Nie jeżdżę z dziećmi na all inclusive, bo mam lepszą opcję. Większość może mi zazdrościć

dadhero.pl 7 godzin temu
Stać mnie na to, żeby pojechać z rodziną do Turcji, Egiptu, Hiszpanii czy innego "królestwa wczasów all inclusive". Ale tego nie zrobię. Mam znacznie tańszą i fajniejszą opcję dla moich dzieci. Taką, iż wszyscy wypoczywający w zagranicznych kurortach mogą mi pozazdrościć" – pisze w liście do redakcji pan Wojciech, tata 8-letniej córki i 10-letniego syna.


Hadynów to niewielka wieś na Podlasiu. Wygląda jak tysiące innych wiosek w Polsce. Kościół, remiza, kilkanaście gospodarstw, a wokół pola, łąki i lasy. Zero atrakcji, nie ma choćby rzeczki, w której można się schłodzić w upalny dzień.

Wakacje u dziadków na wsi lepsze niż all inclusive


Ale to właśnie to miejsce pan Wojciech uważa za najlepszy kierunek na wakacje dla swoich dzieci. Znacznie fajniejsze niż kurorty nad Morzem Śródziemnym, do których jeżdżą co roku jego warszawscy sąsiedzi i znajomi z pracy.

"Kiedyś się ze mnie śmiali, iż zawożę dzieci na wakacje do wygwizdowa, gdzie wróble zawracają. Ale jak im opowiedziałem, co Asia i Piotrek tam robią, to przestali się nabijać, a zaczęli mi zazdrościć" – pisze pan Wojtek.

Co sprawia, iż jego dzieci chętnie jeżdżą na wakacje do Hadynowa i wracają z nich zadowoleni? "Moi teściowie. Najwspanialsza babcia i najlepszy dziadek na świecie. Zapewniają dzieciakom tyle atrakcji, iż najbardziej kreatywni animatorzy z kurortów all inclusive mogą się schować" – pisze nasz czytelnik.

Rodzice żony pana Wojtka prowadzą niewielkie gospodarstwo. Większość ziemi wydzierżawili młodszym sąsiadom, bo zwyczajnie nie mają już sił tego obrabiać. Ale wciąż mają sad, ogródek warzywny i kawałek prywatnego lasu. Hodują też krowę, świnię, kilka kur i kaczek.

"Roboty jest przy tym wszystkim od rana do wieczora. No i dzieci mają zajęcie. A iż babcia i dziadek mają super podejście i umiejętnie angażują w obowiązki, to Asia i Piotrek nie tylko nie narzekają, ale same się garną do roboty. Córcia to tylko czeka, kiedy babcia da sygnał, iż trzeba nakarmić zwierzęta" – opisuje nasz czytelnik.

Dzieci zajęte, rodzice na randce


Zadowolone są nie tylko dzieci. "Ja i moja żona autentycznie tam odpoczywamy. Teściowie twierdzą, iż skoro nie mogą nam pomagać na codzień, bo są daleko, to muszą nam to jakoś wynagrodzić. I przez te dwa tygodnie nie pozwalają nam absolutnie nic robić. Śniadania, obiady, kolacje – wszystko podetknięte pod nos" – opisuje Wojciech.

No i oczywiście to wszystko darmo, bo jego teściowie "obrażają się" na samą sugestię dołożenia się do budżetu. "Mamy tam jak na all inclusive, z tą różnicą, iż za to nic nie płacimy. A dzieci mamy zaopiekowane nie tylko przez parę godzin zajęć z animatorem, ale cały czas" – zachwala wczasy w Hadynowie nasz czytelnik.

Efekt jest taki, iż pan Wojciech i jego żona mogą nadrobić zaległości. Nie tylko w lekturach, ale przede wszystkim w randkach. "Nie jesteśmy tam potrzebni ani do roboty, ani naszym dzieciom, więc wsiadamy we dwoje w auto i jeździmy na wycieczki – do Łosic, Siedlec, Janowa Podlaskiego czy Drohiczyna, a czasem choćby dalej, do Hajnówki czy Białowieży. Przez te dwa tygodnie adekwatnie codziennie mamy randkę" – żartuje.

Swój list pan Wojciech kończy radę dla tych, którzy jadą na all inclusive, a potem narzekają – na tłumy, pijanych gości nad basenem, kiepskie jedzenie czy nudę. "Dajcie sobie z tym spokój i jedźcie na wieś. Jak macie rodzinę, to wbijajcie do niej. A jak nie, to znajdźcie jakąś fajną agroturystykę. Tylko koniecznie oprócz dzieci zabierzcie babcię czy dziadka" – proponuje.

I dodaje: "Dla waszych dzieci będzie to lekcja samodzielności, szansa na zbudowanie więzi z dziadkami i oderwanie od telefonów. A dla was – okazja, by przypomnieć sobie, jak to było na początku związku, gdy jeszcze wszystko nie kręciło się wokół dzieci".

Idź do oryginalnego materiału