Kulinarne niebo u gospodyni

newsempire24.com 10 godzin temu

Kulinarny raj u Kingi

Gdy wraz z Mateuszem weszliśmy do mieszkania Kingi, od razu ogarnął mnie zapach, który niemal sprawił, iż zapomniałem, po co tu w ogóle przyszedłem. Pachniało świeżo upieczonym mięsem, ciepłym ciastem i przyprawami, które zdawały się tańczyć w powietrzu. Zatrzymałem się w progu, zamknąłem oczy i wciągnąłem głęboko nosem – to był zapach domowego ciepła, święta i jakiejś magii. A kiedy spojrzałem na stół, oniemiałem. Stały tam dania, które równie dobrze mogłyby trafić do muzeum sztuki kulinarnej. Szczerze mówiąc, nie wiedziałem, od czego zacząć – od zachwytów czy od nakładania sobie porcji.

Kinga, moja dawna przyjaciółka, zawsze miała talent do gotowania, ale tym razem przesadziła samej siebie. Przyszliśmy z Mateuszem na kolację – zaprosiła nas „tak po prostu”, bez okazji, żeby pogadać i spędzić razem wieczór. Spodziewałem się czegoś prostego: może sałatki, pieczonego kurczaka, herbaty z ciastkami. Ale to, co zobaczyłem, było prawdziwym gastronomicznym spektaklem. Stół uginał się pod ciężarem smakołyków: rumiana polędwica wieprzowa w ziołowej panierce, pieczone ziemniaki z rozmarynem, warzywa ułożone jak obraz, a także placek z jabłkami i cynamonem, o złocistej skórce, od którego unosił się cudowny aromat. Do tego trzy sosy w eleganckich sosjerkach – każdy okazał się małym arcydziełem.

„Kinga, ty chyba restaurację otwierasz?” – wyjąkałem, nie mogąc oderwać wzroku. Kinga tylko się zaśmiała i machnęła ręką: „Oj, Wojtek, tak po prostu chciałam was rozpieszczać. Siadajcie, zaraz spróbujemy!” Mateusz, mój mąż, który zwykle nie jest zbyt rozmowny, już sięgał po widelec, ale go powstrzymałem: „Poczekaj, najpierw zrobię zdjęcie, takie cudo trzeba wrzucić na fejsa!” Kinga przewróciła oczami, ale widać było, iż jest zadowolona. Ona zawsze tak gotuje – z sercem, a potem udaje, iż to nic wielkiego.

Zaczęła się prawdziwa uczta. Mięso rozpływało się w ustach, z nutą czosnku i czegoś jeszcze, czego nie umiałem rozpoznać. „Kinga, co to za czary?” – spytałem, a ona odpowiedziała z uśmiechem: „Sekretny składnik to miłość!” Oczywiście roześmiałem się, ale, szczerze mówiąc, uwierzyłem. Bo jak inaczej wytłumaczyć, iż zwykła sałatka z pomidorów i ogórków u niej wyglądała jak dzieło sztuki? Mateusz, który zwykle je w milczeniu, nagle oznajmił: „Kinga, jeżeli tak gotujesz codziennie, przeprowadzam się do ciebie”. Wybuchnęliśmy śmiechem, ale zauważyłem, iż już rozgląda się po miskach, myśląc o dokładce.

Podczas kolacji Kinga opowiadała, jak przygotowywała każde danie. Okazało się, iż spędziła cały dzień w kuchni, a niektóre przepisy dostała od babci. „Ten placek – mówiła – babcia piekła na wszystkie święta. Dodałam tylko wanilii i trochę więcej cynamonu”. Słuchałem i myślałem: skąd ona bierze tyle cierpliwości? Ja w kuchni wytrzymuję najwyżej godzinę. Moje „kulinarne dzieło” to makaron z serem, i to tylko jeżeli ser jest już starty. A tu – cała symfonia smaków, przygotowana z taką miłością, iż aż chciało się przytulić gospodynię.

Ale najbardziej niesamowita była atmosfera, którą stworzyła Kinga. Nie tylko jedzenie, ale i cały jej dom zdawał się oddychać ciepłem. Na stole stał mały wazonik z kwiatami, świece rzucały miękkie światło, a z głośników cicho płynęły jazzowe melodie. Zdałem sobie sprawę, iż dawno nie czułem się tak zrelaksowany. choćby Mateusz, który zwykle po kolacji od razu wbija się w telefon, siedział, uśmiechał się i opowiadał zabawne historie z młodości. Kinga potrafiła zamienić zwykły wieczór w małe święto.

Między drugim kawałkiem placka a filiżanką ziołowej herbaty zapytałem: „Kinga, jak ty to wszystko ogarniasz? Praca, dom, a jeszcze takie kolacje?” Zastanowiła się i odparła: „Wiesz, Wojtek, gotowanie to dla mnie jak medytacja. Włączam muzykę, kroję warzywa, ugniataciasto – i wszystkie problemy znikają, a kiedy widzę wasze miny, wiem, iż było warto.

Idź do oryginalnego materiału