Od zdrady do szczęścia: historia, w którą nikt by nie uwierzył, gdyby nie widział na własne oczy
Michał stał na wąskiej uliczce w samym sercu Poznania, a przed nim – zapłakana kobieta, zagubiona i wyczerpana. Patrzył na nią zimnym, obojętnym wzrokiem, a w głowie kołatała mu się tylko jedna myśl: *„Jak bardzo mnie męczysz, Kinga. Po prostu odejdź”*.
Od miesięcy starał się jej unikać. Najpierw dyskretnie, potem coraz wyraźniej. Ale Kinga żyła jakby w swoim własnym świecie. Śledziła go – pod domem, pod biurem ojca, pod uczelnią. Wczoraj pojawiła się na gospodarstwie, gdzie odbywał praktykę, błagając, by do niej wrócił. Teraz znów klęczała przed nim:
— Michałku, kocham cię, słyszysz? Zrobię dla ciebie wszystko! Ona nie jest dla ciebie odpowiednia, przecież sam to wiesz!
Odskoczył gwałtownie, zaciśniętą pięścią syknął przez zęby:
— Ocknij się. Nie kocham cię. Nigdy nie kochałem. Oświadczyłem się Agnieszce, za tydzień bierzemy ślub. Przestań mi psuć życie.
— A co z tamtym wieczorem w Zakopanem? Z nocą u Karoliny na urodzinach? Przysięgałeś, iż mnie nie porzucisz!
— Byłem pijany. A pijani, jak wiadomo… — Nie zdążył dokończyć, bo Kinga rzuciła się na niego, próbując pocałować. Michał odepchnął ją tak gwałtownie, iż zatoczyła się.
— choćby się nie waż tego powtórzyć. Nie chcę, przez ciebie miałbym problemy z Olą. Z nami koniec. Na zawsze. Maksimum, co mogę ci zaoferować, to przyjaźń. jeżeli ci to pasuje, dobrze. jeżeli nie – żegnaj.
— A jeżeli kupię ci samochód? Terenówkę, o której marzyłeś? W końcu twój ojciec ci jej nie kupił…
— Nie potrzebuję samochodu od ciebie. I nigdy nie będę potrzebował. Żegnaj.
Odwrócił się i odszedł. W głowie pulsowała złość, w piersiach – gorzka gorycz. Wydawało mu się, iż zrzucił ciężar, ale tak naprawdę dopiero zaczynał swoją drogę.
W domu ojciec – Kazimierz Bogumił – od razu wyczuł, iż coś jest nie tak.
— Coś się stało, Michał? Wyglądasz na poruszonego.
— Wszystko w porządku, tato. Z Agnieszką wszystko dobrze, ślub zgodnie z planem.
— Dobrze. Bardzo dobrze. Cieszę się, iż w końcu stałeś się mężczyzną, wybrałeś odpowiednią kobietę. Jestem z ciebie dumny, synu.
I rzeczywiście, Michał się zmienił. Z imprezowiczem stopniowo przeobraził się w człowieka, który interesuje się rodzinnym interesem. choćby chodził do biura, uczył się od ojca, wdrażał w sprawy. Ojciec był zadowolony. Ale też niepokoił się – czy wszystko znów się nie rozpadnie? Czy tamten stary Michał nie wróci?
Ślub miał się odbyć za sześć dni, gdy nagle do ich domu wtargnął ojciec panny młodej. Mężczyzna był niepocieszony z wściekłości.
— Nie możecie poślubić mojej córki! — rzucił i cisnął na stół pendrive’a. — Obejrzyjcie to, a wszystko zrozumiecie!
Kazimierz Bogumił włączył nagranie, a jego twarz zbladła.
Na ekranie – Michał, w klubie ze striptizem, pijany, rozwiązały, lejący szampana, obejmujący się z półnagimi kobietami. Na nagraniu widniała data „wczoraj”. Ale Michał rozpoznał tę noc – to było rok temu. Przed Agnieszką. Przed wszystkim.
— To fałszerstwo! — wykrztusił. — To stare nagranie! Ktoś zmienił datę…
— Zamknij się — przerwał mu ojciec. — Zhańbiłeś mnie. Wynoś się. Nie jesteś już moim synem.
Michał nie protestował. Po prostu wyszedł. Chciał wsiąść do samochodu – ale ochrona go nie wpuściła. Klucze mu odebrano. Dom przestał być jego. Wszystko, co uważał za swoje, przepadło w jednej chwili.
Pojechał do najlepszego przyjaciela. Jarek. Jedyny, któremu mógł zaufać.
Ale gdy otworzył drzwi… w przedpokoju stali Jarek i Agnieszka. W szlafrokach. Ich twarze wyrażały winę, ale nie żal.
— Naprawdę myślałeś, iż ona na ciebie czeka? — powiedziała Agnieszka. — Nie zamierzam się upokarzać. Jarek i ja jesteśmy razem od dawna. Byłeś tylko wygodny.
Michał wyszedł. Świat wirował mu przed oczyma. Zaufanie – umarło. Miłość – okazała się kłamstwem. Przyjaciele – zdradzili.
Szedł poboczem drogi. Pomyślał – może warto zrobić jeden krok do przodu, a wtedy zapanuje cisza. Spokój. Bez bólu.
Pisk hamulców. Krzyk.
— Oszalałeś?! Chcesz się zabić?!
Mężczyzna około sześćdziesiątki wyskoczył z samochodu. Chwycił Michała za ramię.
— Chodź, chłopcze. Jedziemy do mnie. Opowiesz mi wszystko.
Michał się nie opierał. Po prostu wsiedli do auta.
Dom, do którego dotarli, był gdzieś głęboko na prowincji, w Wielkopolsce. Niewielki drewniany domek z ogrodem.
— Skromnie — powiedział starszy mężczyzna. — Ale tutaj nikt cię nie skrzywdzi.
Dziewczyna na wózku inwalidzkim powitała ich w progu.
— Ania, to Michał. Z takimi jak on trzeba delikatnie. Chłopak jest teraz bardzo kruchy.
— Kruchy? — roześmiała się Ania. — Żyje, jest cały, przystojny. A ja? Niepełnosprawna. A jednak – uczę się, śmieję, kocham życie.
Michał po raz pierwszy od wielu dni się uśmiechnął. Była… inna. Nie narzekała. Nie udawała bohaterki. Po prostu żyła. Po prostu promieniała.
Został. Wiktor Marek, gospodarz, zaproponował:
— jeżeli chcesz, możemy ci pomóc. Ale pracować będziesz. Mamy tu gospodarstwo, ręce zawsze się przydadzą.
Michał się zgodził. Harował. Nie narzekał. Śmiał się – po raz pierwszy od dawna szczerze. Z Anią się zaprzyjaźnili. Potem zbliżyli się jeszcze bardziej. Patrzył na nią inaczej. Nie jak na kobietę na wózku. Ale jak na światło w środku ciemności.
— Aniu… chyba się zakochałem — szepnął pewnego wieczoru.
— Nie „chyba” — rozśmiała się. — Już dawno po uszy.
Oświadczył się. Przyjęła. Pobrali się. Urodziła się im córka. I wtedy Michał zrozumiał – odnalazł coś, o czym choćby nie śmiał marzyć. PA gdy spotkał Agnieszkę wiele lat później, stała sama na przystanku autobusowym, a w jej oczach dostrzegł tylko pustkę i żal, podczas gdy on szedł dalej, trzymając za rękę uśmiechniętą Anię i ich córeczkę.