Lekko musnąwszy rękawami

newskey24.com 16 godzin temu

Lekko dotykając rękawami

Zbliżający się Nowy Rok wywoływał u Zofii falę ekscytacji. To już jej czterdziesty trzeci Sylwester, a każdego roku czekała na tę magiczną noc, pachnącą mandarynkami, jak mała dziewczynka.

Zofia mieszkała w przytulnym mieszkaniu w Warszawie, sama od półtora roku, odkąd wyszła za mąż i wyleciała z domu rodziców. Poślubiła Jana i razem przeprowadzili się na wybrzeże Bałtyku, gdzie jego rodzina prowadziła pensjonat, a młodzi dostali własny biznes. Zofia cieszyła się, iż jej córka, Ania, ma taką przyszłość.

– W sylwestra dzieje się wiele rzeczy, które nie mogłyby się zdarzyć w żaden inny dzień opowiadała koleżance i współpracowniczce Lidię.

– Oj tak, Zosiu, jesteś taka romantyczna, choć nie masz już siedemnaście lat, a wciąż żyjesz w chmurach, czekając na coś niezwykłego żartowała Lidia.

– No cóż, co innego mogłabyśmy zrobić? Romantyzmu nie da się wymazać odpowiedziała Zofia.

Jedenaście lat temu Zofia straciła męża, Romana, w wypadku samochodowym. Sama wychowywała Anię, nie marząc już o kolejnej miłości, uważając, iż już kiedyś była szczęśliwa. Z Romanem kochali się mocno.

– Zosiu, nie powinnaś żyć samotnie, jesteś piękna i dobra, znajdź kogoś, kto cię uszczęśliwi zachęcała Lidia.

– Nie wiem, Lidio, wszyscy mężczyźni przywodzą mi się na myśl jak Roman, nie wydaje mi się, iż znajdę kogoś równie dobrego przyznała Zofia.

Do Nowego Roku pozostało nieco ponad dwa miesiące, kiedy Zofia przypadkowo spotkała wysokiego, szczupłego blondyna o niebieskich oczach, który nazywał się Jan. Zderzyli się w małej kawiarni przy kasie, ledwie się ocierając. Nagle poczuła w sercu nieznany dotąd prąd, który przeszły po całym ciele, aż zrobiło się jej lekko gorąco.

To dlatego, iż Jan spojrzał na nią tak łagodnie, iż Zofia poczuła się, jakby tonęła w tym spojrzeniu.

– O Boże, kiedy to ostatni raz się zdarzyło? myśl przeszła jej przez głowę i zniknęła.

Zofia usiadła przy stoliku z tacą w ręku i zauważyła, iż Jan podchodzi.

– Czy nie przeszkadzam? uśmiechnął się.

– Nie, odpowiedziała, myśląc, iż jego uśmiech jest czarujący.

– Jan przedstawił się, a pani?

– Zofia odparła, a jej policzki znów zarumieniły się.

Od pierwszego spojrzenia Zofia czuła się napięta, nie rozumiejąc, co się z nią dzieje. Jan wydawał się równie zestresowany. niedługo jednak ich niepewność ustąpiła; rozmawiali o różnych sprawach, a rozmowa płynęła lekko, jakby znali się od lat. Odkryli mnóstwo wspólnych tematów i zdawali się żyć na jednej fali. Tak minął półtora miesiąca.

Często jedli razem obiad, wieczorami spacerowali po plaży. Lidia ledwie rozpoznawała swoją przyjaciółkę; Zofia nie uważała się za piękną, ale zawsze wiedziała, iż ma w sobie coś wyjątkowego urok, wdzięk i niepowtarzalny czar. I tak było. Z Zosią łatwo rozmawiali zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Wiele pań zazdrościło jej długich, jasnych włosów, spływających nieco poniżej ramion. Nie lubiła krótkich fryzur, wierząc, iż jeżeli Bóg podarował jej tak piękne kosmyki, należy je nosić z dumą.

Jej szczególnym atutem była czarująca uśmiech i delikatny, lekko przymrużony wzrok. Od spotkania z Janem serce Zofii znów zaczęło bić mocniej. W młodości po szkole średniej wyszła za Romana, pracowała jako księgowa w dużym zakładzie przemysłowym, założona przez jej rodziców, tam poznała przyszłego męża i żyli w zgodzie. Była szczęśliwa, aż do tego ciemnego dnia, kiedy dowiedziała się o jego śmierci.

Jan często proponował Zofii spacery, a ona chętnie zgadzała się. Zimą uwielbiała śnieg; choćby gdy zaspawał drzewa, a mróz trzymał na dworze, nie powstrzymywało to spotkań tych, którzy czekali na szczęśliwy moment.

– Lidio, zachwycona mówiła przy kawie w pracy, jestem taka szczęśliwa. Jan jest właśnie tym mężczyzną, o którym marzyłam. Trudno mi uwierzyć, iż Bóg zlitował się nade mną i znów dał mi szczęście.

– A ja ci życzyłam, żebyś odnalazła miłość. Ja i mój mąż Szymon jesteśmy szczęśliwi, a ja chciałam, żebyś i ty rozkwitła odpowiedziała Lidia.

Nagle Jan zniknął, nie dzwoniąc i nie wyjaśniając przyczyny. Zofia była w szoku, Lidia również martwiła się o przyjaciółkę.

– Zosiu, nie przejmuj się tak. Zdarzają się różne rzeczy w naszym burzliwym życiu starała się uspokoić Lidia.

– Lidio, a telefon? Nie mogę zadzwonić, powiedzieć kilka słów? Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Czekałam na niego latami, a teraz, jak w tej piosence Lekko dotykając rękawami, wszystko zniknęło. Kiedy go ujrzałam po raz pierwszy, od razu wiedziałam, iż to on. A teraz go nie ma szlochając mówiła Zofia.

– Łez nie przywrócisz życia. Czy dzwoniłaś do Jana? zapytała Lidia.

– Dzwoniłam już setki razy, jest nieosiągalny. Czy naprawdę mógł mnie po prostu zostawić? Nie wiem, co myśleć, co robić

– Trzeba wierzyć i czekać. Twój Jan się zjawi, jestem pewna. Dwa dni minęły, dziś trzeci.

– To jeszcze nie koniec, a już czuję się rozbita. Przestań się martwić, Nowy Rok już blisko, przygotuj imprezę, zawsze byłaś naszą organizatorką. A Jan na pewno przyjdzie.

Tydzień minął, Jan nie wrócił. Zofia starała się zajmować razem z Lidią szukały oryginalnych nagród na noworoczne konkursy, a wieczorami płakała w poduszkę.

Na sylwestrowej imprezie w biurze szampan lejął się strumieniami, muzyka dudniła, wszyscy tańczyli i składali sobie noworoczne życzenia. Stoły uginały się pod przysmakami. Zofia udawała, iż też się bawi, ale jej wzrok nieustannie spoczywał na telefonie, czekając na telefon.

Po dziesiątej godzinie wróciła do domu. Przed nią rozciągały się noworoczne ferie, wiele wolnych dni. Nie wiedziała, co robić w tym wolnym czasie. Ania dzwoniła, zapraszając ją na wspólne świętowanie, ale Zofia nie miała ochoty wyjeżdżać.

– Aniu, przyjedź na nowy rok, nie siedź sama w domu, bo inaczej tak właśnie go spędzisz mówiła matka.

– Tak, mamo, przyjadę obiecała Zofia.

31 grudnia, około siódmej wieczorem, Zofia szykowała się, by pojechać w stronę rodziców, gdy usłyszała dzwonek do drzwi.

– Kto to może być? pomyślała i otworzyła.

Na progu stał nie kto inny, jak Święty Mikołaj.

– Witaj, kochana Zofiowo przywitał się staruszek, podając małą czerwoną paczuszkę. Otworzył ją i wyciągnął złoty pierścionek.

– Co to? Od kogo prezent? zapytała nieco przestraszona.

– Czy wyjdziesz, piękna dziewczyno, za młodzieńca Jana? odpowiedział Mikołaj, a zza drzwi wyłonił się Jan, uśmiechnięty, trzymający bukiet róż i pierścionek w dłoni.

– Tak, tak! wykrzyknęła Zofia, śmiejąc się ze szczęścia.

– Przyjmij od Jana ten pierścionek w dniu waszych zaręczyn, czyli dzisiaj, 31 grudnia, tuż przed Nowym Rokiem, w mojej obecności rzekł Mikołaj.

Zofia wyciągnęła rękę, Jan założył pierścionek na jej palec, podarował kwiaty i namiętnie pocałował.

– Błogosławię was, kochani oznajmił Mikołaj, po czym opuścił dom, zamykając za sobą drzwi.

– Przepraszam, Zosiu, bardzo za tobą tęskniłem szepnął Jan.

– Dlaczego zniknąłeś? Nie wiedziałam, co myśleć Dlaczego nie dzwoniłeś? zapytała Zofia.

– Byłem w delegacji w zakładzie, a potem dostałem telefon, iż moja siostra i matka wpadły w wypadek. Siostra zginęła, a matka trafiła na oddział intensywnej terapii. Nie mogłem zadzwonić, nie wiedziałem, co zrobić, i odleciałem pierwszym lotem. Zostawiłem telefon w samolocie. Nie miałem kontaktu, a matka była na granicy życia i śmierci. Po pogrzebie siostry musiałem zorganizować dwie operacje dla mamy. Dlatego nie mogłem przyjść wcześniej.

– Myślałam, iż mnie porzuciłeś westchnęła Zofia, przytulając go.

– Teraz wszystko już w porządku, mama wróciła do zdrowia, a ja nie mogłem przegapić noworocznego spotkania z tobą wyjaśnił Jan.

Zarówno Jan, jak i Zofia byli szczęśliwi, choć nie wiedzieli, co zrobić dalej.

– Miałam iść do rodziców, czekają na mnie przyjęcie noworoczne, a w domu nic nie przygotowałam przyznała nieco zakłopotana.

– Mam szampana, mandarynki i słodycze podniósł torbę z butelką wina, wino i słodyczami. Zawoźmy się razem do twoich rodziców, a przy okazji poproszę o twoją rękę zażartował Jan.

Ojciec otworzył drzwi, zobaczył córkę z nieznajomym mężczyzną.

– Witajcie, proszę wejść przywitał się z szacunkiem, podając rękę Janowi. Panie Janie, zapraszam do domu.

– Dobry wieczór, jestem Jan przedstawił się.

Wszyscy przeszli do salonu, w którym już stał pięknie nakryty stół, a przy choince migotały lampki.

– Mamo, tato to jest Jan, mój narzeczony i przyszły mąż pokazała pierścionek.

Rodzice patrzyli z niedowierzaniem.

– Miło mi poznać, Janie odebrała matka. Skąd się wziął? Nie słyszałam o tobie nic…

– To prezent noworoczny wyjaśnił Jan, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.

Zofia opowiedziała, jak Jan zorganizował zaręczyny z pomocą Świętego Mikołaja.

– Mamy szczęście, iż nasz zięć jest szybki i pomysłowy zaśmiał się ojciec. Za was, kochani, za wasze szczęście! wzniósł kieliszek szampana, a reszta dołączyła.

W takt stukających się kieliszków i radosnego śmiechu przywitali Nowy Rok. Zofia zrozumiała, iż prawdziwe szczęście nie zależy od jednorazowych cudów, ale od wiary w siebie, otwartości na drugą osobę i gotowości przyjąć wsparcie najbliższych. Życie potrafi zaskoczyć, ale kiedy odważnie otwieramy serce, każdy dzień może stać się nowym początkiem.

Idź do oryginalnego materiału