Przed ślubem nosił mnie na rękach, a później jakby przestał kochać.

polregion.pl 3 dni temu

Przed ślubem nosił mnie na rękach, a po nim – jakby miłość gdzieś wywiała.

Gdy pierwszy raz spotkałam Michała, myślałam, iż trafiłam szóstkę w totka. Był dokładnie takim mężczyzną, jakich opisują w romansach – troskliwy, czuły, zawsze o mnie pamiętał. Nie tylko się mną interesował – żył mną. Telefony kilka razy dziennie: „Jak się czujesz?”, „Ciepło się ubrałaś?”, „Jadłaś dziś coś?”. Gdy tylko na niebie zbierało się na deszcz, już stał pod moją pracą z parasolem. Każdego ranka na biurku czekał bukiet – raz tulipany, raz róże, a innym razem niezapominajki. Koleżanki z pracy zieleniały z zazdrości, a ja sama nie wierzyłam w swoje szczęście.

Ogrzewał mnie swoją obecnością. Spacerowaliśmy nocami, trzymając się za ręce, gadając o niczym jak dzieciaki. A potem oświadczył się – klasycznie, z pierścionkiem, na kolanach, w tej samej kawiarni, gdzie byliśmy na pierwszej randce. choćby pojechał poznać moich rodziców do Poznania – tak poważnie do tego podszedł. Byłam wniebowzięta, jakbym nie żyła, tylko oglądała film, w którym ja grałam główną rolę.

Ale bajka skończyła się zaraz po wyjściu z urzędu stanu cywilnego.

Na początku zmiany były ledwo zauważalne. Zniknęły poranne sms-y, przestały dzwonić jego „Jak tam, kochanie?”. Kwiaty rozpłynęły się w powietrzu, jakby nigdy ich nie było. Pocałunki stały się obowiązkowym rytuałem, a nie wyrazem uczucia. Wcześniej nie mógł oderwać ode mnie wzroku, a teraz – jakby choćby nie zauważał, iż jestem.

A w domu… W domu zbudował sobie mur. Gdzie kiedyś pierwszy chwytał za narzędzia, pytał, czy pomóc – teraz tylko wzdychał: „Jak trzeba, to zadzwoń po fachowca”. Albo i lepiej: „Sama chciałaś – sama się tym zajmij”. Naczyń nie myje, podłogi nie zamiecie, a przybicie gwoździa to już prawdziwa tragedia. Choć przed ślubem chwalił się, iż jest złotą rączką i dom by postawił.

Nie rozumiem, o co chodzi. Przecież ja się nie zmieniłam. przez cały czas jestem zadbana, szczupła, ładna. Faceci na ulicy wciąż się oglądają. A on? Jakby stracił zainteresowanie. Jakbym stała się dla niego zwykła, codzienna… niepotrzebna.

Mama mówi: „U wszystkich tak. Ślub to nie romans. Ważne, iż pracuje, pieniądze do domu przynosi. Nie pije, nie hula. Doceniaj, co masz”. Ale ja tak nie potrafię. Nie zgadzam się żyć z mężczyzną, który po prostu istnieje obok. Chcę czuć się kochana. A nie tylko wygodnie ustawiona.

Wczoraj wieczorem próbowałam złapać jego spojrzenie. Nie zauważył. Siedział z telefonem, przewijał coś, uśmiechał się do ekranu. I wtedy coś we mnie pękło: a może ma inną? Może w tym tkwi problem? W jego chłodzie, w obojętności, w dystansie. Czyżby zdradzał?

Nie chcę w to wierzyć. Ale co, jeżeli mam rację?

Jak z nim o tym rozmawiać? Jak wydobyć prawdę? Bo ja go kocham. Mimo wszystko – kocham. Oddać go innej nie zamierzam. Ale i zdrady, jeżeli jest, pewnie nie wybaczę. Dziewczyny, która przez to przechodziła? Co robić, gdy twój mąż – przed i po ślubie – to dwie zupełnie różne osoby? Jak uwolnić się od tego wrażenia, iż jesteś tylko meblem w jego życiu? Nie wiem, co robić… ale dłużej już nie zamierzam milczeć.

Idź do oryginalnego materiału