Gorący posiłek z miłości
Witold i Weronika właśnie wrócili z supermarketu. Obładowani zakupami, wnieśli torby do kuchni i zaczęli je rozpakowywać. Witold, pochłonięty sprawami, nagle odwrócił się gwałtownie do Weroniki i powiedział z lekkim uśmiechem:
— Weroniko, idź, odpocznij. Ja przygotuję coś specjalnego… Moje danie firmowe. Potrawkę!
— Umiesz gotować potrawkę? — Weronika zastygła, otwierając usta ze zdziwienia.
— No tak, a co w tym dziwnego? — szczerze się zdziwił.
— Nie… Tylko… — Weronika nagle zakryła twarz dłońmi i rozpłakała. Bezgłośnie, ale ciężko, jakby przez jej serce przelała się rzeka emocji.
Witold zmieszany podszedł bliżej, usiadł obok.
— Weronika, o co chodzi? Coś się stało?
Nie od razu mogła odpowiedzieć, ale w końcu, ocierając łzy, wyszeptała:
— Nikt… przez ostatnie lata… nie ugotował dla mnie potrawki. Ani razu. Mama kiedyś, dawno temu… A potem tylko ja, zawsze dla kogoś. A on… Marek… tylko jadł, pił, bawił się… A ja ciągle dźwigałam wszystko…
Witold spuścił wzrok. Wiedział, iż Weronika niedawno się rozwiodła. I wiedział, jak jej ciężko.
Rozwód z Markiem był nieunikniony. Zaciął się w pijaństwie tuż przed rodzinnym wyjazdem, nie pojawił się na dworcu, gdzie czekali na niego żona i syn. Wtedy Weronika zrozumiała: koniec. Wystarczy. Nie da się już dłużej znosić.
Najpierw była ulga. Noc bez trzaskania drzwiami i pijackich rozmów w kuchni. Bez hałasu lodówki o trzeciej nad ranem. Bez śmierdzących alkoholem kolegów. Cisza i wolność. Ale po pół roku ta cisza stała się duszna. Dławiąca.
Tak, Weronika miała syna Krzysia, miała pracę, miała wierne przyjaciółki. Ale brakowało najważniejszego — bliskości drugiej osoby. Uczucia. Ciepła.
Szukając rozwiązania, zwróciła się do brata Tomasza:
— Może znasz kogoś porządnego?… Żeby bez ciągłych imprez i nie wchodził do duszy z brudnymi butami.
Tomasz ucieszył się:
— Jest jeden. Witold. Prosty, ale solidny. Nie przystojny, za to dobry człowiek. Uwierz mi, nie poleciłbym byle kogo.
Na pierwszym spotkaniu Witold wydał się Weronice zbyt zwyczajny. Chudy, wysoki, z twarzą daleką od magazynowych ideałów. Niepozorny, ale… miał dobre oczy. Prawdziwe.
„Z czasem się polubimy” — pomyślała i postanowiła spróbować. Gorzej już przecież nie będzie.
Pierwsze randki były pełne rezerwy, choćby trochę niezręczne. A potem Witold nagle zniknął. Na tydzień. Weronika pomyślała — nie spodobałam mu się. Zawstydziła się, choćby trochę pogniewała. A on niespodziewanie wrócił — z tortem i kwiatami.
— Wysła— Nagłe wyjazd służbowy — przepraszam, iż nie dałem znać.