Leon XIV na rozdrożu: prymat Chrystusa w głoszeniu, czy Singapur i Abu Zabi?

pch24.pl 10 godzin temu

Wiele pozytywnej uwagi zwróciła homilia, jaką tuż po swoim wyborze papież Leon XIV wygłosił do kardynałów. Źródłem entuzjastycznego odbioru słów papieża było wezwanie do przywrócenia prymatu Chrystusa w głoszeniu oraz wskazanie, iż posługa następcy św. Piotra ma służyć niesieniu wiary po krańce ziemi. Tymczasem tuż po inauguracji pontyfikatu Ojciec święty odniósł się do deklaracji z Abu Zabi – jako ważnej w kontekście dialogu międzyreligijnego. Ten dokument jego poprzednika to owoc tendencji, przed którą ostrzegało wielu papieży, widząc w niej zagrożenie dla misyjnej aktywności Kościoła. Między „przywróceniem prymatu Chrystusa” w głoszeniu, a akceptacją pluralizmu religijnego trzeba wybrać.

Do deklaracji o ludzkim braterstwie, podpisanej przez Franciszka w 2019 roku, Leon XIV nawiązał podczas spotkania z poniedziałku 19 maja. W jego trakcie papież widział się z przedstawicielami wspólnot niekatolickich i niechrześcijańskich. Mówił o dialogu i współpracy, jaka jego zdaniem powinna łączyć ludzi różnych religii.
Problem w tym, iż Deklaracja z Abu Zabi „współistnienie” różnych religii postrzega nie tyle jako konieczność, wynikającą z nieprzyjęcia objawienia przez wielu – ale pożądany stan rzeczy.

Największy sprzeciw budzi zapis uznający różnorodność religii za wyraz mądrej woli Boga. W dokumencie podpisanym przez Franciszka i wielkiego imama Al- Tayyeba wskazano, iż przypomina ona pod tym względem wielość ras i kultur. Miałaby zatem odpowiadać boskiej Woli i naturalnemu porządkowi świata.
Podobne treści Franciszek wygłaszał we wrześniu 2024 roku w Azji Południowo-Wschodniej, między innymi w Dżakarcie, gdzie sugerował, iż islam jest „światłem” dla ludzkości na równi z chrześcijaństwem.

Tymczasem w rzeczywistości wolą Ojca jest, aby wszyscy uwierzyli w Jego Jednorodzonego Syna, którego posłał, by objawić prawdę o Sobie samym (por. J 6, 40). To właśnie głoszenie danej przez Wcielone Słowo doktryny jest sednem rozesłania apostołów przez Chrystusa Pana. Nakaz „idźcie i nauczajcie” oznacza, iż nie możemy z zadowoleniem patrzeć na to, jak wielu wybiera błąd.

To, iż Mistyczne Ciało Chrystusa nie może pochwalać religijnej inności nie wynika z uprzedzeń, czy „zamknięcia”. Jest konsekwencją nieomylnego nauczania o tym, czym jest katolicka religia. Jak zaznaczał m. in. bł. Pius IX i Sobór Watykański I, wiara jest przekazaną przez Boga prawdą o Nim samym. Dzięki niej ludzie mogą poznać Jego samego i Jego wolę.

Od tego poznania zależy cały stosunek człowieka do nadprzyrodzoności. To podstawa dwóch pozostałych cnót teologalnych. Dzięki wierze możemy kierować swoją miłość ku prawdziwemu Bogu i złożyć nadzieję w Jego obietnicach. Stąd Kościół określa przyjęcie prawdziwej religii jako „korzeń usprawiedliwienia” i początek życia nadprzyrodzonego dla człowieka. Fałszywa wizja Boga lub niewiara bardziej niż cokolwiek innego, oddalają od Stwórcy. Ich wybór zamiast katolickiego depozytu stanowi zatem największy grzech – uczył w „Summie Teologii” Św. Tomasz z Akwinu.

Niewiele poszukiwań trzeba, by dostrzec, iż to objawienie jest najcenniejszym skarbem, jakie Kościół dać może ludziom innej religii. Głosząc Chrystusa spełniamy z jednej strony boski nakaz – z drugiej nic lepszego nie możemy uczynić wobec człowieka. Z tego powodu Urząd Nauczycielski zawsze sprzeciwiał się dialogowi międzyreligijnemu, który szukałby pozytywnej oceny różnorodności religijnej jako takiej.

Dobrym przykładem tego podejścia jest encyklika „Satis Cognitum” Leona XIII. Papież podkreślał w niej, iż jedynie Kościół katolicki został przez Chrystusa obdarzony misyjnym posłaniem i prawdziwą doktryną. Wolą Boga jest, aby to Mistyczne Ciało Chrystusa objęło ludzi wszystkich narodów. Samo istnienie jakiejkolwiek innej wspólnoty wyznaniowej jest zatem w świetle wiary nie do usprawiedliwienia – zaznaczał poprzednik obecnego papieża o tym samym imieniu.
Zdecydowanie od dialogu międzyreligijnego odciął się Pius XI w encyklice „Mortalium Animos”. Ojciec święty zakazał katolikom uczestnictwa w zjazdach ekumenicznych i międzyreligijnych. Jak tłumaczył, żadna religia nie może być prawdziwa, prócz tej, która polega na Objawieniu.

„Rzeczą dla wszystkich jasną jest, iż jest obowiązkiem człowieka bezwarunkowo wierzyć w objawienie Boga i słuchać Jego przykazań bez zastrzeżeń: byśmy jednak na chwałę Boga i dla naszego zbawienia mogli obie te rzeczy słusznie wypełnić, Jednorodzony Syn Boga ustanowił na ziemi swój Kościół. A więc sądzimy, iż ci, którzy mienią się chrześcijanami, nie mogą nie wierzyć, iż Chrystus ustanowił Kościół i to jedyny”, pisał papież Ratti.

„Pracy nad jednością chrześcijan nie wolno popierać inaczej, jak tylko działaniem w tym duchu, by odszczepieńcy powrócili na łono jedynego, prawdziwego Kościoła Chrystusowego, od którego kiedyś, niestety, odpadli. Powtarzamy, by powrócili do jednego Kościoła Chrystusa, który jest wszystkim widomy i po wsze czasy, z woli Swego Założyciela, pozostanie takim, jakim go On dla zbawienia wszystkich ludzi ustanowił”, dodawał Ojciec święty.

Papieskie ostrzeżenia przed pluralizmem

Jeśli osłabić te fundamenty – nie sposób ocalić misyjnego zadania Kościoła. choćby papieże po Soborze Watykańskim II ostrzegali, iż tendencje, których pełnym wyrazem jest Deklaracja z Abu Zabi, – są nie do pogodzenia z apostolskim mandatem danym apostołom i ich następcom.

Na ten palący problem zwracał uwagę Jan Paweł II. Polski Ojciec święty zauważył, iż już za jego pontyfikatu nie dało się ukryć tendencji podważających sens głoszenia wiary. W encyklice „Redemptoris Missio” polski papież zaznaczył, iż tym „postępowym” dążeniom trzeba się przeciwstawić.

„(…)Nie da się ukryć tendencji negatywnej, do przezwyciężenia której pragnie się przyczynić niniejszy dokument: te specyficzne misje wśród narodów wydają się być zahamowane, co z pewnością nie odpowiada wskazaniom Soboru i posoborowego Magisterium. Trudności wewnętrzne i zewnętrzne osłabiły gorliwość misyjną Kościoła względem niechrześcijan i fakt ten musi niepokoić wierzących w Chrystusa. W dziejach Kościoła bowiem rozmach misyjny był zawsze oznaką żywotności, tak jak jego osłabienie jest oznaką kryzysu wiary”, pisał Karol Wojtyła.

„Jednakże, również z powodu współczesnych przemian i rozprzestrzeniania się nowych idei teologicznych, niektórzy pytają: Czy misje wśród niechrześcijan są jeszcze aktualne? Czyż nie zastąpił ich może dialog między religijny? Czy ich wystarczającym celem nie jest ludzki postęp? Czy poszanowanie sumienia i wolności nie wyklucza jakiejkolwiek propozycji nawrócenia? Czy nie można osiągnąć zbawienia w jakiejkolwiek religii? Po cóż zatem misje?. jeżeli wrócimy do początków Kościoła, znajdziemy jasne stwierdzenie, iż Chrystus jest jedynym Zbawicielem wszystkich, Tym, który sam jeden jest w stanie objawić Boga i do Niego doprowadzić.(…) W tym ostatecznym Słowie swego Objawienia Bóg dał się poznać w sposób najpełniejszy: powiedział ludzkości kim jest. To ostateczne samoobjawienie się Boga jest podstawowym motywem, dla którego Kościół jest misyjny ze swej natury. Nie może on nie głosić Ewangelii, czyli pełni prawdy, jakby Bóg dał nam poznać o samym sobie”, przypominał.

Jeszcze przed Janem Pawłem II z erozją misyjnego zapału Kościoła zmierzyć się musiał Paweł VI. W encyklice „Evangelii Nuntiandi” papież dał wyraz świadomości, iż silne nurty po Soborze Watykańskim II sprzyjają zarzuceniu głoszenia wiary. Elementy takich dążeń widoczne były na przykład wśród orędowników „teologii wyzwolenia”.
„Nie możemy zaprzeczyć, iż wielu wielkodusznych chrześcijan, oddanych sprawom największej wagi, jakie zawiera kwestia wyzwolenia, kiedy chcą wciągnąć Kościół w sam ruch wyzwolenia, często myślą i usiłują sprowadzić jego zadania do granic jakiegoś doczesnego tylko przedsięwzięcia; jego obowiązki do programu antropologicznego; zbawienie, jakiego jest głosicielem, do pomyślności materialnej; jego działalność do poczynań politycznych lub społecznych, lekceważąc jakąkolwiek opiekę duchowną i religijną. Jeśliby rzeczy tak się miały, to Kościół straciłby całe swoje główne znaczenie”, zaznaczał Paweł VI.

„Z tego powodu, na początku trzeciego zebrania Synodu, chcieliśmy w Naszym przemówieniu położyć nacisk na konieczność „ściśle religijnego celu ewangelizacji. Bo straciłaby ona wszelką rację bytu, jeśliby została oderwana od tej podpory religijnej, która ją podtrzymuje”, dodawał.

„Głoszenie ewangelicznego orędzia nie jest czymś takim, co Kościół mógłby dowolnie albo wykonywać, albo nie wykonywać, ale jest zadaniem i obowiązkiem, nałożonym mu przez Pana Jezusa, ażeby ludzie mogli wierzyć i dostąpić zbawienia. Głoszenie Ewangelii jest zgoła konieczne, jest jedyne w swoim rodzaju i nic go nie może zastąpić. Nie znosi ono niedbalstwa, ani mieszania zasad Ewangelii z zasadami innych religii, ani jakiegoś dostosowywania, ponieważ od niego zależy cała sprawa zbawienia ludzi i w nim zawierają się najpiękniejsze treści boskiego Objawienia. Ono nie wymaga mądrości ludzkiej, ale samo z siebie może wzbudzić wiarę: wiarę, mówimy, która opiera się na mocy Bożej. Ono jest Prawdą, i dlatego trzeba, żeby głosiciel prawdy poświęcił jej cały swój czas i wszystkie swe siły, a jeżeli zajdzie konieczność, aby i życie samo złożył w ofierze”, zaznaczał Ojciec święty.

Świadomość kryzysu głoszenia i odpowiedź Stolicy Apostolskiej na jego przejawy, doszła do szczytu w wydanej w 2000 roku przez Kongregację Nauki Wiary deklaracji „Dominus Iesus”.

„Nieustanne przepowiadanie misyjne Kościoła jest dzisiaj zagrożone przez teorie relatywistyczne, które usiłują usprawiedliwić pluralizm religijny nie tylko de facto, ale także de iure (czyli jako zasadę)”, ostrzegał kardynał Joseph Ratzinger w zaakceptowanym przez Jana Pawła II dokumencie.

„W konsekwencji uznaje się za przestarzałe takie na przykład prawdy, jak prawda o ostatecznym i całkowitym charakterze objawienia Jezusa Chrystusa, o naturze wiary chrześcijańskiej w odniesieniu do wierzeń innych religii, o natchnionym charakterze ksiąg Pisma Świętego, o osobowym zjednoczeniu między odwiecznym Słowem a Jezusem z Nazaretu, o jedności ekonomii Słowa wcielonego i Ducha Świętego, o jedyności i zbawczej powszechności tajemnicy Jezusa Chrystusa, o powszechnym pośrednictwie zbawczym Kościoła (…)”, dodawał.

„Aby przeciwstawić się tej relatywistycznej mentalności, która rozpowszechnia się coraz bardziej, należy przede wszystkim potwierdzić ostateczny i pełny charakter objawienia Jezusa Chrystusa.

Dlatego należy zawsze stanowczo zachowywać rozróżnienie pomiędzy wiarą teologalną a wierzeniem w innych religiach. „Podczas gdy wiara jest przyjęciem przez łaskę prawdy objawionej, która pozwala wniknąć do wnętrza tajemnicy i pomaga ją poprawnie zrozumieć, wierzenie w innych religiach to ów ogół doświadczeń i przemyśleń, stanowiących skarbnicę ludzkiej mądrości i religijności, które człowiek poszukujący prawdy wypracował i zastosował, aby wyrazić swoje odniesienie do rzeczywistości boskiej i do Absolut”, czytamy w deklaracji „Dominus Iesus”.

Tym ostrzeżeniom swoich poprzedników papież Franciszek pozostawał po prostu systematycznie niewierny. Najbardziej rażąco dowiódł tego całkiem niedawno w czasie wizyty w Singapurze w 2024 roku. Podczas spotkania z młodzieżą w tym azjatyckim mieście Jorge Mario Bergoglio mówił, iż wszystkie religie prowadzą ku Bogu, a spory o prawdziwość doktryn należy odłożyć na bok.

Leon XIV jest zatem spadkobiercą wewnętrznie skłóconego dziedzictwa. W spadku otrzymał XX wieków misyjnego zapału i konfrontację papieży z błędnym pluralizmem, ale także i dokumenty oraz słowa Franciszka. Nowy Ojciec święty musi wybrać: pomiędzy Abu Zabi i Singapurem, a przywróceniem prymatu Chrystusowi w głoszeniu. Tertium non datur.

Filip Adamus

Idź do oryginalnego materiału