Matka wybrała mężczyznę, a nie mnie

polregion.pl 3 dni temu

Do dziś nie mogę pojąć, kiedy wszystko zaczęło się sypać. Jak to się stało, iż kobieta, która przez całe moje życie była moją podporą, przyjaciółką, przewodniczką – nagle tak łatwo przekreśliła wszystko i zdradziła. Wszystko dla faceta. Faceta, który nie wart jest choćby cienia jej dawnego oblicza.

Mama urodziła mnie późno, bo dopiero w wieku trzydziestu lat. Zawsze mówiła, iż jestem jej sensem życia, opoką, „dzieckiem na całe życie”. Ojca nigdy nie poznałam – w akcie urodzenia był pusty wpis, a mama nigdy nie wspomniała choćby słowem, kim był. Żyłyśmy skromnie, ale ciepło. Nie miałyśmy drogich rzeczy, ale miałyśmy miłość. Pracowała jako księgowa, wieczorami piekłyśmy ciasteczka, oglądałyśmy seriale, dyskutowałyśmy o wszystkim. Byłam pewna – nasza więź jest niezniszczalna. Nie chodziła na randki, nie umawiała się z nikim, żyła tylko mną. Do piętnastego roku życia – to była prawdziwa sielanka.

A potem pojawił się on. Mariusz. Kolega z sąsiedniego działu. Wróciła pewnego dnia do domu z błyszczącymi oczami – od razu wiedziałam, iż ktoś się w jej życiu pojawił. Po kilku tygodniach zaczęły się randki, szepty przez telefon, nowe sukienki. Cieszyłam się dla niej – szczerze. Tylko gdzieś w środku czaił się niepokój. I nie bez powodu.

Pewnego dnia po prostu oznajmiła: „Przeprowadzamy się do Mariusza. Ma dwupokojowe, dla ciebie też będzie miejsce”. Próbowałam protestować – nie z powodu zazdrości. Bo czułam, iż coś jest nie tak. On ze mną nie rozmawiał, patrzył przeze mnie jak na mebel. Ale mama nie słuchała. „Nie rozumiesz, jestem szczęśliwa” – powtarzała jak mantra. Pozostało mi tylko się podporządkować.

Na początku było cicho. Żyliśmy jak sąsiedzi. On – sam, ja – w swoim pokoju, mama między nami jako bufor. Potem wzięli ślub. Tydzień przed moją maturą. I wszystko się zawaliło. On się zmienił – nie żeby wcześniej był czuły, ale teraz stał się prawdziwym tyranem. Upokarzał nas, rozkazywał, wykrzykiwał absurdalne pretensje.

„Dwie baby w domu, a obiadu nie ma? Ona w szkole, a ty gdzie?” – warczał. „Wyszykowałaś się na szpilki, do chłopaków lecisz, co?”

Wrzeszczał, zabraniał jej wychodzić z domu, urządzał sceny zazdrości, czytał wiadomości, rzucał telefon. Mama płakała, a on potem przychodził z kwiatami. I tak w kółko. Sto razy prosiłam: „Wyjdzmy, jestem z tobą, nie bój się, nie jesteś sama”. A ona tylko ocierała łzy: „Nie rozumiesz, jesteś jeszcze dzieckiem. Ja go kocham”.

Kocha… Tak bardzo, iż w końcu zabronił jej płacić za moją naukę. Mama wcześniej wynajmowała nasze mieszkanie, odkładała pieniądze, marzyłam o studiach prawniczych. Uczyłam się dniem i nocą. A gdy nie dostałam się na budżet – liczyłam na jej pomoc.

Ale Mariusz powiedział:
„Kobieta powinna stać przy garach. Jeszcze będę za jej studia płacił! Wyjdziesz za bogatego – to sobie studiuj na zdrowie”.

Eksplodjąłam. Powiedziałam mu wszystko, co myślę. Spakowałam rzeczy i wyszłam. Mama… choćby nie próbowała mnie zatrzymać. Nazwała mnie niewdzięcznicą i kazała przeprosić Mariusza.

Nie przeprosiłam. Od tamtej pory się nie kontaktujemy. Ani dnia, ani minuty. Poszła za nim, całkowicie zniknęła w jego chamstwie. Teraz mówi jego słowami, porusza się jak on, choćby żartuje tak samo – ordynarnie, obleśnie. Gdy dzwoni, jeżeli w ogóle dzwoni – w jej głosie czuć chłód. Obcość. Jakbym nie była córką, a dawną znajomą.

Już nie walczę. Zrozumiałam, iż mama – to już nie ta sama osoba. Ta, która kochała, piekła dla mnie drożdżówki, okrywała kocem – zniknęła. Ta kobieta umarła w dniu, gdy wybrała faceta, a nie dziecko. Jej strata – to moja blizna. Ale ja wybrałam, by nie pozwolić temu bólowi spalić wszystkiego, co we mnie jeszcze żywe.

Niech żyje swoim życiem. Tylko niech pamięta, gdy zostanie sama, kogo zdradziła dla obcego…

Idź do oryginalnego materiału