Kiedy Grzegorz wrócił do domu w piątkowe popołudnie, w powietrzu unosił się zapach smażonych ziemniaków i czegoś kwaśnego. Skrzywił się – Danuta znów gotowała kapustę, choć doskonale wiedziała, jak jej nienawidzi. Zrzucił drogi garnitur, zawiesił go starannie na wieszaku i ruszył do kuchni.
— Cześć – mruknął.
— Już jadłeś w pracy, co? – spytała bez uśmiechu, nie odrywając wzroku od patelni.
— Był bankiet po spotkaniu. Klient z branży naftowej wydał przyjęcie. Ale przywiozłem umowę na dwa miliony złotych.
Danuta milczała. Stała przy kuchence w znoszonym szlafroku, włosy spięte w niesforny kok. Na jej twarzy malowało się tylko zmęczenie. Naprawdę było jej wszystko jedno – sto milionów czy dwa. Pieniądze nie wrócą tego, co było między nimi jeszcze dwa lata temu.
Grzegorz usiadł przy stole, otworzył butelkę wody mineralnej. W oczach żony dostrzegł ledwo skrywaną gorycz.
— choćby patrzysz inaczej – wyrzuciła z siebie.
— Jak to „inaczej”?
— Jakbym była twoją służącą. To wszystko… to już nie my. Zmieniłeś się, Grzegorz.
— Daj spokój, mówisz poważnie? Haruję po nocach! Wszystko, co mamy, to moja zasługa. Mieszkanie, nowe auto, wakacje. A ty? choćby nie pracujesz.
— Nie pracuję, bo TAK CHCIAŁEŚ! – głos jej zadrżał. — Sam mówiłeś: „Zostań w domu, odpocznij, teraz ja zarobię”. A teraz patrzysz na mnie, jakbym była pasożytem.
Odsunął talerz.
— Po prostu jesteś zazdrosna. Ja idę do przodu, a ty stoisz w miejscu. To nie moja wina.
— Stoję, bo nie dajesz mi ruszyć się z miejsca.
Wstał gwałtownie, odsuwając krzesło z irytacją:
— jeżeli ci nie pasuje – możesz żyć, jak chcesz. Tylko potem nie narzekaj.
Ich małżeństwo zaczęło się pięknie. Grzegorz był wtedy menedżerem w agencji reklamowej, Danuta – nauczycielką angielskiego. Wynajmowali mieszkanie, oszczędzali grosz do grosza, razem wybierali sobie skromne prezenty. Ich szczęście tkwiło w drobiazgach – wieczornych spacerach nad Wisłą, piknikach w lesie, domowych seansach filmowych.
Wszystko zmieniło się, gdy Grzegorz dostał propozycję objęcia stanowiska dyrektora rozwoju w nowej firmie. Pensja – trzy razy wyższa. Ruszył z kopyta: podróże służbowe, premie, nowe kontakty. Kupili dwupokojowe mieszkanie w nowej inwestycji, Danuta odeszła z pracy – na jego naleganie: „Po co ci ta szkoła? Ja zarobię”.
Pierwsze miesiące przypominały bajkę. Ale potem Danuta zaczęła czuć, iż w ich domu pojawił się ktoś trzeci – chłód. Wracał z Grzegorzem w wieczorowych garniturach, w oparach drogich cygar, w rozmowach o rynkach, trendach i KPI. On się zmieniał, ona została taka sama. I to go irytowało.
— Ciągle myślę – powiedziała Danuta przyjaciółce, Ani, popijając kawę – może wrócę do szkoły?
— Wracaj. Przecież to kochałaś. Albo znajdź kursy online. Jesteś mądra, Danuta. To tylko kryzys.
— Nie chodzi choćby o pracę. Grzegorz jest jakby… obcy. Nie jest zły. Po prostu traktuje mnie jak element wystroju. Siedzę w domu, gotuję, sprzątam. Wszystko gra. Tylko nikt nie pyta, jak się czuję.
Ania westchnęła:
— Słuchaj, to typowa historia. Zarobił, poczuł władzę. Pieniądze obnażają człowieka. I nie u wszystkich w środku jest ładnie.
Pewnego dnia Grzegorz wrócił w środku tygodnia w świetnym humorze, z elegancką torbą.
— Spójrz, kupiłem ci sukienkę.
Danuta rozwinęła materiał – czarny, obcisły, z rozcięciem. Drogi. Stylowy. Tylko nie dla niej.
— To nie mój styl. Nigdy takich nie nosiłam.
— Po prostu się wstydzisz. Wyjdziemy gdzieś. A w piątek mam firmową imprezę. Jedź ze mną. Pokażę wszystkim, jaką mam żonę.
— Jak eksponat? – spytała cicho.
Nie usłyszał. Albo udawał.
Impreza odbywała się w willi za miastem. Wszyscy w markowych ciuchach. Danuta czuła się tam obco. Przy stole przysłuchiwała się rozmowom o inwestycjach, kursach walut i drogich samochodach, zalewając nudę prosecco.
Gdy wróciła z tarasu, Grzegorz siedział obok dziewczyny w czerwieni. Młoda, pewna siebie, gładkie włosy, olśniewający uśmiech. Danuta zobaczyła, jak ta dotknęła jego dłoni. On nie cofnął ręki.
W samochodzie milczała. Dopiero pod domem wyrzuciła:
— Co to za jedna?
— Tylko PR-owiec. Mamy wspólny projekt.
— I pozwalasz jej się obmacywać?
— Nie dramatyzuj. Po prostu lubi flirtować. I w ogóle, o co ci chodzi? Nie jesteśmy przecież dziećmi.
— A może zapomniałeś, iż masz żonę? – Danuta odwróciła się do niego. — Czy wygodniej ci, żebym była… obrazkiem na ścianie?
— Znowu ta sama płyta. Czego ty ode mnie chcesz, Danuta?
Milczała. Bo sama nie wiedziała. Szacunku? Zainteresowania? Miłości, w końcu. Ale jak to wytłumaczyć komuś, kto mierzy wszystko liczbami?
W niedzielę pojechała do matki.
— No i co się stało? – spytała.
— On już na mnie nie patrzy tak jak kiedyś, mamo. Jakbym była powietrzem.
— Powiedz mu to. Nie milcz. Walcz.
— A warto? On kocha tylko swoją karierę.
— jeżeli nic nie powiesz, nigdy się nie dowiesz.
Wróciła. Spróbowała rozmowy.
— Grzegorz, mam dość życia jak cień. Chcę pracować. Chcę być kimś, nie żoną-bonusem.
— Pracuj. Kto ci broni? Tylko nie licz, iż będę cię woził na rozmowy. Mam swoje sprawy.
— Mogłeś chociaż wesprzeć.
— A ty mogłabyś nie robić z każdej rozmowy dramatu.
Miesiąc później Danuta znalazła pracę zdalną – uczyła angielskiego online. Zarabiała niewiele, ale ważniejsze było uczucie, iż odzyskuje siebie.
Lecz Grzegorz oddalał się. Coraz bardziej zamknięty w sobie. Częściej zostawał w pracy, rzadziej pytał o dom.
Pewnego dnia zajrzała do jego telefonu. Niechcący – zostawił go w domu, a chciała sprawdzić, kto dzwonił. Wśród wiadomości – rozmowa z tamtą PR-owcą.
Danuta westchnęła ciężko, odłożyła telefon na stół i wzięła głęboki oddech, wiedząc, iż to koniec, ale też początek czegoś nowego.