Nie jest im bliska, tej piątce… Ale czy można to powiedzieć…

twojacena.pl 5 godzin temu

Nie była im matką, tej piątce Ale któż by powiedział

Eugeniusz został sam. Żona nie wstała już po ostatnim porodzie.

Można się martwić albo nie, ale pięcioro dzieci zostało. Najstarszy, Mirek, miał dziewięć lat. Irek siedem. Bliźniacy Kuba i Tomek po cztery. A najmłodsza, Ola, córeczka długo wyczekiwana, ledwie trzy miesiące.

Nie ma czasu w smutek, gdy dzieci proszą o jedzenie. A gdy już wszystkich ułoży, o północy siedzi w kuchni i dymi papierosa

Z początku Eugeniusz radził sobie sam, jak mógł. Siostra żony przyjeżdżała czasem, pomogła trochę. Więcej rodziny nie mieli. Chciała zabrać Kubę i Tomka, mówiąc, iż będzie mu lżej. Potem przyszło dwoje z opieki społecznej.

Proponowali oddać wszystkie dzieci do domu dziecka. Eugeniusz nie zamierzał nikomu oddawać swoich. Jak to swoje dzieci komuś oddawać? I jak potem żyć? Ciężko, oczywiście, ale co robić? Rosną powoli, ale wyrosną.

Starszym czasem udawało się choćby lekcje sprawdzić. Z Olą było najwięcej kłopotu, to jasne. Ale i Mirek z Irkiem jakoś pomagali.

I pielęgniarka środowiskowa, Nina Stanisławówna, często przychodziła, dbała. Pewnego dnia obiecała Eugeniuszowi znaleźć nianię. W końcu mężczyźnie z niemowlęciem trudno. Mówiła, iż dziewczyna dobra, pracowita. W szpitalu jako pomocnica pracuje.

Własnych dzieci nie ma, jeszcze nie zamężna. Ale braci i siostry pomagała wychowywać z dużej rodziny była, z sąsiedniej wsi. I tak pojawiła się w ich domu Lucyna.

Niewysoka, krzepka, o okrągłej twarzy, z niemodnym warkoczem do pasa. I małomówna. Nie powie słowa za dużo. A jednak wszystko się w domu Eugeniusza zmieniło. Dom zajaśniał wszystko umyte, wysprzątane.

Dzieciowe ubrania pozałatwiała, wyprała. I za Olą zdążyła się zaopiekować, i ugotować-usmażyć. W szkole i przedszkolu od razu zauważyli zmiany. Dzieci czyste, schludne, guziki już nie przyszyte czarną nitką na bieli, łokcie nie podarte.

Pewnego dnia Ola zachorowała, dostała gorączki. Lekarka powiedziała, iż wyzdrowieje, byleby doglądać. Lucyna noce przy niej przesiedziała, sama ani razu się nie położyła. Wychowała dziewczynkę. I jakoś tak niezauważalnie została w domu Eugeniusza

Młodsi zaczęli wołać ją mamo, stęsknieni za matczyną czułością. A Lucyna nie skąpiła im ciepła. I pochwali, i po główce pogłaska. I przytuli. No bo dzieci to przecież

Starsi, Mirek i Irek, z początku się wstydzili, nie nazywali jej w żaden sposób. A potem po prostu mówili do niej Lucyna. Ani niania, ani mama po prostu Lucyna. Żeby, wiecie, pamiętać, iż swoją mamę mieli Z wiekiem ledwie mogłaby im być matką.

Rodzina Lucyny była przeciw.

Po co sobie taki ciężar na kark wieszasz? W wsi chłopców brakuje?

Chłopcy są odpowiedziała ale szkoda mi Eugeniusza I dzieci przywykły, teraz już nie szukać

I tak żyli. Piętnaście lat minęło jak sen Dzieci się uczyły, rosły. Nie zawsze gładko zdarzały się i psoty. Eugeniusz gniewał się, po pas sięgał. A Lucyna go powstrzymywała poczekaj, tato, najpierw sprawę wyjaśnij

I pokłócili się, i pogodzili. Tak, nikt już we wsi nie nazywał jej Lucyną. Ludmiła Stanisławówna mówili, z szacunkiem. Mirek w tym roku już żonaty był, na pierworodnego czekali.

Młodzi mieszkali osobno, Mirek w PGR-ze pracował. Ale nie byle jakim mechanizatorem był co rok to i nagroda, i premia. Irek w mieście kończył studia, Lucyna szczególnie się nim chwaliła syn będzie inżynierem.

Wszystko razem robili i psocili w dzieciństwie, i stawali za sobą murem, gdy coś było nie tak. Ola do dziewiątej klasy przeszła, też Lucynina duma. I śpiewać, i tańczyć mistrzyni, żadne święto bez niej.

A Eugeniusz po raz kolejny myślał, jak dobrze Nina Stanisławówna żonę mu wybrała Tego lata Lucyna poczuła, iż coś w jej ciele nie tak, coś niedobrego. Wiek, nigdy nie chorowała, a tu nagle w oczach ciemno, mdłości

Eugeniusza z papierosem wyganiała na ganek, źle się jej robiło. Myślała, iż minie, ale nie. Musiała do lekarza pójść.
Wróciła do domu cicha i zamyślona. Na pytania Eugeniusza machnęła ręką głupstwo, mówiła, wszystko w porządku.

Ale wieczorem, gdy wszyscy zasnęli, zawołała Eugeniusza na ganek.

Siadaj, tato, trzeba pogadać Wiesz, co mi lekarz powiedział? Będę miała dziecko Za późno już cokolwiek robić, trzeba zostawić Zakryła twarz rękami. Wstyd, co za wstyd

Eugeniusz tylko się zdziwił na taką wiadomość. Tyle lat nie było dzieci i proszę!

Jaki wstyd, mamo, starsi już prawie się rozpierzchli, sami zostaniemy? Widzisz, natura wie, co robi! To znaczy, będziemy się przygotowywać!

Jak powiedzieć dzieciom? Powiedzą, stara już, a tu

Jaka stara? Trzydzieści dziewięć, toż to najlepsze lata!

Oj, nie wiem, co robić, co robić Wstyd

Dobrze. Ja powiem. Jutro powiem. Akurat wszyscy się zbiorą.

I powiedział. Gdy tylko przy stole zasiedli, tak im oznajmił. Że, mówi, kochani, będziecie mieli jeszcze brata. Albo siostrę. Ot, tak.

Lucyna głowę spuściła, w talerzu coś niby wypatrywała, zaczerwieniła się aż po łzy.

Mirek, który z okazji niedzieli z młodą żoną u nich gościł, tylko się zaśmiał.

Super, mamo! Brawo! To razem z moim będziesz rodzić! Będą sobie rosły w parze!

Kuba też się ucieszył:

Dawaj, mamo! Jeszcze brat potrzebny!

A Tomek zaprotestował:

Nie Dziewczynkę. Chłopców u nas dużo, a dziewczyna jedna. Rozpieszczona księżniczka

Ola tylko spojrzała na Tomka.

Rozpieszczona Ty rozpieszczałeś? Oczywiście, dziewczynkę, mamo! Będę jej wiązała wstążki, kupimy ładne sukienki! Zapałała entuzjazmem.

Sukienki Dla niej lalka jesteś? wtrącił Irek. Dzie

Idź do oryginalnego materiału