Nazywam się Barbara, mam 44 lata. Jeszcze niedawno nie wyobrażałam sobie, iż znajdę się w takiej emocjonalnej pułapce. Całe życie spędziłam z jednym mężczyzną – moim mężem, ojcem moich dzieci, moim towarzyszem, moją podporą. Byliśmy razem ponad dwadzieścia lat. Rok temu nagle odszedł. Serce. Zostawił po sobie pustkę w domu i otchłań w mojej duszy.
Mam dwoje dzieci. Syn – student trzeciego roku, już dorosły, mądry, rozsądny. Córka – w tym roku skończyła liceum, dostała się na uniwersytet, jeszcze taka młoda, wrażliwa. Jestem z nich dumna, to cały mój świat. Ale… nie widzą we mnie kobiety. Tylko matkę. Tylko wdowę.
Dwa miesiące temu pojawił się w moim życiu Krzysztof. Poznaliśmy się przypadkiem, na wystawie, na którą poszłam tylko po to, żeby nie oszaleć z samotności. Okazał się dobrym, wrażliwym mężczyzną. Nie naciskał, nie wymagał, po prostu był obok. Zaczęliśmy się spotykać – najpierw spacery, potem kolacje, rozmowy do późna. W jego oczach znów poczułam się kobietą. Żywą. Potrzebną. Kochaną.
Niedawno oświadczył mi się. Prosto, szczerze: „Barbara, zostań moją żoną. Zacznijmy wszystko od nowa. Razem”. Wybuchnęłam płaczem. Nie ze smutku, ale ze strachu. Wiedziałam, iż moje dzieci tego nie zaakceptują.
Zebrałam się wreszcie na odwagę i postanowiłam im powiedzieć. Usiedliśmy przy stole, jak kiedyś, gdy mówiłam im, iż ich oczekuję, jak uczyłam wiązać buty, jak odprowadzałam do szkoły. Tym razem jednak wszystko było inaczej.
— Poznałam kogoś… — szepnęłam. — Nazywa się Krzysztof. Jesteśmy razem. Chce, żebym za niego wyszła.
To, co nastąpiło, nie było krzykiem, ale huraganem. Gniew, żal, niedowierzanie.
— Więc już zapomniałaś o tacie?! — krzyknęła córka, a w jej oczach błyszczały łzy.
— Chcesz wpuścić do domu obcego faceta?! — rzucił syn. — Zdradziłaś ojca!
Patrzyli na mnie jak na obcą. Próbowałam tłumaczyć: niczego nie zapomniałam. Pamiętam każdą zmarszczkę na jego twarzy, głos, śmiech, zapach po goleniu. Ale odszedł, moje dzieci. Nie przywrócę go, choćbym bardzo chciała. Ja żyję. Oddycham. Chcę być przy kimś, kto na nowo sprawia, iż moje serce bije.
Lecz oni mnie nie usłyszeli.
Teraz wiszę w próżni. Nie wiem, co zrobić. jeżeli wyjdę za Krzysztofa – stracę dzieci. Odejdą, przestaną ze mną rozmawiać. jeżeli go odrzucę – zostanę sama. Bo dzieci nie są na zawsze. Dziś są ze mną, ale jutro założą własne rodziny, własne domy. A ja? Będę tylko „mamą, która siedzi sama w mieszkaniu”.
Powiedziałam Krzysztofowi: „Daj mi czas. Może zrozumieją. Z czasem”. Przytaknął, objął mnie. Powiedział, iż poczeka. Tylko nie jestem pewna, czy jego cierpliwość wystarczy na długo. I ma do tego prawo. On nie nosi moich wspomnień, mojego bólu, moich dzieci. Po prostu chce być przy mnie. To nie jest zbrodnia.
Boli mnie, iż moje dzieci nie widzą we mnie żywego człowieka. Żyłam uczciwie. Byłam wierną żoną, oddaną matką. Nie zdradziłam, nie porzuciłam, nie zniszczyłam. Dlaczego teraz, gdy chcę być szczęśliwa, muszę za to przepraszać?
Nie obwiniam ich. Rozumiem – boją się. Że Krzysztof wymaże ojca z pamięci. Że zapomnę przeszłość. Ale tak się nie stanie. On zawsze będzie z nami. Na zdjęciach, w opowieściach, w sercach. Ale ja – jestem tutaj. Ja żyję.
Czasem wieczorami siadam przy oknie, patrzę na miasto, gdzie za każdym oknem kryje się inna historia. Ktoś się zakochuje. Ktoś bierze ślub. Ktoś rodzi dzieci. A ktoś po prostu… żyje. I ja też chcę żyć. Nie wegetować. Nie przeżywać dnia. Ale czuć, iż żyję.
Nie wiem, jaką decyzję ostatecznie podejmę. Ale wiem jedno – nie jestem winna. Jestem kobietą. I mam prawo do szczęścia.
Życie to nie tylko dawanie siebie innym, ale też pozwolenie, by ktoś dał coś nam. Bo choćby najpiękniejsze wspomnienia nie powinny gasić w nas iskry nadziei na nowy dzień.