Nie daję już rady. Jak znaleźć opiekę dla mojej starszej matki?

newskey24.com 1 tydzień temu

Dzisiaj znów czuję, iż nie dam rady. Gdzie mogę oddać moją starzejącą się matkę?

Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam. Na początku wydawało mi się, iż dam radę. Że to trudny okres, iż wystarczy miłość i cierpliwość. Ale teraz stoję na krawędzi. Emocjonalnie, fizycznie, moralnie. Może ktoś mnie za to oceni. A ktoś inny zrozumie, bo sam przez to przeszedł. Chcę opowiedzieć swoją historię — nie po to, by się usprawiedliwiać, ale po prostu wyrzucić to z siebie.

Nazywam się Zofia, jestem młodszą córką. Mam starszego brata, jest ode mnie trzy lata starszy. Mama urodziła nas późno: brata, gdy miała czterdzieści dwa lata, a mnie — czterdzieści pięć. Rodzice długo nie mogli mieć dzieci, więc gdy wreszcie się udało, mama traktowała nas jak cud. Byliśmy dla niej sensem życia. I mimo iż była starsza od innych mam, dawała nam wszystko — troskę, ciepło, wykształcenie.

Kiedy miałam siedemnaście lat, zmarł tata. Dla mnie i brata to był straszny cios, ale dla mamy — koniec świata. Ledwo się pozbierała, a ja starałam się ją wspierać, jak tylko umiałam. Brat wyjechał na studia, potem do Stanów — pracować, budować karierę, założyć rodzinę. Zostałyśmy we dwie.

Minęły lata. Teraz mama ma siedemdziesiąt osiem. I wciąż jestem przy niej. Tyle iż to już nie ta sama mama. To osoba, która wymaga ciągłej opieki. Prawie całodobowej. A ja nie daję rady.

Mama zapomina prostych rzeczy. Zostawia włączone żelazko, zapomina o kuchence, może włożyć kuchenkę do lodówki, a mleko do szafki. Mówiłam już tysiąc razy, żeby mi nie pomagała — sama wszystko zrobię. Ale ona przez cały czas próbuje — z dobrego serca, z przyzwyczajności. Tylko iż to już nie pomaga, a utrudnia. A ja wstydzę się powiedzieć: „Mamo, nie rób tego”, bo widzę, jak bardzo ją to boli.

Najgorsze wydarzyło się niedawno. Mama wyszła i nie wróciła. Zapomniała, dokąd idzie. Zapomniała, gdzie mieszka. Szukałyśmy jej ponad trzy godziny. Dzwoniłam do znajomych, przeszukałam okolicę, prawie oszalałam. Znalazłam ją przypadkiem — koleżanka widziała ją po drugiej stronie miasta i zadzwoniła. Mama była zagubiona, zaszczuta, przerażona. A ja — wykończona, złamana, pusta.

I to się powtarza. To już norma. Ciągły stres. Nieustanny strach, iż coś się stanie. Nieprzerwana odpowiedzialność. Nie mogę się zrelaksować choćby na chwilę. Budzę się w nocy na każdy szelest. Nie wyjeżdżam nigdzie. Nie żyję — wegetuję. Nie jestem już córką, tylko pielęgniarką. A to powoli mnie niszczy.

A przecież ja też mam rodzinę. Męża, dzieci, wnuki. Kocham ich, zawsze dla nich żyłam. Ale teraz wszystkie siły pochłania mama. I czuję, jak słabnę. Jestem zmęczona. Wypalona. Płaczę w nocy, bo nie wiem, co dalej.

Nawet nie potrafię powiedzieć na głos: „Gdzie oddać mamę?” To słowo — „oddać” — brzmi jak zdrada. Jakbym była nie córką, a obcą osobą. Ale przecież są domy opieki. Są ośrodki z profesjonalną pomocą. Dlaczego myśl o tym budzi we mnie tylko poczucie winy?

Bo tak nas wychowano. Bo matka to świętość. Bo urodziła mnie, wychowała, chroniła. A teraz mój obowiązek to być przy niej. Ale obowiązek to nie wyrok. A ja czuję, jakby ktoś zawiesił mi kamień na szyi i powiedział: „Noś, aż upadniesz”.

Brat pomaga finansowo, dzwoni, współczuje. Ale on jest za oceanem. Nie widzi, jak mama płacze w nocy, jak gubi się we własnym mieszkaniu, jak myli mnie z babcią. Nie biega w panice po osiedlu, gdy nie wraca ze sklepu. Nie zbiera potłuczonych talerzy. On żyje spokojnie. A ja — tu. W tym domu. W tej pułapce.

Nie wiem, co robić. Chcę tylko oddychać. Obudzić się bez lęku. Pojechać do córki bez strachu, iż w tym czasie mama podpali mieszkanie. Nie proszę o wiele. Chcę odrobinę życia. Odrobinę spokoju. Odrobinę siebie.

Może ktoś mnie potępi. Powie, iż jestem złą córką. Że matkę trzeba nosić na rękach do końca. Ale niech najpierw sam tak przeżyje rok, dwa, pięć. Wtedy zrozumie, jak to jest być człowiekiem, który nie ma prawa do odpoczynku.

Nie chcę się mamy wyrzekać. Chcę, by było jej dobrze. By ktoś się nią zajął, by była bezpieczna. Chcę ją kochać, a nie się bać. Ale teraz — nie daję rady. Może jest miejsce, gdzie będzie lepiej? Gdzie będzie pod opieką? Może warto o tym pomyśleć?

Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Ale dłużej tak nie mogę.

Idź do oryginalnego materiału