Mój mąż ratuje świat, ale zapomina o rodzinie

polregion.pl 5 dni temu

Nazywam się Kinga i jestem zamężna już sześć lat. Mój mąż Tomek to człowiek uczynny, pracowity, ma złote ręce i dobre serce. I wszystko byłoby w porządku, gdyby to złoto nie rozdawało się kawałkami całej rodzinie – oprócz nas, jego najbliższych.

Tomek ma wielką rodzinę. Matka, brat, dwie ciotki, kuzynki, a choćby dalsi krewni – każdy ma pilny problem, który niby tylko mój mąż może rozwiązać. I to nie za tydzień, nie w weekend, tylko natychmiast. W nocy. W dniu, kiedy mamy rocznicę albo nasz syn ma gorączkę.

Przed ślubem wiedziałam, iż jest rodzinny, ale prawdziwa skala jego „rodzinnego poświęcenia” objawiła się dopiero po naszym małżeństwie, gdy przeprowadziliśmy się do jego rodzinnego miasta. Dostaliśmy od babci mieszkanie – skromne, ale własne. Krewni obiecywali pomoc w znalezieniu pracy, więc się zgodziłam. Po dwóch miesiącach wzięliśmy ślub.

Na początku tłumaczyłam sobie jego ciągłe „pomożesz tu, zawieziesz tam” ślubnymi przygotowaniami i urządzaniem domu. Ale potem było tylko gorzej. Tomek mógł pół dnia kopać grządki u matki, potem jechać 20 kilometrów pomóc bratu z dachem, a w nocy – jeszcze zawieźć wujka do apteki. Rano padał bez sił, marudząc, iż jest wykończony, a ja starałam się go trochę rozpieszczać – śniadanie do łóżka, cisza, spokój. ale wystarczył jeden telefon – i znów biegł.

Milczałam. Czekałam. Miałam nadzieję, iż to minie. Że w końcu zrozumie: ma teraz swoją rodzinę, mnie, dom, w którym też są sprawy do załatwienia. Ale nic. Cała energia szła w świat. A ja sama ogarniałam sprzątanie, remont, meble, domowe problemy. Tapetowałam samodzielnie. Meble przestawiałam sama. Zmywarkę podłączał fachowiec, którego wezwałam. Bo Tomek nie miał czasu.

Nie urządzałam scen. Mówiłam spokojnie. Przypominałam, iż jestem jego żoną, a nie współlokatorAż w końcu pewnego dnia, gdy znowu wybiegał do ciotki z kluczem francuskim, a ja zostawałam z rozpłakanym dzieckiem, gorącą zupą na gazie i łzą w oku, zrozumiałam, iż najwyższy czas sama stać się swoim „pilnym przypadkiem”.

Idź do oryginalnego materiału