„Moje dzieci zabraniają mi się pobierać…” Historia o trudach kobiety między przeszłością a przyszłością

newsempire24.com 1 tydzień temu

Nazywam się Wanda i mam 44 lata. Jeszcze niedawno nie wyobrażałam sobie, iż znajdę się w takiej emocjonalnej pułapce. Całe życie spędziłam z jednym mężczyzną – moim mężem, ojcem naszych dzieci, moim towarzyszem i oparciem. Byliśmy razem ponad dwadzieścia lat. A rok temu odszedł nagle. Serce. Zostawił pustkę w domu i lodowatą dziurę w mojej duszy.

Mamy dwoje dzieci. Syn studiuje na trzecim roku, już dorosły, rozsądny. Córka właśnie skończyła szkołę i zaczęła studia – młoda, wrażliwa. Jestem z nich dumna, to cały mój świat. Ale… nie widzą we mnie kobiety. Tylko matkę. Tylko wdowę.

Dwa miesiące temu pojawił się w moim życiu Marek. Poznaliśmy się przypadkiem na wystawie, na którą poszłam tylko po to, by nie oszaleć z samotności. Okazał się dobrym, czułym, prawdziwym mężczyzną. Nie naciskał, nie wymagał, po prostu był. Zaczęliśmy się spotykać – najpierw spacery, potem kolacje, długie rozmowy. W jego oczach znów poczułam się kobietą. Żywą. Potrzebną. Kochaną.

I niedawno oświadczył mi się. Prostymi słowami: „Wanda, bądź moją żoną. Zacznijmy od nowa. Razem.” Płakałam. Nie ze smutku, ale ze strachu. Wiedziałam, iż moje dzieci tego nie zaakceptują.

Zebrałam się wreszcie na odwagę, by im powiedzieć. Usiadłam z nimi przy stole, jak kiedyś, gdy oznajmiałam, iż będą mieć rodzeństwo, gdy uczyłam ich wiązać buty, gdy odprowadzałam do pierwszej klasy. Tym razem było inaczej.

— Jest ktoś… — szepnęłam. — Marek. Chce, żebym została jego żoną.

To, co nastąpiło, nie było krzykiem, ale huraganem. Gniew, żal, niedowierzanie.

— Już zapomniałaś o tacie?! — wybuchnęła córka, a w jej oczach błyszczały łzy.

— Chcesz wpuścić obcego faceta do naszego domu?! — rzucił syn. — Zdradziłaś ojca!

Patrzyli na mnie jak na obcą. Próbowałam tłumaczyć: nie zapomniałam. Pamiętam każdy jego śmiech, głos, zapach po goleniu. Ale odszedł, moje drogie dzieci. Nie wskrzeszę go, choćbym chciała. Ja żyję. Oddycham. I chcę być z kimś, kto znów sprawia, iż moje serce bije.

Ale mnie nie usłyszeli.

Teraz jestem zawieszona między nimi. Nie wiem, co wybrać. jeżeli wyjdę za Marka – stracę dzieci. Odejdą, przestaną mówić. jeżeli odrzucę jego propozycję – zostanę sama. Bo dzieci to nie na zawsze. Dziś są przy mnie, ale jutro będą mieć własne rodziny, swoje życie. A ja? Zostanę „matką samotnie czekającą w pustym mieszkaniu”.

Powiedziałam Markowi: „Daj mi czas. Może zrozumieją.” Przytulił mnie. Obiecał czekać. Ale czy starczy mu cierpliwości? I ma do tego prawo. Nie nosi moich wspomnień, mojego bólu. Po prostu chce być ze mną. To nie zbrodnia.

Boli mnie, iż moje dzieci nie widzą we mnie człowieka. Żyłam uczciwie. Byłam wierną żoną, oddaną matką. Nie zdradziłam, nie uciekłam. Dlaczego teraz, gdy chcę szczęścia, muszę się za to tłumaczyć?

Nie gniewam się na nie. Rozumiem: boją się. Że Marek wymaże ojca z pamięci. Ale tak się nie stanie. On zawsze będzie z nami. W zdjęciach, opowieściach, sercach. Ja jestem tu. Żywa.

Wieczorami siadam przy oknie, patrzę na miasto, gdzie za każdą szybą ktoś kocha się, żeni, rodzi dzieci. Albo po prostu… żyje. I wiem: ja też chcę żyć. Nie wegetować. Nie czekać. Tylko żyć.

Nie wiem jeszcze, co wybiorę. Ale wiem jedno: nie jestem winna. Jestem kobietą. I mam prawo do szczęścia.

Idź do oryginalnego materiału