Moja siostra rozwiodła się po 22 latach małżeństwa. Ile razy jej mówiłam: „Ugotuj mu rosół, wyprasuj koszulę, przynieś rano kawę do łóżka! Dzieci już dorosłe, poradzą sobie – teraz czas, żebyś skupiła się na mężu.” Nie słuchała mnie, a choćby się ze mnie śmiała. A teraz? Teraz widać, kto miał rację

przytulnosc.pl 4 dni temu

Tak, moja rodzona siostra została porzucona przez męża. I pewnie trudno w to uwierzyć, ale… nie jestem po jej stronie. Wspieram jej byłego. Bo popieram tych mężczyzn, którzy – choćby będąc w średnim wieku – odchodzą, jeżeli żona od lat nie daje z siebie nic. I uważam, iż nie zawsze to facet jest tym złym.

Patrzę na rozwody moich znajomych i często mam wrażenie, iż kobiety same sobie są winne. Ale spróbuj im to powiedzieć – zaraz się obrażą. A pocieszać je i udawać solidarność – to też nie w porządku. Czasem aż się gotuję i muszę wyrzucić z siebie to, co myślę.

Z młodej, roszczeniowej dziewczyny moja siostra zmieniła się w zrzędliwą kobietę w stylu „babci z bajki o złotej rybce”. Kiedyś mężowi się choćby podobało spełniać jej zachcianki – ale po latach wszystko się zmieniło. Zaczęła mu zrzędzić nad uchem, robiła się coraz bardziej chciwa i kłótliwa, aż w końcu został sam z walizką, a ona… została sama z domem, meblami i pretensjami.

Nie zdradził jej. Nie poszedł do młodszej. Po prostu odszedł. I nagle zaczęła płakać, iż mu oddała najpiękniejsze lata życia. A ja jej wtedy chciałam powiedzieć: on też ci je oddał. Tylko iż ty z nich korzystałaś jak chciałaś. Aż mu się przejadło.

Moja siostra – nazwijmy ją Świetlana – przestała o siebie dbać. Bo „gdzie on już pójdzie, stara jestem, przywykł, nie ma wyjścia”. Po domu chodziła w rozciągniętym dresie, tłuste włosy, rozmiar XXL. Żaden facet by się za nią nie obejrzał, ale ona z dumą mówiła: „A po co mi inny? Mam swojego.”

No tak, ale on też miał oczy. I pewnego dnia po prostu się spakował i odszedł. A Świetlana została sama. I nagle – złośliwie, „na pokaz” – schudła. Ale po co teraz? Dziś szczupła, ale samotna. Za późno.

Takich historii widziałam już mnóstwo. Kobiety budzą się dopiero po rozwodzie. A przecież z wiekiem powinniśmy być sobie bliżsi, bardziej zgrani. A nie tak – cegła po cegle wszystko się wali.

A mężczyźni? Oni to jak wulkany – długo milczą, długo znoszą, a jak wybuchną – to już nie da się ich zatrzymać. I nie zatrzymają ich ani prośby, ani dzieci, ani wnuki. I wiecie co? choćby po pięćdziesiątce, jeżeli nie mają problemu z alkoholem, to wciąż są dla wielu kobiet atrakcyjni. A kobieta po czterdziestce? Kombinuje, farbuje włosy, ćwiczy, szuka miłości… a dojrzałego mężczyzny z gotowością do wspólnego życia – brak.

I nie, nie żal mi Świetlany. Bo miała dobrego faceta, ale go nie szanowała. Ile razy narzekała: „Znowu koszula, znowu rosół! A ja mam wnuka, dzieci, nie mam siły, nie mam czasu!”. A ja jej mówiłam: „Ugotuj rosół, wyprasuj koszulę, przynieś kawę. Dzieci już duże, a mężczyzna potrzebuje uwagi.” Śmiała się. No i co teraz?

Więc jeżeli nie chcecie skończyć samotnie – dbajcie o swoje małżeństwa. Dbajcie o siebie. Nie narzekajcie codziennie, nie użalajcie się. Bo w większości rozwodów po latach… winna jest właśnie kobieta. Ta, która miała być strażniczką domowego ogniska. A przecież ogień zgaśnie, jeżeli nie będzie miał kto go podtrzymać.

Idź do oryginalnego materiału