Magicznie i… boso na scenie Dworu Skrzynki

powiat.poznan.pl 15 godzin temu

Nie każdy koncert zaczyna się od czaru, a ten w Dworze Skrzynki właśnie tak się zaczął. „W moim magicznym domu” – tym utworem Małgorzata Paciejewska zaprosiła publiczność do muzycznej i bezsprzecznie czarującej podróży, w której liryzm spotkał się z jazzową energią, a znane piosenki z repertuaru Hanny Banaszak zabrzmiały w zupełnie nowych barwach.

Małgorzata Paciejewska nie zmieniała interpretacji piosenek – pozostała wierna ich oryginalnemu charakterowi – ale dała im swoją energię i własną, ciepłą barwę głosu. Dzięki temu utwory zyskały świeżość, a jednocześnie zachowały rozpoznawalną, pełną emocji tożsamość. „Noc z temperamentem” rozgrzała atmosferę, a w „Jak pan mógł” i „Tak bym chciała kochać już” wokalistka bawiła się frazą, igrając z publicznością niczym zaufanym partnerem.

Nie sposób pominąć towarzyszących jej muzyków. Krzysztof Olszewski czarował na fortepianie – jego klawisze potrafiły być zarówno liryczne jak i drapieżne Co więcej, artysta dośpiewywał chórki i wplatał gwizdy, co dodawało występowi lekkości, wdzięku i pewnej kabaretowej swobody. Michał Nienadowski wirującym kontrabasem wyplatał dźwięki tak, iż czasami miało się wrażenie, iż instrument prowadzi własną, taneczną narrację.

Silnym filarem całego wieczoru był perkusista Mateusz Urbański. Jego wielobarwna perkusja nie tylko wyznaczała rytm, ale też nadawała dramaturgię każdemu utworowi. Od delikatnych szczoteczek, przez subtelne dzwonki, po mocne akcenty na bębnach – Urbański kreował przestrzeń, w której muzyka mogła oddychać i rozwijać się w nieoczekiwanych kierunkach. Jego gra sprawiała, iż każdy utwór miał swój niepowtarzalny charakter, a całość koncertu brzmiała spójnie i świeżo.

Utwór „Jesienny pan” przyniósł nutę melancholii, ale już przy „Mam ochotę na chwileczkę zapomnienia” i „Żegnaj kotku” publiczność pozwoliła sobie na uśmiech i lekkie kołysanie się w rytmie. „Samba przed rozstaniem” okazała się jednym z najbardziej poruszających punktów programu. Małgorzata Paciejewska zaśpiewała ją z wyczuwalnym bólem i rezygnacją, a towarzysząca jej sekcja rytmiczna, z dzwonkami Urbańskiego i niskimi tonami kontrabasu Nienadowskiego, zbudowała atmosferę nieuchronnego pożegnania.

Publiczność słuchała w skupieniu, jakby nikt nie chciał przerwać tej emocjonalnej narracji choćby oddechem. Prawdziwy finał nadszedł przy „Sambie bez butów” – gdy Małgorzata Paciejewska naprawdę zrzuciła obuwie i zatańczyła na scenie, śpiewając boso, publiczność nagrodziła ją gromkimi brawami. Całość potwierdziła, iż piosenki z repertuaru Hanny Banaszak – pełne czułości, liryzmu, ale też przewrotnego humoru – są materiałem żywym, podatnym na nowe odczytania.

Przygotował: Instytut Skrzynki

Idź do oryginalnego materiału