Dzisiaj był jeden z tych dni, po których marzy się tylko o gorącej kąpieli, miękkim szlafroku i kubku herbaty w ciszy. Ledwo przekroczyłam próg mieszkania, gdy zadzwonił mój mąż, Wojtek. Jego głos, spokojny i bez cienia zażenowania, oznajmił:
„Przygotuj się, Kinga, dziś mamy gościa. Przyjechała Kasia, pobędzie z nami trochę!”
W środku wszystko we mnie zamarło. To nie była prośba, ani choćby dyskusja – po prostu fakt do zaakceptowania, jakby mój czas nagle przestał być mój. Jaka Kasia? Dlaczego nikt mnie uprzedził? A, tak – jego młodsza siostra, której nigdy nie widziałam i z którą choćby nie pisałam. Słyszałam tylko, iż pochodzi z jakiejś wsi pod Lublinem, kończy liceum i podobno jest „grzeczna i pracowita”, bo na wsi dzieci od małego uczą się obowiązków. Ale słuchać o kimś to jedno, a zupełnie co innego, gdy ta osoba wtargnie nagle w twoje życie bez pytania.
Gdy weszłam do domu, Wojtek i Kasia siedzieli już w kuchni przy herbacie, gawędząc, jakby nic się nie stało. Ona zachowywała się tak swobodnie, jakby to był jej dom. Po kolacji zaczęła przeszukiwać mieszkanie z ciekawością turystki – wchodziła do każdego pokoju, aż w końcu zatrzymała się w naszej sypialni, która najwyraźniej przypadła jej do gustu. Wzięła moje kosmetyki, przymierzyła biżuterię, a choćby zrobiła sobie sesję zdjęciową na naszym łóżku. Stałam jak wryta.
„Kasia, przepraszam, ale to moja prywatna przestrzeń. Weszłaś bez pytania i dotykasz moich rzeczy. To dla mnie niekomfortowe” – powiedziałam spokojnie, ale stanowczo.
Przechyliła głowę i zaczęła jęczeć: „Nie wiedziałam, iż tak zareagujesz… Chciałam tylko zobaczyć, jak żyjecie.”
Nie odpowiedziałam i poszłam się wykąpać. Gdy już miałam iść spać, odkryłam, iż nie zostało ani jednej torebki herbaty – widocznie Wojtek i Kasia wszystko wypili. Zostałam bez herbaty, bez spokoju, a przede wszystkim – bez zrozumienia. A na dobranoc mąż jeszcze rzucił:
„Zastanów się, jak spędzimy z Kasią weekend. Przecież będzie się nudzić sama!”
Ledwo powstrzymałam wściekłość. Dlaczego mam zmieniać plany dla dziewczyny, którą widzę pierwszy raz w życiu? W sobotę miałam spotkać się z przyjaciółką, której nie widziałam od roku. Zakupy, obiad, spacer. I co teraz? Wszystko odwołać dla nastolatki, której choćby własna matka nie mogła towarzyszyć?
Następnego dnia, gdy myślałam jeszcze o śniadaniu, Kasia już stała umalowana, w błyszczących dżinsach, z telefonem w dłoni.
„No to idziemy? Chciałabym do galerii, a potem może na obiad?”
Spojrzałam na nią i odpowiedziałam cicho:
„Wiesz, Kasia, masz telefon z mapą. Masz zapasowy klucz – idź, gdzie chcesz. Tylko proszę, nie zawracaj mi głowy.”
„Co?!” – otworzyła szeroko usta. „Myślałam, iż ty i Wojtek mi pomożecie. Nie mam pieniędzy – mama mi nie dała, liczyłam na was…”
„Można zwiedzać miasto i bez gotówki. A jak zgłodniejesz – lodówkę znasz, wracaj na kanapki.”
Zamilkła, siadając przy stole z miną obrażonej na cały świat. Ja zaś spakowałam się i pojechałam do galerii. Po prostu nie chciałam dłużej czuć się jak obca we własnym domu.
Wieczorem zjawiła się cała rodzina. Zanim zrozumiałam, o co chodzi, zaczęli mnie przesłuchiwać: dlaczego skrzywdziłam biedną Kasię, dlaczego nie dałam jej pieniędzy, dlaczego jestem taka egoistyczna. Nikt nie pozwolił mi dojść do słowa. Wszyscy krzyczeli. Kasia siedziała w drugim pokoju, udając ofiarę mojego rzekomego okrucieństwa.
Wysłuchałam ich, po czym powiedziałam:
„Nie jestem służącą. Nikomu nic nie jestem winna. Kasia jest mi obcą osobą. Nie ja ją zaprasza”Jeśli rodzina uważa, iż pokrewieństwo daje prawo do mojego czasu i portfela, to niech najpierw spojrzą w lustro i zapytają siebie, czy zachowaliby się tak samo wobec obcych ludzi.”