Przed ślubem nosił mnie na rękach, a po nim jakby przestał kochać

polregion.pl 3 dni temu

Przed ślubem nosił mnie na rękach, a po – jakby wyparował

Gdy pierwszy raz spotkałam Kamila, miałam wrażenie, iż trafiłam szóstkę w Totka. Był dokładnie taki, jak mężczyźni z romansów – czuły, troskliwy, zakochanym po uszy. Nie tylko się mną interesował – żył mną. Codziennie kilka telefonów: „Jak się czujesz?”, „Ciepło się się ubrałaś?”, „Jadłaś dziś coś?”. Gdy tylko na dworze chmurzyło się przed deszczem, stał już pod moją pracą z parasolem. Każdego ranka na biurku czekał bukiet – raz goździki, raz róże, a innym razem stokrotki. Koleżanki z pracy zieleniły się z zazdrości, a ja nie wierzyłam w swoje szczęście.

Otaczał mnie ciepłem jak gruby koc w środku zimy. Spacerowaliśmy nocami, trzymając się za ręce, gadając o niczym jak para nastolatków. A potem oświadczył się – klasycznie, z pierścionkiem, na kolanach, w tej samej kawiarni, gdzie byliśmy na pierwszej randce. choćby pojechał poznawać moich rodziców do Łodzi – taki był poważny. Czułam się wtedy, jakbym żyła w romantycznej komedii, gdzie ja grałam główną rolę.

Ale bajka skończyła się zaraz po wyjściu z USC.

Na początku zmiany były ledwo zauważalne. Zniknęły poranne wiadomości, przestały dzwonić telefony z „Kochanie, co u ciebie?”. Kwiaty rozpłynęły się w powietrzu, jakby nigdy ich nie było. Pocałunki stały się formalne, jakby był urzędnikiem, a nie mężem. Wcześniej patrzył na mnie jak zaczarowany, a teraz – jakbym była przezroczysta.

A w domu… W domu po prostu się odgrodził. Gdzie kiedyś sam rzucał się do majsterkowania, sam proponował pomoc – teraz tylko wzdychał: „Jak ci zależy, to znajdź fachowca”. Albo: „Sam chciała być niezależna, to sobie poradź”. Zmywarka? Jego nie dotyczy. Podłoga? Nie jego problem. choćby gwóźdź w ścianie to już dramat, choć przed ślubem chwalił się, iż mógłby dom postawić gołymi rękami.

Nie rozumiem, o co chodzi. Nie zmieniłam się przecież. Wciąż jestem zadbana, szczupła, ludzie na ulicy się za mną oglądają. A on? Jakby mu całkiem zobojętniałam. Jakbym stała się zwykłym meblem w jego życiu.

Mama mówi: „Wszystkim tak jest. USC to nie miejsce na romans. Ważne, iż pracuje, iż pieniądze do domu przynosi. Nie pije, nie lata za spódnicami. Doceniaj, co masz”. Ale ja nie potrafię. Nie zgadzam się żyć z mężczyzną, który po prostu jest – jak lodówka. Chcę czuć się kochana. A nie tylko wygodnie ustawiona.

Wczoraj wieczorem próbowałam złapać jego wzrok. Nie zauważył. Siedział z telefonem, przewijał coś, uśmiechał się do ekranu. Aż mnie w środku ścisnęło: czy on ma kogoś innego? Może w tym tkwi przyczyna? W jego chłodzie, obojętności, dystansie. Czyżby zdradzał?

Nie chcę w to wierzyć. Ale a nuż mam rację?

Jak z nim o tym rozmawiać? Jak wyciągnąć prawdę? Bo ja go kocham. Pomimo wszystko – kocham. Nie chcę oddawać go innej. Ale i zdrady, jeżeli jest, pewnie nie wybaczę. Dziewczyny, które przeszły coś podobnego? Co robić, gdy twój mąż przed i po ślubie to dwie zupełnie różne osoby? Jak uciec od tego uczucia, iż jeste tylko meblem w jego życiu? Nie wiem, co robić… ale cisza już mnie dusi.

Idź do oryginalnego materiału