Prezent od teściowej na ślub: kiedy lepiej nic nie dawać
Élodie i Julien wkraczali w małżeństwo. W trakcie ceremonii mistrz ceremonii ogłosił moment wręczania upominków. Pierwsze gratulacje skierowali rodzice panny młodej. Następnie podeszła matka pana młodego, Geneviève Lambert, trzymając w ręku dużą skrzynkę zawiązaną w niebieski wstążkę.
O mój Boże! Co może być w środku? szepnęła podekscytowana Élodie przy uchu Julienowi.
Nie mam pojęcia. Mama zachowała tajemnicę do końca odparł zdezorientowany nowożeńcy.
Zdecydowali, iż otworzą prezenty dopiero następnego dnia, po zakończeniu hucznej uroczystości. Élodie zaproponowała, by najpierw zająć się skrzynką od teściowej. Po odcięciu wstążki i podniesieniu pokrywy spojrzeli do środka i pozostali bez słowa.
Élodie zauważyła u Juliena pewną dziwną cechę: nigdy nie brał niczego bez pozwolenia, choćby drobnej bibelotki.
Czy mogę zjeść ostatni cukierek? pytał nieśmiało, wpatrując się w jedyną małą słodycz w wazonie.
Oczywiście! odpowiedziała zdumiona. Nie musisz pytać.
To mój nawyk uśmiechnął się nieco zawstydzony, gwałtownie rozwijając papier.
Zrozumienie tej rezerwy przyszło dopiero po kilku miesiącach.
Pewnego dnia Julien zaproponował, by przedstawić ją rodzicom, Geneviève i Philippe. Na początku teściowa wydawała się przyjazna, ale wrażenie to gwałtownie zniknęło, gdy Geneviève zaprosiła ich do stołu.
Rozłożyła po dwa talerze, po dwie łyżki puree i małą kotletkę. Julien gwałtownie zjadł i, zniżając głos, poprosił grzecznie o dodatkową porcję.
Jesz jak czterech! Nigdy cię nie nakarmimy! wykrzyknęła Geneviève, mocno zszokując Élodie.
Gdy Philippe poprosił o więcej, żona natychmiast mu podała kolejną porcję. Élodie skończyła swój talerz, zdumiona otwartą niechęcią Geneviève wobec własnego syna.
Podczas przygotowań Geneviève krytykowała wszystko: obrączki, salę, menu.
Po co tak wydawać? Mogło być taniej! powtarzała z dezaprobatą.
Élodie w końcu wybuchła:
Dajcie nam samym decydować! To nasze pieniądze i nasz wybór!
Uraźona, Geneviève przestała dzwonić i choćby zagroziła, iż nie przyjdzie.
Na dwa dni przed ślubem Philippe przyszedł z propozycją pomocy przy prezencie.
Chodź, pomóż mi z upominkiem powiedział, wsiadając z Julienem do samochodu.
Podarowali im pralkę, kupioną bez konsultacji z Geneviève, która uznała ją za zbyt drogą. Potem zniknęła w trakcie przyjęcia.
Rano, gdy otworzyli skrzynkę, ich podekscytowanie zamieniło się w rozczarowanie.
Ręczniki? wymamrotała niedowiercza Élodie.
I skarpetki dodał Julien, wyciągając dwie pary gąbkowych skarpet. Mama wzięła pierwszą rzeczą, jaką dostała w ręce.
Kilka dni później Geneviève zadzwoniła, by wypytać syna o prezenty od innych gości.
Co podarowała twoja rodzina? A przyjaciele? nalegała.
To nie twoja sprawa odrzekł Julien, rozłączając się z ulgą.
Historia pokazuje, iż wartość hojności nie zależy od ceny podarunku, ale od szacunku, jaki okazujemy innym. Geneviève tego dawno zapomniała.






