W małej wiosce na Podlasiu, gdzie czas płynie leniwie, a stare drewniane domy skrywają rodzinne tajemnice, panował głęboko zakorzeniony stereotyp: matka powinna poświęcić się dzieciom, porzucając własne marzenia. Ale Elżbieta, matka dwóch dorosłych córek, postanowiła zerwać z tą zasadą. Jej decyzja, by przyjąć spadek po siostrze, wywróciła jej życie do góry nogami i wywołała burzę oburzenia u tych, którzy widzieli w niej tylko cichą, poświęcającą się kobietę.
Elżbieta wyszła za mąż jako młoda dziewczyna, pełna nadziei. Urodziła dwie córki, Zosię i Hanię, ale szczęście nie trwało długo. Mąż, który okazał się nicponiem, zniknął trzy lata po narodzinach młodszej córki, zostawiając Elżbietę samą z dwójką maluchów. Wychowanie dzieci w pojedynkę było ciężkim trudem. Elżbieta odmawiała sobie wszystkiego, pracowała do upadłego, by córki miały choć trochę lepiej. Ale niektórych problemów – jak brak własnego mieszkania – nie dało się rozwiązać.
Rodzina mieszkała w maleńkim domku na skraju wsi, z ogródkiem, który ratował je w najtrudniejszych chwilach. Córki dorosły, wyszły za mąż i wyprowadziły się do miasta, wynajmując mieszkania. Elżbieta została sama. Gdy zdrowie zaczęło szwankować, musiała wcześniej przejść na emeryturę. Wtedy starsza siostra, Krystyna, ciężko zachorowała. Elżbieta bez wahania przeprowadziła się do niej, do przestronnego mieszkania w centrum Warszawy. To, co zobaczyła, ją oszołomiło.
Krystyna, wolna od rodzinnych obowiązków, żyła tylko dla siebie. Wydawała pieniądze na podróże, teatry, modne ubrania, nie przejmując się jutrem. choćby do siostry odnosiła się z lekką wyższością: „Jeśli nie będziesz się mną zajmować, Elu, znajdę kogoś innego. Wtedy i mieszkanie ci nie przypadnie.” Elżbietę zszokował ten egoizm, ale z czasem zaczęła rozumieć siostrzaną filozofię. Gdy Krystyna zmarła, zostawiając jej mieszkanie, Elżbieta jakby się ocknęła. Po raz pierwszy pomyślała: a może by tak żyć dla siebie?
Została w mieście, otoczona gwarem ulic i światełkami kawiarni. Po raz pierwszy od lat poczuła, iż żyje. Chodziła na wystawy, spacery po Łazienkach, zapisała się choćby na kurs tanga. Ale jej euforia była solą w oku dla córek.
Zosia i Hania przywykły, iż matka zawsze stawiała ich potrzeby ponad swoje. Zosia, która z mężem wzięła kredyt hipoteczny, liczyła, iż Elżbieta sprzeda mieszkanie i podzieli się pieniędzmi, by odciążyć ich z długami. Hania, oczekująca trzeciego dziecka i wynajmująca lokum, marzyła o kupnie małego mieszkania za te same środki. Córki już wszystko zaplanowały, choćby nie pytając matki. Ale Elżbieta odmówiła sprzedaży. Postanowiła zostać w Warszawie i żyć tak, jak nigdy nie śmiała.
— Zmęczyłam się poświęcaniem — powiedziała córkom, gdy przyjechały żądać wyjaśnień. — Chcę wreszcie żyć dla siebie.
Córki wpadły w furię. Nazwały ją egoistką, zarzucały niewdzięczność. „Zawsze byłaś dla nas, a teraz nas porzuciłaś dla swoich zachcianek!” — krzyczała Zosia. Hania, ocierając łzy, dodała: „Jak możesz myśleć tylko o sobie, kiedy moje dzieci mieszkają w wynajętym pokoju?”
Elżbieta milczała, ale serce pękało jej z bólu. Przypominała sobie, jak głodowała, by córki miały nowe sukienki na rozpoczęcie roku, jak szyła nocami, by zarobić parę groszy. A teraz oskarżano ją o zdradę. Najgorsze było to, iż córki choćby nie pomogły jej opiekować się Krystyną. Pojawiły się dopiero po jej śmierci, gdy poczuły zapach spadku.
„Dlaczego o nas zapomniałaś? Jak śmiesz teraz żyć sobie w mieście?” — rzuciła Zosia, zanim zatrzasnęła drzwi.
Hania przestała dzwonić. Córki wykreśliły matkę ze swojego życia, nazywając ją „samolubną”. Elżbieta została sama, ale nie żałowała wyboru. Po raz pierwszy czuła się wolna. Spacerowała nad Wisłą, piła kawę w przytulnych knajpkach, uśmiechała się do obcych. Jej oczy, dawno przygasłe ze zmęczenia, znów błyszczały życiem.
Czy można ją winić? Oddała córkom wszystko, co miała, ale w końcu wybrała siebie. Córki, przyzwyczajone do jej poświęceń, nie potrafiły zaakceptować, iż matka też ma prawo do szczęścia. Kto tu jest egoistą — ona, która chce żyć po swojemu, czy one, żądające kolejnych ofiar? Elżbieta znała odpowiedź, ale to nie uśmierzało bólu rozstania. Tylko sobie powtarzała: może kiedyś zrozumieją, iż choćby matka ma prawo do własnego serca.
Dziś wiem jedno: poświęcenie to nie miłość, jeżeli zabija to, kim jesteś. I czasem trzeba stanąć w obronie siebie, choćby gdy cały świat nazywa cię egoistą.