„Powrót do przeszłości” — historia pewnych urodzin

newsempire24.com 1 tydzień temu

Larysa pośpiesznie rozkładała serwetki i ustawiała sztućce. Tego dnia wypadały urodziny jej męża – Leszka. Data nie była okrągła, ale ważna. Obiecały przyjechać córki z rodzinami, a wnuki od dawna prosiły o „prawdziwe święto, jak dawniej”. Larysa przypomniała sobie, jak to bywało kiedyś, w latach dziewięćdziesiątych…

Wtedy wszystko było trudne. Pieniędzy brakowało, a produkty zdobywało się niemal „z walką”. Ale ona zawsze się starała – dla rodziny, dla ciepła i euforii w domu. Zwłaszcza przed świętami.

Tamten rok zaczynał się od zwykłej dziecięcej prośby. Córki, Kinga i Ola, wróciły ze szkoły ze zgaszonymi oczami. Oceny dobre, ale humory – żadne. Potem Kinga się przyznała:
— Mamo, wszystkie w klasie mają angorskie berety, tylko my w starych czapkach. Kup, proszę!

Larysa uległa. Choć nie byli bogaci, córki były mądre, starały się, pomagały. Pobiegła na rynek, wykroiła ostatnie złotówki – i kupiła. Ku euforii dziewczynek – i swojej. Ale na świętowanie już nie starczyło.

Ocalił przypadek. Następnego dnia w sklepie spożywczym ktoś krzyknął:
— Kiełbasa! — i tłum rzucił się do lady. Larysa zdążyła złapać dwa kawałki ulubionej gotowanej. W sobotę udało się jej zdobyć masło – sprzedawczyni się szepnęła, kiedy będą „wyrzucać”. Z talonami i córkami na pomoc, Larysa osiągnęła swój cel.

W niedzielę stół był nakryty – jak za najlepszych czasów. W środku – kurczak, rumiany, chrupiący, na poduszce z ryżu. Teściowi szczególnie smakowała sałatka z topionych serków, jajek i czosnku. Szarlotka wyszła znakomicie – teściowa choćby przepis wypytywała.

A teraz – teraźniejszość. Córki dorosły, każda ma rodzinę, dzieci. Rodziców Leszka i Larysy już nie ma. Ale oto – niedziela, i znów urodziny. Leszek wyszedł na spacer z Borysem, ich psem, a Larysa znów nakrywała stół. Już nie kupna pizza, nie sushi – tylko domowy obiad. Stary, dobry, pełen serca.

Goście zjechali się niemal jednocześnie. Wnuki hałasowały w przedpokoju, zrzucając buty, Kinga z Olą przytuliły matkę.
— Mamo, a skąd tak pysznie pachnie? — spytała Kinga.
— Nie chcemy pizzy! — krzyknęły wnuki z korytarza.

Ostatni wszedł Leszek. Wszyscy rzucili się z gratulacjami.
— No to chodźmy do stołu — uśmiechnęła się Larysa.

Gdy weszli do pokoju, gdzie był nakryty stół, wszyscy zamilkli.
— Mamo… — westchnęła Ola, — przecież to jak w dzieciństwie… Kurczak – jak wtedy, ulubiona sałatka, ryż…

Śmiech, toasty, ciasto z herbatą. Wszystko – jak dawniej. Tylko doroślej.

Kiedy wszyscy odjechali, Leszek przytulił Larysę:
— Dziękuję, kochanie. Przywróciłaś mnie tamten czas. Byliśmy wtedy szczęśliwi. Choć pieniędzy brakowało, kanapę oszczędzaliśmy rok, balkonu nie mogliśmy oszklić. Ale byliśmy – razem. I teraz jesteśmy razem. A to najważniejsze.

— Sto lat, kochany. Niech takich dni będzie nam jeszcze bardzo, bardzo wiele.

Idź do oryginalnego materiału