„Nie mogłaś zapłacić za wszystko, tylko za swoje?” – czyli jak pierwsza randka w zamieniła się w lekcję bezczelności

przytulnosc.pl 2 dni temu

Na urodzinach mojej przyjaciółki, Magdy z Krakowa, poznałam chłopaka. Nazywał się Paweł i był kolegą jej narzeczonego – Marcina. Sprawiał dobre wrażenie, zagadywał, śmiał się. Podszedł do mnie po imprezie i zaprosił na spotkanie.

Umówiliśmy się kilka dni później. Paweł zadzwonił i powiedział:
– Wpadnijmy do Lidla, kupimy coś do jedzenia i pójdziemy do Magdy, bo u niej będzie ciepło i luźno.
Nie zaproponował żadnej kawiarni czy kina, ale było zimno i pomyślałam, iż to może być miłe i niezobowiązujące.

W sklepie mówi:
– Weźmy pizzę i kilka drobiazgów.
Myślę: ok. Ale potem… zaczęło się zbieranie „drobiazgów”: do wózka wrzucił koniak marki premium, suchą kiełbasę z drogiej półki, ser szwajcarski, słoik kawioru, wędzonego łososia i świeżego ananasa.

Patrzę z boku i lekko mnie zamurowało. Sama dorzuciłam tylko kilka mandarynek i najtańszy ser żółty, bo miałam przy sobie kilka gotówki – przecież to randka, nie zakupy na święta.

Pomyślałam nawet: „Może trafił mi się taki, co lubi dobrze zjeść i nie liczy się z groszem”.

Podchodzimy do kasy, a tam kolejka. W pewnym momencie Paweł mówi:
– Zaraz wracam, tylko gwałtownie skoczę do toalety – i znika.

Zostałam sama z wózkiem pełnym zakupów. Gdy przyszła moja kolej, wyjęłam tylko swoje rzeczy – mandarynki i ser – a resztę zostawiłam kasjerce.

Zapłaciłam, wyszłam przed sklep i widzę Pawła, jak czeka przy wejściu. Sięga po siatkę, czuje, iż lekka, zagląda do środka i mówi zdziwiony:
– A gdzie cała reszta?!

Spojrzałam na niego, powiedziałam „do widzenia” i poszłam. On jeszcze coś krzyczał za mną, iż jestem małostkowa, iż nie mogłam zapłacić za zakupy i iż zmarnował na mnie czas.

A ja tylko pomyślałam: dobrze, iż nie zmarnowałam więcej swojego.

Idź do oryginalnego materiału