Mieszkała w mieście, które uznawała za swoje, żyjąc tak, jak uważała za słuszne.

twojacena.pl 19 godzin temu

W pewnym mieście żyła sobie kobieta. Nazywała się Kinga Nowak. Uważała, iż wiedzie życie godne i uporządkowane. Co prawda, nie założyła rodziny i nie miała dzieci, ale za to posiadała własne mieszkanie, w którym panowały czystość i porządek. Pracowała jako księgowa w fabryce mebli, co również dawało jej poczucie stabilizacji.

Kinga dożyła spokojnie pięćdziesiątki, zadowolona z własnego losu, zwłaszcza gdy porównywała go z życiem sąsiadów. Lubiła myśleć, iż u niej wszystko ułożyło się idealnie, bo w końcu była osobą dobrą i nikomu nie robiła krzywdy.

Sąsiedzi? Cóż – byli, delikatnie mówiąc, niepokorni. Na jej klatce schodowej mieszkała na przykład starsza pani, już po sześćdziesiątce, która – o zgrozo! – farbowała włosy na niebiesko! Starsza kobieta, prawie emerytka, a ubierała się w obcisłe sukienki i dżinsy. Wszyscy się z niej śmiali. Miejscowa dziwaczka, nic więcej.

„Skandal!” – myślała Kinga, patrząc na ekscentryczną staruszkę. I cieszyła się, iż ona przynajmniej wygląda przyzwoicie, jak na swój wiek przystało.

O trzeciej sąsiadce choćby szkoda gadać. Ledwo dwadzieścia jeden lat, a już z dzieckiem – pięcioletnią córeczką. Pewnie jeszcze w szkole zaszła w ciążę, gdzieżby indziej. I gdzie byli wtedy rodzice? A, no tak – rodziców nie miała. Żyła sama z dziewczynką, a do tego przyjaźniła się z tą niebieskowłosą emerytką. Kiedy młoda wychodziła do pracy, starsza sąsiadka opiekowała się dzieckiem.

Kingę to nie dziwiło. „Tacy ludzie zawsze się do siebie ciągną” – rozważała. „A mnie omijają. Widzą porządną kobietę i już im wstyd spojrzeć w oczy. Zamienią dzień dobry w windzie i tyle.”

Ostatni sąsiad – mężczyzna koło trzydziestki – wywołał u Kingi prawdziwy szok. Całe ręce i szyję miał pokryte tatuażami! Czy normalni ludzie tak chodzą? Oczywiście, iż nie! Już w młodości Kinga potępiała takich ludzi. Pewnie nie miał czym się wyróżnić, więc musiał szpecić własne ciało. O, jeszcze żeby potrzebował uwagi! Znaczy się, inteligencją nie błyszczy. Lepiej by książki czytał.

Tak rozmyślała każdego dnia, mijając sąsiadów w windzie. Wracając do domu, cieszyła się cicho, iż jej życie toczy się jak należy. Czasem tylko omawiała sąsiadów ze swoją jedyną przyjaciółką przez telefon. Nie mieli o czym innym gadać, więc „facet z tatuażami”, „młoda matka” i „szalona staruszka” stali się głównymi tematami ich rozmów.

Pewnego wieczoru Kinga wracała z pracy w wyjątkowo złym humorze. W firmie wyszła niezgodność w dokumentach – pierwszy raz od lat. Na kogo zwalą winę? Oczywiście na księgową. Głowa bolała ją od rana, a teraz w uszach zaszumiało, a nogi stały się ciężkie jak z ołowiu.

Z trudem dotarła do klatki i osunęła się na podwórkową ławkę. Nagle poczuła delikatny dotyk na dłoni. Podniosła wzrok i ze zdumieniem ujrzała tę samą „staruszkę” z niebieskimi włosami.

— Co pani jest? Źle się czuje? — zapytała troskliwie.

— Głowa… boli… — wyszeptała Kinga.

— Chodźmy do Darka, jest dziś w domu. Pani jest blada jak ściana.

— Do jakiego Darka? — zdziwiła się.

— Darek mieszka z panią na tym samym piętrze. Jest kardiologiem. Nie wiedziała pani?

Gdy weszły na piętro, sąsiadka zadzwoniła do Darka. Kinga z niedowierzaniem zobaczyła w drzwiach tego samego mężczyznę z tatuażami, który według niej nie mógł być przyzwoitym człowiekiem.

Mężczyzna zmierzył jej ciśnienie, pomógł położyć się na kanapie i podał tabletkę. niedługo ból głowy i szum w uszach ustąpiły.

— Koniecznie niech pani się przebada! Trzeba dbać o ciśnienie, choćby takim młodym kobietom — uśmiechnął się lekarz, gdy Kinga odzyskała siły.

— Dziękuję… — odpowiedziała, czując dziwną nieśmiałość. Przypomniała sobie, jak krytykowała tatuażystę przed przyjaciółką. „Tylko wygląd się liczy, a intelekt na zero” — mówiła. A on, proszę, doktor, codziennie ratuje życie.

— Nie ma za co. Jak coś, to służę pomocą!

Kinga pożegnała się i wróciła do domu. Położyła się na kanapie, roztrząsając własne uprzedzenia. Tak się myślała o tym mężczyźnie… choćby ta niebieskowłosa sąsiadka okazała się dobrą duszą. Podeszła, zapytała, co się dzieje.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Na progu stała starsza pani z niebieskimi pasemkami, trzymając za rękę córeczkę młodej dziewczyny, która, zdaniem Kingi, za wcześnie została matką.

— Tylko chciałam sprawdzić, jak się pani czuje. Wybaczcie, iż z Zosią, ale Ania jest w pracy… Od dawna chciałam się pani przedstawić, ale nie miałam odwagi. A teraz nadarzyła się okazja! No bo my tu wszyscy żyjemy jak sąsiedzi, tylko pani się trzyma na uboczu.

— Proszę wejść, zrobię herbatę — odezwała się Kinga, ku własnemu zaskoczeniu. — Dziękuję za pomoc, gdy źle się poczułam…

— Ależ co pani. To takie nic. Ja od razu widzę, gdy komuś coś dolega. Całą młodość opiekowałam się chorą mamą. Gdy miałam czternaście lat, mama już nie wstawała z łóżka. Odeszła, gdy byłam już po trzydziestce. Nie uczyłam się, nie miałam miłości, tylko przy jej łóżku… Ledwo zdążyłam urodzić dziecko. Ale niech już nie wspominam. Teraz na starość sobie odbijam — starsza pani z lekko zawstydzonym uśmiechem wskazała na jaskrawe pasma włosów. — Córka pomogła mi je ufarbować. I kupuje mi te modne bluzki. Choć przez chwilę poczułam się młodo. Ale Ani pozostało ciężej.

— Jaka Ania? — zapytała Kinga.

— No Ania, z drzwi obok. Zosia to jej siostra. Rodzice zginęli w wypadku. Wzięła ją pod opiekę, wychowuje. Rzuciła studia, pracuje od rana do nocy, biedactwo. Darek czasem jej pomaga z pieniędzmi. No ten Darek, co panią dziś ratował…

Gdy sąsiadka wyszła, Kinga długo siedziała w kuchni, wpatrując się przed siebie pustym wzrokiem. PowinNastępnego dnia Kinga kupiła farbę w intensywnym miedzianym odcieniu i upiekła pierniki, żeby zaprosić sąsiadów na wieczorną herbatkę.

Idź do oryginalnego materiału