Pokonani przez wolność: opowieść o jednym flakoniku

newsempire24.com 3 dni temu

Pokonani przez wolność: historia jednego flakonika

Z Olkiem znamy się od lat, ale prawdziwa przyjaźń zawiązała się dopiero parę lat temu. Oboje przechodziliśmy wtedy trudne rozwody – każdy swój drugi. Nie poddaliśmy się nałogom, wręcz przeciwnie: sport, rowery, poranne biegi. Mężczyzn łączy nie alkohol – zbliża ich wolność. I strach przed jej ponowną utratą.

Olek wyszedł z małżeństwa poturbowany, jakby nie sąd, a walec po nim przejechał. Jego była urządziła prawdziwą bitwę o majątek, emocje i każdy zestaw sztućców. U mnie poszło łagodniej, ale też bez oklasków. Wyzwoliliśmy się mniej więcej w tym samym czasie, jakby zrobiwszy w końcu wyczekiwany wydech po latach wstrzymywania oddechu.

Dobrze pamiętam wieczór, gdy jechaliśmy alejkami Parku Łazienkowskiego na rowerach, a on nagle puścił kierownicę, rozłożył ręce i krzyknął na cały głos:

— Wol-no-o-ość!

Podwórkowe psy szczekały, babcie żegnały się znakiem krzyża, a my śmialiśmy się jak dwaj uciekinierzy z zakładu psychiatrycznego. Ale to było szczęście. Czyste, głośne, szczere.

Przez rok żyliśmy jak na luzie: bez zobowiązań, bez marudzenia, bez codziennego ciągnięcia wozu. Chudliśmy, młodnieliśmy, wstawali o świcie. Okazało się, iż życie rodzinne nie tylko starzy duszę – ale też tuczy ciało. A wolność leczy.

Pewnego wieczoru wpadłem do Olka – kupił nowy rower, chciał pochwalić się. Krzątaliśmy się w przedpokoju, łańcuch był w smarze, więc poszedłem się umyć. I tam – ona. Małe różowe pudełeczko na półce. Kosmetyk. Damski.

— Ole-eek! — krzyknąłem podejrzliwie. — Co to za czary-mary?!
— A! To Kasi — odparł, jakby nigdy nic.

— Jaka znowu Kasia?

— No, nie mówiłem ci? Poznałem taką dziewczynę… Katarzyna, prawniczka, dużo pracuje. Czasem zostaje na noc. No i zostawiła swoje rzeczy. Żeby nie wozić tam i z powrotem.

Zaciąłem usta:

— Zaczyna się…

— Co się zaczyna?

— Inwazja. To pierwszy objaw. Jak w „Obcym”: najpierw kropla, potem śluz, aż w końcu – potwór rozrywa ci klatkę piersiową.

Olek się śmiał. Ja – nie. Bo wiedziałem: kobiety nie atakują frontalnie, one otulają. Nie muszą krzyczeć i łamać – wpełzają do życia mężczyzny jak dym pod drzwi. Najpierw pudełeczko. Potem szczotka. Potem kapcie. Potem – ona.

W tydzień później zaprosił mnie do domu, żebyśmy się poznali. Kasia – piękna, spokojna, w eleganckich kolczykach i drogim kaszmirowym swetrze. Poczęstowała nas makaronem i pizzą z ananasem. Gdy myłem ręce, zobaczyłem w łazience już dwie szczoteczki – i jeszcze jeden flakonik. Tylko prychnąłem: „Wirus się rozprzestrzenia.”

A potem przyszedł wieczór, gdy Olek nie pojechał ze mną na przejażdżkę.
— Dzisiaj nie dam rady — powiedział.
Przyjechałem sam, wkurzony, zdeterminowany, chciałem wyciągnąć go z tej pułapki.

Otworzył w szlafroku. Szlafrok! U faceta, który jeszcze miesiąc temu chodził w szortach i trampkach na bosaka!
— Leszek, chociaż zadzwoniłbyś…

Z sypialni dobiegło:

— Olek, kto tam?

— To… Leszek. Pożyczyć pompkę…

Poszedłem się umyć. I zrozumiałem: łazienka już nie jego. Pianka do golenia i pasta zepchnięte w kąt. A dookoła – różowy świat w pudełeczkach. I kolczyki na półce. Klęska była totalna.

Później przyjechałem pomóc z meblami. Montaż, śruby, półki, garderoba. Kasia chodziła z głosem dowódcy:
— To na balkon. To do wyrzucenia. I to też zabierz.
Olek próbował protestować. Bezskutecznie. W pewnym momencie odwróciła się do mnie i powiedziała:
— A tobie rower by się nie przydał? U nas tylko miejsce zajmuje.

I tak oto. Wolność nie poddaje się głośnym okrzykiem. Umiera cicho – pod szelest sukienki i zapach balsamu. Kobieta przychodzi – i odzyskuje centymetr po centymetrze: półeczkę, haczyk, parapet, szafę. A potem – duszę.

Minął rok. Z Olkiem kontaktowaliśmy się sporadycznie. Rower pokrył się kurzem. Odpowiadał coraz rzadziej. Jeździłem sam. Smutno. Ale wolno.

A potem i do mnie przyszła Ona. I po miesiącu – nieśmiałe pytanie:
— Mogę zostawić u siebie krem?

I nie powiedziałem „nie”. Uśmiechnąłem się. Jak frajer. Bo już się zakochałem.

Teraz już wiemy. Pudełeczko stoi na półce. Schemat ataku wroga identyczny.

Jestem przegrany. Koniec.
Żegnaj, wolności.

Idź do oryginalnego materiału