnie kluczowym składnikiem bycia podrywaczem. To nie jest pewność siebie. To nie jest dobra sylwetka ani wygląd. I to nie są pieniądze.
To porażka.
To świadomość, iż większość prób zakończy się odrzuceniem — i mimo to trzeba kontynuować, aż w końcu się uda. Jasne, są rzeczy, które można zrobić, by „doprecyzować” swój styl gry (dobór środowiska, praktyka, świadomość sytuacyjna, dbanie o formę, ubiór itp.), ale choćby Roosh przyznaje, iż gracze na szczycie swoich możliwości osiągają maksymalnie około 40% skuteczności.
Wspominam o tym, ponieważ (pomijając pychę i arogancję) sam byłem podrywaczem. I kiedy nim byłem, moi znajomi ciągle pytali: „Jak ty to robisz?” Nie jestem szczególnie wysoki, jestem raczej chudy, a kiedy byłem na „szczycie” swojej gry, byłem w najgorszej formie fizycznej, a przez większość moich lat dwudziestych zarabiałem mniej niż 30 tysięcy dolarów rocznie. A jednak praktycznie każda atrakcyjna dziewczyna, która pojawiała się na scenie tanecznej, była moja. jeżeli była jakaś impreza towarzyska, to ja byłem „tym niskim, chudym kolesiem”, który przyprowadzał „rosyjską tancerkę baletową” na przyjęcie (prawdziwa historia). jeżeli chciałem i miałem wystarczająco dużo czasu, mogłem adekwatnie zagwarantować sobie randkę z ładną dziewczyną.
Paradoks polega na tym, iż właśnie to widzieli ludzie z zewnątrz. Gotowy produkt. Wysoka, piękna kobieta u mojego boku. Tego, czego nie widzieli, to cała praca zakulisowa — jak „robi się kiełbasę” — i dlatego myśleli, iż to wszystko to tylko szczeniaczki, czekoladki i jednorożce. Nie zdawali sobie sprawy, iż istnieją prawdziwe i poważne koszty bycia podrywaczem — koszty tak duże, iż sprawiają, iż człowiek w końcu rezygnuje.
Po pierwsze, zrozum, ile czasu musisz na to poświęcić. Znów odwołam się do książki Day Bang (choć jestem pewien, iż Roosh wspomina o tym we wszystkich swoich książkach), gdzie Roosh już na początku porusza temat ilości czasu, jaki trzeba przeznaczyć, by odnieść sukces. Nie owija w bawełnę — porównuje bycie „playerem” do sportu. Musisz ćwiczyć, regularnie, codziennie, po 3 godziny dziennie, żeby dojść do wprawy. I ma rację.
Czy ja sam podchodziłem do tego jak do sportu? Nie, ale doszedłem do punktu, w którym byłem w stanie całkowicie odsunąć emocje od odrzucenia. I rzeczywiście, nauczyłem się nie brać do siebie ani nie czuć urazy, gdy dziewczyna mnie spławiła. Wymaga to pewnego zrezygnowania z człowieczeństwa i potraktowania wszystkiego jak prawdziwej, chłodnej gry bez pasji. Prawie trzeba dojść do momentu, w którym ignorujesz fakt, iż dziewczyny to też ludzie, i zaczynasz patrzeć na nie jak na przeszkody do pokonania lub punkty odniesienia. Nigdy nie osiągnąłem 40%, może w najlepszym razie 30%. Ale na każdą atrakcyjną dziewczynę, którą przyprowadzałem do klubu czy na imprezę, przypadało co najmniej 7 albo 8, które mnie odrzuciły.
Tak czy inaczej, nie chodzi tylko o to, iż trzeba do tego podejść bez emocji (choć to pomaga), ale o samą matematykę. Jeśli musisz zostać odrzucony 7–8 razy, żeby mieć jedną randkę, to znaczy, iż spędzasz co najmniej 2 godziny na porażkach, zanim dostaniesz te 15 minut sukcesu. I to przy optymistycznym założeniu. Przeciętny facet prawdopodobnie musi spędzić co najmniej 10 godzin, żeby zdobyć jedną randkę — a większość tego czasu to porażki i odrzucenia. W związku z tym, jeśli nie potrafisz choć trochę odłączyć swojej duszy od tego procesu, to zacznie to wpływać na twoją osobowość, ego i poczucie własnej wartości. Oba te elementy — czasochłonność i ciągłe nadszarpywanie ego — to koszty, które często umykają uwadze w całym „procesie produkcji kiełbasy” znanym jako „bycie graczem [podrywaczem]”.
Po drugie, załóżmy, iż odnosisz sukces. Znów — z perspektywy obserwatora z zewnątrz — wszystko, co widzi, to iż „bijesz się powyżej swojej kategorii wagowej” z tą piękną kobietą u boku. „Widzieć” to tutaj słowo kluczowe. Oni nie rozmawiają z tą pięknością. Oni nie słuchają tej piękności. Widzą tylko jej urodę, która w 95% przypadków jest jej jedynym i najlepszym atutem.
Dopóki kobieta nie urodzi dziecka, nie rozwiedzie się, nie musi sama się utrzymać albo nie przejdzie przez jakieś trudne życiowe doświadczenie, które buduje charakter, można się spodziewać odwrotnej zależności między jej urodą a osobowością. Stare powiedzenie — inteligencja, zdrowie psychiczne i uroda — wybierz dwa — pasuje tutaj idealnie. Spośród ponad 200 kobiet, z którymi się umawiałem (nie kłamię), istniała BEZPOŚREDNIA i SILNA korelacja między ich urodą a poziomem szaleństwa lub brakiem inteligencji.
Ta oszałamiająco piękna blondynka, która dosłownie zabrała całe powietrze z pomieszczenia podczas potańcówki, na którą poszedłem?
2 mandaty za jazdę po alkoholu, rok „szkoły kosmetycznej” i wyrzucona z domu przez rodziców, dorywczo pobierająca zasiłek.
Rosyjska baletnica?
Była żoną amerykańskiego sierżanta w ramach „małżeństwa korespondencyjnego”, który podczas stosunku tak znęcał się nad nią, iż trafiła do szpitala — od tamtej pory bała się seksu.
Ta gorąca Latynoska, której chciałem zaimponować biletami do opery? (Byłem młody i głupi)
Nie była gotowa aż do momentu, gdy zamknięto drzwi do opery i musieliśmy czekać do przerwy (ja nie czekałem do przerwy).
Trenerka personalna?
Mówiła przez 3 godziny non stop. DOSŁOWNIE udało mi się wtrącić DWA ZDANIA. O czym mówiła? O swoim byłym chłopaku — CAŁY CZAS.
Była dziewczyna zawodnika Minnesota Vikings, której rodzice byli miliarderami i mieli bezpośrednie powiązania rodzinne z Partią Kuomintangu na Tajwanie?
Zagroziła samobójstwem, gdy nie kupiłem jej napoju na stacji benzynowej w St. Louis Park.
Mógłbym tak jeszcze wiele wymieniać, ale rozumiesz, o co chodzi. Widzisz tylko faceta, który przejeżdża Ferrari i mu zazdrościsz. Nie widzisz tej całej dramy i psychicznego gówna, jakie ten biedny facet musi znosić, żeby utrzymać tak wymagającą „maszynę”.
Po trzecie, mówiąc o kosztach — przez cały czas musisz wydawać pieniądze. Można to jakoś kontrolować czy ograniczyć, ale jeżeli chcesz być „graczem [podrywaczem]”, to przynajmniej musisz wychodzić z domu. To oznacza (w najtańszej wersji) paliwo do kawiarni i minimum 5 dolarów na kawę. Średnio: 10 dolarów na paliwo, 20 na drinki dla siebie, może jeszcze 5 dolarów na wejściówki. A TY choćby JESZCZE NIE ZACZĄŁEŚ. To tylko koszt samego „wejścia do gry” i zaczęcia flirtowania z potencjalnymi kandydatkami na randkę.
Same randki (jeśli stosujesz się do zasad Podstaw Leykisa) nie powinny kosztować więcej niż 40 dolarów, ale tyle i tak wydajesz na nie. I to nadal nie uwzględnia kosztów pobocznych, nie wspominając już o twoim czasie. Przeliczając twój czas na 20 dolarów za godzinę, dodając 20 dolarów na paliwo i 20 na faktyczne wydatki związane z randką, mówimy o łącznych kosztach minimum 100 dolarów na każdą randkę.
Załóżmy, iż choćby przeciętny „gracz” umawia się z 4 dziewczynami miesięcznie, czyli 48 w roku — daje to 4800 dolarów rocznie NA BARDZO TANIE RANDKI. A realna kwota jest z pewnością wyższa.
A teraz połącz to wszystko razem — i co otrzymujesz?
Już i tak ledwo wiążącego koniec z końcem dwudziestokilkulatka, który wydaje CO NAJMNIEJ 5000 dolarów rocznie na randki, nie wspominając już o poświęceniu ogromnej ilości ograniczonego czasu, porównywalnego z pracą na pół etatu, TYLKO po to, żeby w większości przypadków zostać odrzuconym, a JEŚLI już mu się uda, to w 95% przypadków randka okaże się czystą psychologiczną torturą.
I teraz wyobraź sobie, iż robisz to przez 10 lat — i (nie chcę być dosadny) nieważne, jak długie ma nogi, jak ładny biust, albo jak dobry jest seks (zwykle raczej kiepski) — w końcu dopada cię wypalenie. Osobiście nie mam pojęcia, jak tacy ludzie jak Roosh, Roissy itd. to wytrzymują. W końcu zaczynają cię pociągać inne aspekty życia.
Spokojny wieczór w samotności przy dźwiękach Johnny’ego Coltrane’a, granie w gry wideo, a choćby czytanie książki — to wszystko staje się lepsze. Odkrywasz, iż majsterkowanie przy motocyklach daje ci więcej euforii niż randkowanie z Bambi Królową Dramatów. Odkrywasz, iż nauka języka obcego przynosi więcej intelektualnej satysfakcji niż kolejny wieczór z Monique, socjolożką, która została agentką nieruchomości. Odkrywasz, iż wypalenie cygara z kumplami zostawi lepsze wspomnienia na całe życie niż kolejna rozmowa pełna ignorancji o polityce z Lilly, która uważa się za „postępową feministkę”.
Sedno jest takie: bycie graczem i życie „podrywacza” może być super i ekscytujące. Ale nie ma w tym nic złego, jeżeli zdecydujesz się z tego zrezygnować i wybrać styl życia bardziej w duchu Mężczyźni Idą Swoją Własną Drogą [MGTOW]. Powód jest prosty: to twoje życie, nie ich. Nie musisz marnować swoich cennych chwil na tej planecie na znoszenie dram i psychoz „wysokich lasek z drinkiem w ręce”.
Źródło: The Costs of Playerhood
Zobacz na: Szesnaście przykazań bzykania – Roissey
Nie chcesz być naturalny w stosunku do kobiet
Kardynalna zasada relacji
Teoria Talerzy – Rollo Tomassi
Księżniczki Disney’a a zaburzenia psychiczne
Im inteligentniejszy pies, tym łatwiejszy w tresowaniu
Dlaczego musisz pamiętać o „niezależności od wyniku” podczas interakcji w długotrwałym związku
Twój wygląd i Twoja skrzynka odbiorcza na portalu randkowym – Christian Rudder [OkCupid]
Dlaczego randkowanie z kobietą po traumach obniży twoje poczucie własnej wartości
Problemy, z którymi mężczyźni i kobiety mogą się zmagać w trakcie randkowania! Stephan Speaks & Lewis Howes