„Nie wracaj”
– Mamo, chyba zupełnie ci odbiło! – Głos Krzysztofa drżał z oburzenia. – Jak mogłaś uwierzyć tej szmacie?
– Nie mów tak o Izie! – ostro przerwała mu Elżbieta Kowalska. – Była dla mnie jak córka!
– Jak córka? – Krzysztof zaśmiał się nerwowo. – Mamo, okradła cię! Zabrała wszystkie oszczędności!
– Nic nie ukradła! Samam jej dałam pieniądze! – Elżbieta uderzyła pięścią w stół. – I wcale nie muszę ci się tłumaczyć, jak wydaję własne środki!
– Moje środki, mamo! To spadek po babci, twoja emerytura i moja pomoc! A ta zabrała wszystko i zniknęła!
Elżbieta odwróciła się do okna. Na zewnątrz padał deszcz, krople spływały po szybie jak łzy. Ale nie płakała. Łzy skończyły się wczoraj, gdy zrozumiała, iż Iza ją oszukała.
– Nie zniknęła – szepnęła. – Wyjechała do swojego brata do Gdańska. Powiedziała, iż wróci za miesiąc…
– Mamo, obudź się! Jaki brat? Wiesz przecież, iż nie ma rodziny! Jest sierotą!
– Może odnalazł się brat… Może…
Krzysztof podszedł i ujął matkę za ramiona.
– Mamo, spójrz na mnie. Iza Nowak to oszustka. Celowo się z tobą zaprzyjaźniła, żeby wyłudzić pieniądze. Oszukała już dziesiątki takich jak ty.
– Skąd wiesz?
– Wynająłem detektywa. Oto dowody.
Wyciągnął z teczki dokumenty i zdjęcia.
– Iza Nowak, trzydzieści osiem lat. Wyrok za oszustwa. Specjalizuje się w samotnych starszych kobietach. Tu jej zdjęcia z innymi ofiarami.
Elżbieta wzięła teczkę drżącymi rękami. Na fotografiach Iza obejmowała różne kobiety. Wszystkie w jej wieku, wszystkie uśmiechnięte, wszystkie wyglądały na szczęśliwe.
– To nie może być prawda… – wyszeptała.
– Mamo, zabrała od ciebie dwieście tysięcy złotych. Wmówiła, iż jej córka jest chora i potrzebuje operacji. A nie ma żadnej córki!
Elżbieta osunęła się na stół. Wszystko wirowało jej przed oczami.
– Ale przecież… cały rok się przyjaźniłyśmy… Pomagała mi, robiła zakupy, jeździła ze mną do lekarza…
– To była gra, mamo. Wchodziła w zaufanie. A potem uderzyła, gdy najmniej się spodziewałaś.
Elżbieta przypomniała sobie ich spotkanie. W przychodni, w kolejce do kardiologa. Młoda kobieta zagadała, rozmawiały. Iza też była sama – mąż zmarł, córka mieszkała daleko. Taka sama samotność.
Potem przypadkowe spotkania w sklepie, w aptece. Zawsze uśmiechnięta, zawsze chętna pomóc. Stopniowo stały się bliskie. Iza przychodziła, piły herbatę, wspominały przeszłość.
– Pamiętasz, jak cię ostrzegałem? – ciągnął Krzysztof. – Mówiłem, żebyś uważała na nowe znajomości?
– Pamiętam. – Skinęła głową. – Ale ty zawsze wszystkich podejrzewasz.
– Nie wszystkich, mamo. Ale tych, którzy zbyt gwałtownie stają się przyjaciółmi.
Zamknęła oczy. Pamiętała dzień, gdy Iza przyszła zapłakana. Jej córka był w szpitalu, potrzebna pilna operacja. Brakowało pieniędzy.
– Elu, nie wiem, do kogo się zwrócić – łkała Iza. – Tylko ty jesteś mi bliska…
I Elżbieta oddała jej wszystko. Bez wahania. Jak mogła nie pomóc przyjaciółce?
– Mamo, czemu mi nie powiedziałaś?
– Wiedziałam, iż będziesz przeciw. Od początku jej nie znosiłeś.
– Czułem, iż kłamie. Za dużo się śmiała, za często chwaliła. Prawdziwi przyjaciele tak się nie zachowują.
Elżbieta podeszła do witryny. Na półce stało zdjęcie – ona i Iza w parku, przy fontannie. Uśmiechnięte, w objęciach. Wzięła ramkę i rzuciła o podłogę. Szkło rozprysło się na kawałki.
– Mamo!
– Głupia jestem! – krzyknęła. – Stara, naiwna głupia!
Zaczęła płakać. Krzysztof przytulił ją mocno.
– To profesjonalistka, mamo. Wie, jak oszukiwać.
– Dlaczego ja?
– Bo jesteś dobra. Bo ufasz. Bo byłaś samotna.
Elżbieta spojrzała mu w oczy.
– Zgłoszę to na policję.
– Już po czasie. Wyjechała. Policja jej nie znajdzie.
– Znajdą. Muszą.
Krzysztof pokręcił głową.
– choćby jeśli, pieniądze przepadły. Wydała je.
– Więc chociaż inne starsze panie nie padną ofiarą.
Otarła łzy i wyprostowała się. W jej oczach błysnęła determinacja.
– Jutro idę na komisariat.
– Pojadę z tobą.
– Nie. Poradzę sobie sama.
Krzysztof schował dokumenty.
– Dlaczego nie zadzwoniłaś? Martwiłem się.
– Bo wstyd. Wiedziałam, iż będziesz krzyczał.
– Nie krzyczę. Tylko się boję o ciebie.
– Wiem. Wybacz, Krzysiu.
Pocałował ją w czoło.
– Może zamieszkasz ze mną? Nie chcę, żebyś była sama.
– Nie. – Pokręciła głową. – Lubię niezależność.
– Ale po tym…
– Po tym właśnie muszę zostać. jeżeli ucieknę, nie wybaczę sobie.
Chciał protestować, ale wiedział, iż ma rację. Zawsze była silną kobietą.
– Dobrze. Ale będę wpadał codziennie.
– Nie codziennie. Raz w tygodniu wystarczy.
– Mamo…
– Krzysiu, dam radę.
Po jego wyjściu Elżbieta pozbierała potłuczone szkło. Zdjęcie podarła i wyrzuciła.
Usiadła w fotelu. Jak mogła być tak głupia? Jak mogła ufać obcej bardziej niż synowi?
Telefon zadzwonił. Iza.
Długo patrzyła na wyświetlacz. W końcu odebrała.
– Elu, cześć! – rozpromieniony głos. – Tęskniłam!
– Iza… – powiedziała cicho.
– Mamy świetne wieści! Ola po operacji! Wszystko dobrze!
– Cieszy mnie to.
– Coś nie w porządku? Dziwnie brzmisz…
– Tylko zmęczona.
– Ach, szkoda! Wracam za tydzień! Musimy się spotkać!
– Iza… – Elżbieta mówiła wolno. – Pokaż mi zdjęcie córki.
– Jakie zdjęcie?
– Jakiekolwiek. Chcę ją zobaczyć.
Cisza.
*Elżbieta odłożyła telefon, uświadamiając sobie, iż choćby teraz Iza próbuje ją oszukać, ale tym razem jej łzy były już nie z bólu, ale z ulgi – bo w końcu przestała wierzyć w kłamstwa i odzyskała siebie.*