Nie mam na to ochoty, ale pakuję się i jadę z synem do mamy.

newsempire24.com 1 dzień temu

No, oczywiście, wcale mi się nie chce, ale pakuję rzeczy i jadę z synem Kacprem do mojej mamy, Haliny Bogusławskiej. A to wszystko dlatego, iż wczoraj, gdy spacerowałam z dzieckiem, mój mąż Bartosz, proszę sobie wyobrazić, postanowił wykazać się gościnnością i wpuścił do naszego pokoju krewnych — kuzynkę Kamilę z mężem Wojtkiem i ich dwójką dzieci, Zosią i Filipem. I co najgorsze: choćby nie pomyślał, żeby ze mną o tym porozmawiać! Po prostu oświadczył: “Ty z Kacprem możecie się przespać u twojej matki, tam miejsca starczy”. Do tej pory jestem w szoku z takiej bezczelności. To nasz dom, nasz pokój, a ja mam się teraz pakować i ustępować miejsca obcym ludziom? Nie, dziękuję, to już przesada.

Wszystko zaczęło się, gdy wróciłam z Kacprem z placu zabaw. On, jak zwykle, był zmęczony, marudził, a ja marzyłam tylko o tym, żeby go położyć spać i napić się herbaty w ciszy. Wchodzę do mieszkania, a tam — istny cyrk. W naszej sypialni, gdzie śpimy z Bartoszem i Kacprem, już rozłożyli się Kamila z Wojtkiem. Ich dzieci, Zosia i Filip, biegają po pokoju, rozrzucając zabawki, a moje rzeczy — książki, kosmetyki, choćby laptop — starannie poukładane w kąt, jakbym tu była tylko gościem. Stoję jak rażona piorunem i pytam Bartosza: “Co to ma znaczyć?” A on, z takim spokojem, jakby mówił o pogodzie: “Kamila z rodziną przyjechała, nie mieli gdzie się zatrzymać. Pomyślałem, iż ty z Kacprem możecie pojechać do Haliny Bogusławskiej, tam jest miejsce”.

O mało nie udusiłam się z oburzenia. Po pierwsze, to nasz dom! Razem z Bartoszem płaciliśmy za to mieszkanie, urządzaliśmy je, wybieraliśmy meble. A teraz mam się wynosić, bo jego rodzinie zachciało się pobytu w mieście? Po drugie, dlaczego choćby mnie nie zapytał? Może i zgodziłabym się pomóc, ale przynajmniej warto było to omówić. A tak — po prostu postawił mnie przed faktem dokonanym. Kamila, nawiasem mówiąc, choćby nie przeprosiła. Tylko się uśmiechnęła i rzuciła: “Agnieszko, nie histeryzuj, będziemy tylko ze dwa tygodnie!” Dwa tygodnie? Ja choćby dwóch dni nie chcę, żeby obcy grzebali w moich rzeczach!

Wojtek, mąż Kamili, siedział jak zaklęty. Popijał kawę z mojej ulubionej kubki i tylko przytakiwał, gdy Kamila coś mówiła. A ich dzieci — to już zupełnie inna bajka. Zosia, sześciolatka, już wylała sok na nasz dywan, a Filip, czterolatek, uznał, iż moja szafa to idealne miejsce do zabawy w chowanego. Próbowałam delikatnie zasugerować, iż to nie jest hotel, ale Kamila tylko machnęła ręką: “Oj, dzieciaki są, co z nich wyciągniesz?” No tak, a sprzątać po nich, jak się domyślam, mam ja.

Próbowałam porozmawiać z Bartoszem na osobności. Powiedziałam, iż jest mi przykro, iż podjął taką decyzję za moimi plecami. Wytłumaczyłam, iż Kacper potrzebuje stabilności, swojego kąta, swojego łóżeczka. A wozić trzyletnie dziecko do babci, gdzie będzie spał na rozkładanym łóżku, to nie jest rozwiązanie. Ale Bartosz tylko wzruszył ramionami: “Agnieszka, nie przesadzaj. To przecież rodzina, trzeba pomagać”. Rodzina? A ja z Kacprem to już nie rodzina? Byłam tak wściekła, iż o mało nie wybuchnęłam płaczem. Ale zamiast tego zaczęłam pakować walizki. jeżeli myśli, iż będę milczeć i się godzić, to się grubo myli.

Moja mama, Halina Bogusławska, gdy tylko usłyszała, co się stało, wpadła w szał. “To co, Bartosz teraz decyduje, kto ma mieszkać w waszym domu? — oburzała się przez telefon. — Przyjeżdżaj, Agnieszko, ja was z Kacprem przygarnę, a z mężem się później rozliczysz”. Mama ma charakterek, już była gotowa przyjechać i wyprosić nieproszonych gości. Ale ja na razie nie chcę awantury. Chcę tylko, żeby mój syn miał wygodnie, a ja — żebym mogła spokojnie przemyśleć, co dalej.

Pakując torbę, wciąż analizowałam w głowie tę sytuację. Jak to możliwe, iż Bartosz tak łatwo wymazał nas z Kacprem z naszego własnego życia? Zawsze starałam się być dobrą żoną: gotowałam, sprzątałam, wspierałam go. A on choćby nie pomyślał, jak się poczuję, gdy zobaczę obcych ludzi w naszej sypialni. I najgorsze — choćby nie przeprosił. Tylko rzucił: “Nie rób z igły widły”. No przepraszam, Bartku, ale to nie igła, tylko cały snop siana rozwleczony po moim łóżku.

Teraz jadę do mamy i, szczerze mówiąc, czuję lekką ulgę. U Haliny Bogusławskiej zawsze jest przytulnie, pachnie szarlotką, a Kacper uwielbia bawić się w jej ogródku. Ale nie zamierzam tak odpuścić. Już postanowiłam: gdy wrócimy, Bartosz i ja porozmawiamy na poważnie. jeżeli chce, żebyśmy byli rodziną, musi szanować mnie i naszego syna. A Kamila z Wojtkiem niech poszukają wynajmu albo hotelu. Nie mam nic przeciwko pomaganiu, ale nie kosztem mojego komfortu i nie bez mojej zgody.

Gdy wkładam zabawki Kacpra do torby, on patrzy na mnie swoimi wielkimi oczami i pyta: “Mamo, a długo będziemy u babci?” Przytulam go i mówię: “Tylko troszeczkę, kochanie. Pobawimy się u babci, a potem wrócimy do domu”. Ale gdzieś głęboko wiem: wrócę tylko wtedy, gdy będę pewna, iż to znów nasz dom, a nie noclegownia dla krewnych. A Bartosz niech się zastanowi, co jest dla niego ważniejsze — jego “gościnność” czy nasza rodzina.

Idź do oryginalnego materiału