– Ludwiko, jak mogłaś coś takiego zrobić? – krzyczała rozgniewana sąsiadka Weronika Nowak, wymachując rękami w korytarzu kamienicy. – Jesteś matką! Jak można tak obojętnie patrzeć, co dzieje się z twoją córką?
– Ciszej, ciszej! – syczała Ludwika, rozglądając się nerwowo. – Obudzisz pół kamienicy!
– Nie obchodzi mnie to! Niech wszyscy wiedzą, jaka jesteś! Kinga nie wychodzi z pokoju od trzech miesięcy, ledwo je, a ty udajesz, iż nic się nie dzieje!
Ludwika zacisnęła usta i weszła do swojego mieszkania, zatrzaskując drzwi. Weronika jeszcze chwilę stała w korytarzu, po czym odeszła, głośno prychając.
W pokoju było duszno i cicho. Kinga leżała na łóżku, odwrócona do ściany, udając, iż śpi. Matka podeszła do okna i szeroko je otworzyła. Chłodne, jesienne powietrze wpadło do środka, poruszając firankami.
– Kinga, wstawaj. Czas na obiad – powiedziała cicho Ludwika.
Córka nie drgnęła. Matka usiadła na skraju łóżka.
– Wiem, iż nie śpisz. Porozmawiajmy, dobrze?
– O czym? – odparła Kinga ochryple, nie odwracając się. – Wszystko już się stało.
– Stało się, ale życie toczy się dalej. Trzeba podjąć decyzję.
Kinga gwałtownie się odwróciła. Jej twarz była blada, oczy opuchnięte od płaczu.
– Jaką decyzję, mamo? Jaką?! On żeni się z tamtą za tydzień! Z tą Kasią ze studiów! A ja głupia czekałam, aż skończy naukę!
– Kochanie, po co się tak męczy– Kingo, kochanie – szepnęła Ludwika, gładząc córkę po włosach – może to po prostu nie było nam pisane, znajdziesz kogoś lepszego.