**Niespodziewane spotkanie: prawda, która otworzyła oczy**
Dzisiaj pojechałam na służbowe spotkanie do Poznania. Zameldowałam się w hotelu, od razu rzuciłam się w wir pracy — zebrania, negocjacje, zaległe zadania. Późnym wieczorem, ledwo trzymając się na nogach ze zmęczenia, napisałam do męża:
“Wszystko w porządku. Jestem strasznie zmęczona. Idę spać.”
Dariusz odpowiedział natychmiast:
“Ja też. U rodziców mam dość, remont to nie żarty.”
Po gorącej kąpieli położyłam się do łóżka i niemal od razu zasnęłam. Ale następnego ranka, wychodząc z pokoju, natknęłam się na kogoś, kogo najmniej się spodziewałam zobaczyć.
“Dariusz?! Co ty tu robisz?” – wykrzyknęłam z niedowierzaniem.
“Niespodzianka!” – uśmiechnął się niepewnie. – “Postanowiłem cię zaskoczyć…”
Nie zdążył dokończyć. Drzwi mojego pokoju otworzyły się i na progu stanął Krzysztof – mój kolega z pracy, z którym łączyło mnie znacznie więcej niż tylko służbowe relacje.
Nie wierzyłam własnym oczom. Nigdy nie przypuszczałam, iż wdam się w romans, ale nie potrafiłam oprzeć się uwadze i czułości Krzysztofa. Dariusz – zawsze zajęty, oschły i obojętny. Nasz nastoletni syn, Kacper, dawno się od nas odsunął. Czułam się samotna i nikomu niepotrzebna.
A tu nagle – młodość, zainteresowanie, ktoś, kto mnie widzi. Krzysztof był młodszy, nieżonaty. Jego szczere komplementy i pełne zachwytu spojrzenia podnosiły moją samoocenę. Na służbowy wyjazd pojechaliśmy razem, choć mąż choćby nie spytał, dokąd i po co jadę. Sam miał jechać do rodziców – “pomagać przy remoncie”.
Tego wieczoru zameldowaliśmy się w hotelu, a później spacerowaliśmy, jedli kolację, czuliśmy się wolni. Zostałam u Krzysztofa na noc. Mężowi napisałam, iż jestem zmęczona i idę spać. A rano…
…na korytarzu spotkaliśmy się oko w oko – Dariusz wychodził z sąsiedniego pokoju, a obok niego stała zadbana blondynka, może dwudziestoparoletnia.
“Co się dzieje?!” – wybuchnęliśmy niemal równocześnie.
“Ty miałeś być u rodziców!” – wściekłam się.
“A ty u kolegi?!” – ryknął Dariusz. – “Dlaczego nazywa cię ‘kochanie’? Spałaś u niego?”
“A ty? Kim jest ta Kamila?”
“Ona tu mieszka. Do niej przyjechałem. A teraz – pakuj się! Wyjeżdżamy.”
W tej chwili dostałam wiadomość od Krzysztofa:
“Jadę. Awantury to nie moja bajka. Powodzenia.”
Z drżącymi rękami spakowałam rzeczy. Droga powrotna była udręką. Dariusz bez końca wygłaszał kazania:
“Nie sądziłem, iż jesteś do tego zdolna. Jesteś matką, żoną! To podłość…”
“Podłość? A ty? Oboje zawiniliśmy, Dariusz. I szczerze mówiąc, nie jestem pewna, czy ma sens ratować to małżeństwo.”
“Nie chciałem rozwodu. Po prostu… zapragnąłem czegoś nowego. Ale jestem gotów zapomnieć o wszystkim. Dla rodziny. Dla Kacpra.”
Milczałam. Wiedziałam: miłość odeszła. Gdyby była, nie doszłoby ani do mojej znajomości z Krzysztofem, ani do jego romansu z Kamilą.
“Nie kochamy się już” – powiedziałam w końcu. – “To nie jest już rodzina. Podwójna zdrada to koniec. Rozstaniemy się w zgodzie. Mieszkanie podzielimy. Kacper zrozumie.”
Dariusz ciężko westchnął:
“Jak to możliwe… Nie spodziewałem się, iż zgodzisz się tak łatwo. Myślałem… iż będziesz się szarpać. Płakać, błagać. A ty…”
“Już przeszło, Darek. Nie mam do ciebie urazy. Po prostu już nie jesteśmy sobą.”
“Dobrze. Niech mieszkanie zostanie dla was z Kacprem. Ja wynajmę coś tymczasowo, później kupię. Nie tragedia.”
Byłam zaskoczona. Hojność męża była niespodziewana. Nie żeby był skąpy, ale taki gest… to rzadkość.
“Dziękuję, Dariusz.”
Minął rok.
Wracałam z pracy. Jesień, opadłe liście, lekki wiatr. Uwielbiałam tę porę roku.
“Ewelina! Cześć!” – usłyszałam dobrze znany głos.
“Dariusz? Cześć. Co ty tu robisz?”
“Byłem w pobliżu, postanowiłem pospacerować. Jak leci? Jak Kacper?”
“Wszystko dobrze. Ma dziewczynę z fioletowymi włosami… Moda, widocznie. Czasem przychodzą do mnie w gości. A ty?”
“Sam. Pracuję, oszczędzam na kredyt. Często o tobie myślę… Pamiętasz, jak zgubiliśmy się nad morzem, a potem piliśmy szampana na plaży?”
“Pamiętam… Wszystko pamiętam, Darek.”
Długo szliśmy alejkami. I nagle wszystkie urazy zniknęły. Tylko on i ja. Bez pretensji. Bez bólu.
“Ewelina, tęskniłem… Ale bałem się ci powiedzieć. Myślałem, iż mnie odrzucisz.”
“Ja też tęskniłam, Dariusz. Choć myślałam – no, wreszcie wolność. A w rzeczywistości… pustka.”
“Chodźmy do domu?” – zapytał cicho.
“Chodźmy, kochanie. Spróbujmy jeszcze raz. Może choćby będziemy wspólnie niańczyć wnuki… choćby jeżeli ich matka będzie miała fioletowe włosy.”
Roześmiałam się i podałam mu dłoń.
Zacząć od nowa… Czasem właśnie tego potrzeba.