Krok do nowego życia

newskey24.com 1 tydzień temu

Jeden krok od rozwodu

Weronika stała przy oknie i patrzyła, jak Krzysztof krąży po podwórku swoim nowym samochodem. Sąsiadka Halina już po raz trzeci wyglądała z klatki schodowej – pewnie hałas silnika przeszkadzał jej w oglądaniu serialu. A Krzysztof wciąż jeździł w kółko jak chłopiec, który dostał wymarzoną zabawkę.

– Tato, mogę pojechać z tobą? – zapytała czternastoletnia Zosia, zaglądając przez ramię matki.

– Zapytaj go sama – odpowiedziała szorstko Weronika, odchodząc od okna.

Zosia zmarszczyła brwi.

– Mamo, co z tobą znowu? Przecież kupił ten samochód dla rodziny!

– Dla rodziny… – Weronika uśmiechnęła się gorzko. – Wiesz, ile kosztuje to „cudo”? A na dom letniskowy brakuje, na twój obóz też zbieramy grosz do grosza.

– Ale samochód jest nam potrzebny! – Zosia usiadła na kanapie, podkurczając nogi. – Pamiętasz, jak jeździłyśmy do babci autobusami? Trzy przesiadki, zaduch…

Weronika oparła się o ścianę i zamknęła oczy. Tak, pamiętała. Ale pamiętała też, jak przez pół roku kłócili się z Krzysztofem o zakup. Ona proponowała coś skromniejszego, używany model. On upierał się: „Albo porządne auto, albo żadne”. I efekt – kredyt na pięć lat, przez który teraz muszą liczyć każdą złotówkę.

Drzwi wejściowe zatrzasnęły się, rozległy się radosne kroki.

– Moje dziewczynki! – Krzysztof wpadł do mieszkania promienny. – Zosiu, jedziemy na przejażdżkę? A, Weroniko?

– Nie jestem twoją „Weroniką” – odcięła się żona.

Krzysztof zwolnił, uśmiech przygasł mu na twarzy.

– Co znowu jest nie tak?

– Wszystko! – Weronika odwróciła się do niego. – Kupiłeś samochód bez konsultacji ze mną! Wziąłeś kredyt, który spłacać będziemy do emerytury!

– Przecież rozmawialiśmy…

– Rozmawialiśmy o samochodzie, nie o tej blasze za sto pięćdziesiąt tysięcy złotych!

Zosia skuliła się i cicho wymknęła z pokoju. Przyzwyczaiła się już do rodzicielskich kłótni, ale za każdym razem miała nadzieję, iż tym razem się pogodzą.

– Blacha? – Krzysztof zaczerwienił się. – To japońska marka, niezawodna, bezpieczna! Dla mojej rodziny wybieram tylko najlepsze!

– A zapytać rodziny to już za ciężko? – Weronika opadła na fotel, czując narastające zmęczenie. – Krzysiu, przecież ustalaliśmy budżet…

– Ustalaliśmy, ustalaliśmy! – Przeszedł się po pokoju, wymachując rękami. – I co? Będziemy jeździć na targ autobusem, dźwigając ziemniaki w torbach? Zapomniałaś, jak bolał cię kręgosłup?

Weronika przypomniała sobie tamten dzień. Faktycznie przywieźli sporo warzyw od jej rodziców, a ona musiała nieść ciężkie siatki od przystanku. Plecy bolały ją przez trzy dni. Ale teraz wydawało się to niczym w porównaniu z tym, co ich czeka.

– Wiesz co – wstała – pogadamy jutro. Jak ochłoniesz.

– Nie ochłonę! – krzyknął za nią Krzysztof. – Bo mam rację! A ty… ty jesteś wiecznie niezadowolona!

Drzwi sypialni zatrzasnęły się. Krzysztof został sam w salonie, patrząc na kluczyki do nowego auta trzymane w dłoni.

Rano Weronika obudziła się wcześnie, jak zawsze. Krzysztof wciąż spał, rozciągnięty na kanapie – widocznie nocował w salonie. Wyszła do kuchni, postawiła czajnik. Za oknem mżył deszcz, szare niebo wisiało nisko jak jej nastrój.

– Mamo – Zosia zajrzała do kuchni – mogę dziś nie iść do szkoły?

– Dlaczego?

– Boli mnie głowa.

Weronika przyjrzała się córce. Zosia faktycznie wyglądała blado, pod oczami miała cienie.

– Z powodu nas z tatą?

Dziewczynka skinęła głową, nie podnosząc wzroku.

– Zosieńka – Weronika przytuliła ją – my po prostu… jesteśmy dorośli, czasem nie potrafimy się dogadać. To nie znaczy, iż cię nie kochamy.

– A nie chcecie się rozwieść?

Pytanie padło tak prosto, po dziecięcemu, iż Weronice zabrakło tchu.

– Skąd ci to przyszło do głowy?

– Rodzice Laury Kowalskiej się rozwiedli. Najpierw też ciągle kłócili się o pieniądze.

Weronika puściła córkę i odwróciła się do okna. Rozwód. Sama o tym myślała, zwłaszcza w ostatnich miesiącach. Gdy Krzysztof podejmował decyzje bez konsultacji. Gdy czuła, iż żyją równolegle pod jednym dachem.

– Mamo?

– Idź się szykować do szkoły. Głowa przejdzie.

Zosia westchnęła i wyszła. A Weronika stała dalej przy oknie, trzymając w rękach ostudzoną filiżankę herbaty.

– Dzień dobry – w drzwiach kuchni pojawił się Krzysztof. Wyglądał na zmęczonego i nieszczęśliwego.

– Dzień dobry – odparła krótko.

– Słuchaj, może porozmawiamy normalnie? – Usiadł przy stole, przecierając twarz dłońmi. – Wiem, iż wczoraj się uniosłem…

– Nie uniosłeś się, tylko kupiłeś auto bez mojej zgody.

– Weronika, ale przecież jest nam potrzebne! I w końcu to ja zarabiam…

– A ja co, siedzę w domu? – Odwróciła się gwałtownie. – Czy moja pensja się nie liczy?

– Liczy się, oczywiście… Tylko…

– Tylko uważasz, iż skoro ty zarabiasz więcej, to możesz sam decydować, na co wydawać wspólne pieniądze.

Krzysztof milczał. W jego ciszy było więcej odpowiedzi niż w słowach.

– Rozumiem – Weronika postawiła filiżankę w zlewie. – To spłacaj ten kredyt sam.

– Jak to – sam? Przecież jesteśmy rodziną!

– Rodziną się jest, gdy się ze sobą rozmawia. A u nas? Ty decydujesz, ty kupujesz, a ja mam sprzątać.

Krzysztof wstał, podszedł do niej.

– Weronika, co z tobą? Przecież jesteśmy razem od dwudziestu lat…

– Właśnie! Dwadzieścia lat! I przez ten czas nie nauczyłeś się mnie słuchać!

Wyszła z kuchni, zostawiając męża sam na sam z jego myślami.

W pracy Weronika nie mogła sięWeronika spojrzała w okno i uśmiechnęła się lekko, widząc, jak Krzysztof delikatnie myje ich nowy samochód, a Zosia macha do niej z podwórza – w tym zwykłym, codziennym widoku poczuła nagle, iż ich małe, niedoskonałe życie jest właśnie tym, którego zawsze pragnęła.

Idź do oryginalnego materiału