Nieoczekiwane spotkanie: odkrywcza prawda

newsempire24.com 1 tydzień temu

**Niespodziewane spotkanie: prawda, która otworzyła oczy**

Dzisiaj pojechałam na służbowe spotkanie do Poznania. Zameldowałam się w hotelu, od razu rzuciłam się w wir pracy — zebrania, negocjacje, zaległe zadania. Późnym wieczorem, ledwo trzymając się na nogach ze zmęczenia, napisałam do męża:

“Wszystko w porządku. Jestem strasznie zmęczona. Idę spać.”

Dariusz odpowiedział natychmiast:

“Ja też. U rodziców mam dość, remont to nie żarty.”

Po gorącej kąpieli położyłam się do łóżka i niemal od razu zasnęłam. Ale następnego ranka, wychodząc z pokoju, natknęłam się na kogoś, kogo najmniej się spodziewałam zobaczyć.

“Dariusz?! Co ty tu robisz?” – wykrzyknęłam z niedowierzaniem.

“Niespodzianka!” – uśmiechnął się niepewnie. – “Postanowiłem cię zaskoczyć…”

Nie zdążył dokończyć. Drzwi mojego pokoju otworzyły się i na progu stanął Krzysztof – mój kolega z pracy, z którym łączyło mnie znacznie więcej niż tylko służbowe relacje.

Nie wierzyłam własnym oczom. Nigdy nie przypuszczałam, iż wdam się w romans, ale nie potrafiłam oprzeć się uwadze i czułości Krzysztofa. Dariusz – zawsze zajęty, oschły i obojętny. Nasz nastoletni syn, Kacper, dawno się od nas odsunął. Czułam się samotna i nikomu niepotrzebna.

A tu nagle – młodość, zainteresowanie, ktoś, kto mnie widzi. Krzysztof był młodszy, nieżonaty. Jego szczere komplementy i pełne zachwytu spojrzenia podnosiły moją samoocenę. Na służbowy wyjazd pojechaliśmy razem, choć mąż choćby nie spytał, dokąd i po co jadę. Sam miał jechać do rodziców – “pomagać przy remoncie”.

Tego wieczoru zameldowaliśmy się w hotelu, a później spacerowaliśmy, jedli kolację, czuliśmy się wolni. Zostałam u Krzysztofa na noc. Mężowi napisałam, iż jestem zmęczona i idę spać. A rano…

…na korytarzu spotkaliśmy się oko w oko – Dariusz wychodził z sąsiedniego pokoju, a obok niego stała zadbana blondynka, może dwudziestoparoletnia.

“Co się dzieje?!” – wybuchnęliśmy niemal równocześnie.

“Ty miałeś być u rodziców!” – wściekłam się.

“A ty u kolegi?!” – ryknął Dariusz. – “Dlaczego nazywa cię ‘kochanie’? Spałaś u niego?”

“A ty? Kim jest ta Kamila?”

“Ona tu mieszka. Do niej przyjechałem. A teraz – pakuj się! Wyjeżdżamy.”

W tej chwili dostałam wiadomość od Krzysztofa:
“Jadę. Awantury to nie moja bajka. Powodzenia.”

Z drżącymi rękami spakowałam rzeczy. Droga powrotna była udręką. Dariusz bez końca wygłaszał kazania:

“Nie sądziłem, iż jesteś do tego zdolna. Jesteś matką, żoną! To podłość…”

“Podłość? A ty? Oboje zawiniliśmy, Dariusz. I szczerze mówiąc, nie jestem pewna, czy ma sens ratować to małżeństwo.”

“Nie chciałem rozwodu. Po prostu… zapragnąłem czegoś nowego. Ale jestem gotów zapomnieć o wszystkim. Dla rodziny. Dla Kacpra.”

Milczałam. Wiedziałam: miłość odeszła. Gdyby była, nie doszłoby ani do mojej znajomości z Krzysztofem, ani do jego romansu z Kamilą.

“Nie kochamy się już” – powiedziałam w końcu. – “To nie jest już rodzina. Podwójna zdrada to koniec. Rozstaniemy się w zgodzie. Mieszkanie podzielimy. Kacper zrozumie.”

Dariusz ciężko westchnął:

“Jak to możliwe… Nie spodziewałem się, iż zgodzisz się tak łatwo. Myślałem… iż będziesz się szarpać. Płakać, błagać. A ty…”

“Już przeszło, Darek. Nie mam do ciebie urazy. Po prostu już nie jesteśmy sobą.”

“Dobrze. Niech mieszkanie zostanie dla was z Kacprem. Ja wynajmę coś tymczasowo, później kupię. Nie tragedia.”

Byłam zaskoczona. Hojność męża była niespodziewana. Nie żeby był skąpy, ale taki gest… to rzadkość.

“Dziękuję, Dariusz.”

Minął rok.

Wracałam z pracy. Jesień, opadłe liście, lekki wiatr. Uwielbiałam tę porę roku.

“Ewelina! Cześć!” – usłyszałam dobrze znany głos.

“Dariusz? Cześć. Co ty tu robisz?”

“Byłem w pobliżu, postanowiłem pospacerować. Jak leci? Jak Kacper?”

“Wszystko dobrze. Ma dziewczynę z fioletowymi włosami… Moda, widocznie. Czasem przychodzą do mnie w gości. A ty?”

“Sam. Pracuję, oszczędzam na kredyt. Często o tobie myślę… Pamiętasz, jak zgubiliśmy się nad morzem, a potem piliśmy szampana na plaży?”

“Pamiętam… Wszystko pamiętam, Darek.”

Długo szliśmy alejkami. I nagle wszystkie urazy zniknęły. Tylko on i ja. Bez pretensji. Bez bólu.

“Ewelina, tęskniłem… Ale bałem się ci powiedzieć. Myślałem, iż mnie odrzucisz.”

“Ja też tęskniłam, Dariusz. Choć myślałam – no, wreszcie wolność. A w rzeczywistości… pustka.”

“Chodźmy do domu?” – zapytał cicho.

“Chodźmy, kochanie. Spróbujmy jeszcze raz. Może choćby będziemy wspólnie niańczyć wnuki… choćby jeżeli ich matka będzie miała fioletowe włosy.”

Roześmiałam się i podałam mu dłoń.

Zacząć od nowa… Czasem właśnie tego potrzeba.

Idź do oryginalnego materiału