Polacy ruszają właśnie na wakacje. W tym gronie byłam i ja. Jak co roku wybrałam jedną z najtańszych ofert all inclusive i po Turcji, Tunezji, Grecji i Albanii przyszedł wreszcie czas na Egipt. Ponieważ zależało nam na zobaczeniu piramid, zdecydowaliśmy, iż lecimy do Hurghady. Wybraliśmy 4-gwiazdkowy hotel w centrum miasta, a za 7-dniowy urlop zapłaciliśmy ok. 2,5 tys. zł od osoby.
To dużo czy mało? Biorąc pod uwagę, iż jesienią na last minute do tego hotelu można polecieć za ok. 1,2-1,5 tys. zł od osoby można uznać, iż przepłaciliśmy. Jednak z drugiej strony polecieliśmy tam w okresie długiego weekendu. Po 4-godzinnym opóźnieniu lotu na miejscu wylądowaliśmy wcześnie rano w piątek 13 czerwca. W tym samym czasie trwał atak Izraela na Iran, ale nie miało to wpływu na moje wakacje.
Cztery gwiazdki w Egipcie? "Przecież to proszenie się o najgorsze" – tak słyszałam
To nie ja zdecydowałam, iż tegoroczne wakacje spędzimy w Egipcie. Ja głosowałam za zupełnie innym kierunkiem. Na domiar złego przed podróżą do kraju faraonów słyszałam wiele złego. Że nachalnie naciągają na ulicach, w hotelach kradną, a w czerwcu upały są nie do zniesienia, więc będę tylko siedzieć w hotelu w klimie i nigdzie nie wyjdę i niczego nie zobaczę. Było zupełnie inaczej.
A i oczywiście wybór hotelu. Przecież o ile Egipt, to tylko pięć gwiazdek, bo w innych to tylko kiła i mogiła. Tak przynajmniej słyszałam od znajomych. Na szczęście moja wrodzona przedsiębiorczość (a może skąpstwo?) sprawiły, iż tych głosów nie posłuchałam i po tygodniowym urlopie stwierdziłam, iż była to bardzo dobra decyzja.
Hotel rzeczywiście nie był najnowocześniejszy, ale miał dwie plaże, na których nigdy nie brakowało leżaków. Do basenu weszłam tylko raz, resztę czasu spędzałam nad morzem albo zwiedzając. Budynek i otoczenie były bardzo zadbane. choćby najdrobniejsze śmieci rzucone przez turystów albo przyniesione przez morze były natychmiast sprzątane. Do dyspozycji mieliśmy kilka barów z napojami, przekąski, lody. A do tego jeszcze ogromny pokój. Czego chcieć więcej? Pewnie smacznego all inclusive.
Egipt jest mistrzem all inclusive. Tak dobrze nie jadłam nigdzie indziej
Na all inclusive byłam już nieraz. Dotychczas najchętniej wybierałam obiekty z trzema lub czterema gwiazdkami. Zwłaszcza w tej niższej klasie jedzenie nie zawsze było najwyższej jakości, a wybór, zwłaszcza w Grecji, był dość niewielki. Nigdy na to nie narzekaliśmy, bo wiedzieliśmy, za co płacimy i nie mieliśmy wygórowanych oczekiwań.
Egipt pod tym względem bardzo pozytywnie nas zaskoczył. Obiekt serwował wiele dań kuchni europejskiej z frytkami, makaronem i grillowanym mięsem na czele. Równocześnie jednak pojawiały się tam lokalne smaczki jak np. Koshary, czyli mieszanka ryżu, makaronu, soczewicy i ciecierzycy z sosem pomidorowym, czy Ta'ameya będąca lokalną wersją falafela.
Wszystkie dania były świeże i dobrze doprawione, co było największą niespodzianką. Najczęściej bowiem dania na all inclusive miały raczej mało wyrazisty smak. Dodatkowym plusem był też duży wybór nie tylko dań głównych, ale i ciast, sałatek czy owoców. Rozczarowaniem była jedynie włoska restauracja à la carte, w której dania nie miały smaku. Zniechęceni tą opcją więcej z niej nie skorzystaliśmy.
Wszystko było tam stworzone z myślą o wygodzie turysty. Na terenie hotelu dostępne były sklepy z pamiątkami, a także stanowiska osób sprzedających wycieczki. Gdyby więc się uprzeć, przez tydzień można byłoby nie wychodzić "na miasto", a i tak mieć dostęp do wszystkich usług.
Naciągacze na all inclusive w Egipcie? Myślałam, iż będzie o wiele gorzej
Jadąc na urlop do Egiptu, bardzo bałam się nachalnego naciągactwa. Miałam z tym do czynienia w Tunezji, kiedy sprzedawcy potrafili łapać nas za ręce i siłą ciągnąć do swoich sklepów, a kiedy nic nie kupowaliśmy, wszczynać awantury. Wiele osób powtarzało mi, iż w kraju faraonów będzie jeszcze gorzej.
Irytujący byli niektórzy sprzedawcy wycieczek, którzy do końca próbowali nas przekonać do wyjazdu. Jednak obiekt miał na nich sposób. Wystarczyło wraz z ręcznikiem plażowym pobrać czerwoną chorągiewkę i powiesić ją na parasolu, żeby nie przeszkadzali nam w wypoczynku.
A co z handlarzami na ulicy? Ci rzeczywiście próbowali nas zaczepiać, od razu sięgali po znane im słowa po polsku. Jednak nie było to bardziej uciążliwe niż np. w Turcji. Jasne, trochę irytowało, ale czasem bawiło, np. wtedy kiedy idąc ulicą, usłyszałam "Shakira, jaka jesteś ładna, jakie masz zgrabne nogi", a po chwili handlarz dodał "baba-jaga". Uwierzcie mi, ze śmiechu prawie straciłam dech, ale pana z błędu nie wyprowadziłam. On ewidentnie nie miał pojęcia, iż to obelga, bo wyczułam to po tonie głosu. Niech przez cały czas żyje w tej cudownej nieświadomości.
A napiwki? My jakoś niespecjalnie nimi rzucaliśmy. Kilka dolarów dostał pan, który przyniósł nasze walizki do pokoju. Z nachalnym domaganiem się napiwku spotkałam się jedynie pod piramidami. W ogóle było to miejsce, w którym na własnej skórze przekonałam się, iż stereotypy o Egipcie nie wzięły się znikąd. Ale o tym napiszę w oddzielnym materiale.
All inclusive w Egipcie to świetny pomysł. Dla mnie był to urlop niemalże idealny
Egipt to świat, który znacząco różni się od tego, co znamy w Europie. Podczas pierwszych spacerów po Hurghadzie nie mogłam oprzeć się wrażeniu, iż wiele łączy go z tak bliską mojemu turystycznemu sercu Azją Południowo-Wschodnią. Ten sam zgiełk, hałas i chaos na ulicach. Do tego różnokolorowe neony sklepów, śmiesznie niskie ceny i nowe doświadczenia.
Podczas urlopu nie tylko zwiedziłam Hurghadę i zobaczyłam piramidy. Wybrałam się też na wycieczkę jeepem i quadem po pustyni, przejechałam na wielbłądzie (takim zadbanym u Beduinów, ale i niestety wykorzystywanym pod piramidami), a na koniec mogłam jeszcze popływać na rafie koralowej i przepłynąć się łodzią ze szklanym dnem. A przy okazji nie musiałam się martwić o urlopowy budżet.
Ostatecznie doskonale rozumiem, dlaczego polscy turyści tak bardzo polubili ten kierunek. Stosunek jakości do ceny jest tam naprawdę dobry, o ile dobrze sprawdza się opinie o obiektach, bo można też mocno się zawieść.
Kraj ten nie jest idealny. To, co dzieje się "na mieście" i na terenie hotelu to dwa różne światy pod wieloma względami – od porządku i zaczepiania turystów, po pogodę. Na ulicy było gorąco i parno, a w hotelu zawsze wiał przyjemny wiatr. Kraj ten jest także pełen Rosjan. o ile jednak macie paszport i chcecie poznać inną kulturę, to warto rozważyć wyjazd do tego kraju. Ja na pewno jeszcze nieraz tam wrócę.