Siedziałyśmy z córką na kuchni, przytulone, w całkowitej ciszy. Łzy spływały nam po policzkach, nie potrafiłyśmy ich powstrzymać. Porzucone—matka i córka, prawie w tym samym czasie. Tylko iż ja przez męża, a Zosia przez swojego chłopaka. Różnica była taka, iż ona ma dopiero dziewiętnaście lat, a ja czterdzieści. Ale ból—ten sam. I gorycz—ta sama.
Nikt nie miał odwagi powiedzieć nam prawdy w twarz. Zosia dostała krótką wiadomość na portalu społecznościowym: *”Przepraszam, jestem z kimś innym. Nie szukaj mnie.”* Ja—SMS na telefon: *”Musimy się rozwieść. Zakochałem się w innej kobiecie.”* I to po dwudziestu latach małżeństwa. Po wspólnych latach, świętach, podróżach, po tym, jak wychowywałam córkę, opiekowałam się nim, wybaczałam wybuchy, znosiłam jego nieobecność. A wszystko, co dostałam w zamian—to jedna linijka na ekranie.
Dwie godziny później przyjechał, jakby po sprawę. Bez rozmowy, bez wstydu. gwałtownie spakował rzeczy. choćby nie spojrzał w moją stronę. Tylko Zosia wyskoczyła z pokoju, patrząc na niego tak, jakby stał przed nią obcy człowiek. Nic nie powiedział. Po prostu wyszedł. Zamknął za sobą drzwi.
Dwa dni wcześniej jej chłopak też zniknął. Bez słowa. Gdy byłyśmy w sklepie, zabrał swoje rzeczy i po prostu odszedł. W domu zrobiło się nie do zniesienia cicho. Płakałyśmy. Potem przyszło odrętwienie. A potem—gniew.
*— Mamo, może zmienimy zamki?* — nagle powiedziała Zosia.
Skinęłam głową. Zmieniłyśmy. I jeszcze wiele innych rzeczy. Zebrałyśmy wszystko, co o nich przypominało: ubrania, przedmioty, zdjęcia. Spakowałyśmy do czarnych worków. Wyrzuciłyśmy. Zostawiłyśmy tylko to, co naprawdę potrzebne. Narzędzia byłego męża sprzedałyśmy. Sąsiadom oddałyśmy naczynia—dla dwóch osób to za dużo. Zasmarowałamy dziurawą uszczelkę w toalecie, posprzątałyśmy, kupiłyśmy kwiaty na parapet. Żyłyśmy we dwie. Bez mężczyzn. Bez krzyków. Bez irytacji.
*— Mamo, może weźmiemy kota?* — zapytała Zosia pewnego wieczoru.
*— A co z alergią ojca?*
*— No właśnie, dobrze, iż odszedł.*
I wzięłyśmy kociaka. Czarnego. Przebiegłego. Z oczami jak u pantery. Stał się naszą ulgą.
Wzięłam rozwód. Były zgodził się wypisać z mieszkania, żebym nie musiała dzielić się z nim samochodem. Po tygodniu wrzucał już w sieci zdjęcia z nową *”miłością”*—dziewczyną, która ledwo skończyła dwadzieścia trzy lata. Trzy lata starszą od naszej córki.
I wiecie co? Nie oszalałam. Nie załamałam się. Zapisałam się na siłownię. Zmieniłam fryzurę. Zaczęłam brać dodatkowe zmiany. W pracy chwalili mnie za zaangażowanie. Zosia znów zaczęła się uśmiechać. Po pół roku poszła na pierwszą randkę po rozstaniu. Żyłyśmy. Oddychałyśmy. Zaczynałyśmy od nowa.
I wszystko byłoby dobrze, gdyby pewnego wieczoru on nie wrócił. Nie zapukał. Nie stanął w progu z walizką w ręku i głupim wyrazem twarzy.
*— Ona mnie rzuciła* — powiedział. *— Chcę wrócić do domu.*
*— A my nie mamy dla ciebie domu* — odpowiedziałam spokojnie, stojąc w drzwiach.
Zosia podeszła, stanęła obok.
*— Mamo, nie wpuszczaj. Proszę.*
I nie wpuściłam. Zamknęłam drzwi. A on stał za nimi i powtarzał:
*— To wszystko twoja wina. Nie potrafiłaś mnie zatrzymać. Odsunęłaś się. Jesteś zimna. Ty…*
A ja stałam i myślałam: po dwudziestu latach małżeństwa nie miałeś choćby odwagi powiedzieć mi w oczy, iż odchodzisz. Napisałeś SMS-a. A teraz obwiniasz mnie, iż nie przyjęłam cię z powrotem?
A wokół wszyscy czekali, iż zmienię zdanie.
*— Sama nie dasz rady* — mówiła moja mama.
*— Nie przepuść szansy* — radziła była teściowa.
*— W twoim wieku już nikomu nie będziesz potrzebna* — szeptała siostra.
Nawet w pracy koledzy kręcili głowami:
*— No ale wrócił. No pomylił się. Można wybaczyć…*
Nie. Nie wybaczyłam. I nie wybaczę.
Bo są rzeczy, których wybaczać nie wolno. Nie dlatego, iż jesteś pamiętliwa. Tylko dlatego, iż szanujesz siebie. Bo nie jesteś rzeczą, którą można rzucić, a potem odebrać. Nie starą koszulą. Nie zapasowym wyjściem.
*— Naprawdę chcesz wymazać dwadzieścia lat życia przez jeden błąd?* — zapytał później, gdy próbował do mnie zadzwonić.
*— Chcę wymazać je przez twoją tchórzliwość* — odpowiedziałam. *— Mogłeś odejść jak mężczyzna. A uciekłeś jak chłopiec. I wróciłeś tylko dlatego, iż z inną ci nie wyszło. To nie jest miłość. To strach przed samotnością.*
Teraz już wiem: żaden były mąż nie odbiera ci wartości. Żadna przeszłość nie jest warta tego, by znów robić sobie krzywdę.
A my z Zosią—żyjemy. W ciszy. W spokoju. Z kotem. I z nowym zamkiem w drzwiach.