Przestałem odwiedzać dzieci w weekendy

newsempire24.com 1 dzień temu

Nie przyjeżdżam już do dzieci na weekendy

Jestem starszą kobietą, mam siedemdziesiąt dwa lata, a to, co widzę w mojej rodzinie, sprawia mi ból i smutek. Dlatego podjęłam trudną, ale stanowczą decyzję: już więcej nie będę jeździć do dzieci na weekendy, żeby spotkać się z wnukiem Kubą. Dość mam tego, iż czuję się niechcianym gościem w ich domu. jeżeli zechcą mnie widzieć, niech sami przyjadą do mnie. Nie mam zamiaru się już upokarzać, prosząc o spotkania, które chyba tylko mnie obchodzą. Serce mi pęka, ale inaczej nie potrafię – czas zacząć szanować siebie, choćby jeżeli miałoby to oznaczać samotność.

Przez całe życie poświęcałam się rodzinie. Wychowałam syna, Jacka, dałam mu wszystko, co mogłam. Gdy ożenił się z Kingą, cieszyłam się: dobra dziewczyna, rozsądna, gospodarna. A kiedy urodził się Kuba, mój jedyny wnuk, odżyłam na nowo. Co weekend wsiadałam w autobus i jechałam przez pół miasta, żeby z nim pobyć. Przywoziłam słodycze, piekłam jego ulubione drożdżówki z jabłkami, bawiłam się z nim, czytałam bajki. Kubie jest sześć lat, jest taki żywiołowy, interesujący świata, i myślałam, iż te wizyty są ważne dla nas wszystkich. Ale z czasem zaczęłam dostrzegać zmiany.

Wszystko zaczęło się kilka lat temu. Jacek i Kinga stali się jakoś obojętni. Przyjeżdżam, a oni zajęci: raz rozmawiają przez telefon, raz siedzą w komputerze. „Mamo, pobaw się z Kubą, mamy sprawy” – rzuca Jacek, a ja zostaję z wnukiem, podczas gdy oni zajmują się swoimi „pilnymi” sprawami. Kinga czasem choćby nie zaproponowała herbaty, tylko mówiła: „Helena, drożdżówki są w kuchnie, jak chcecie, to sobie weźcie”. Moje drożdżówki? To ja je dla nich piekłam, a teraz oferują mi je jak obcej? Milczałam, nie chcąc kłótni, ale każde takie słowo ciąło jak nóż.

Ostatnią kroplą był zeszły miesiąc. Jak zwykle przyjechałam w sobotę z torbą pełną smakołyków. Kuba ucieszył się, rzucił mi się na szyję, a Kinga spojrzała na mnie i powiedziała: „Helena, mogłabyś dawać znać wcześniej. Dzisiaj mamy plany, wybieramy się z Jackiem do centrum handlowego”. Plany? A ja nie jestem częścią tych planów? Zaproponowałam, żeby zabrali Kubę, żeby mogli spokojnie wyjść, ale Jacek machnął ręką: „Nie ma sprawy, mamo, posiedź z nim, wrócimy szybko”. Szybko? Wrócili po pięciu godzinach, a ja przez cały ten czas zajmowałam się Kubą, przygotowałam mu obiad, bo lodówka była pusta. Kiedy wrócili, choćby nie podziękowali, tylko Kinga mruknęła: „A, jeszcze tu jesteście? Myśleliśmy, iż już wyjechaliście”.

Wróciłam do domu, ale nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Usiadłam w swoim starym fotelu, patrzyłam na zdjęcie, na którym razem z Kubą lepimy bałwana, i płakałam. Dlaczego czuję się tak niepotrzebna? Całe życie starałam się być dobrą matką, dobrą babcią, a teraz traktują mnie jak darmową opiekunkę. Przypominałam sobie, jak kiedyś byliśmy z Jackiem blisko, jak dzwonił, dzielił się marzeniami. A teraz choćby nie zapyta, jak się czuję, jak moje zdrowie. Kinga może nie jest zła, ale jej chłód dobija. Zrozumiałam: dalej tak nie można.

Następnego dnia zadzwoniłam do Jacka i powiedziałam: „Jacek, nie przyjadę więcej na weekendy. jeżeli chcecie mnie widzieć albo żeby Kuba się ze mną spotkał, przyjedźcie do mnie. Mam dość bycia gościem, na którego nikt nie czeka”. Zdziwił się: „Mamo, o co chodzi? Przecież możesz przyjeżdżać, Kuba cię kocha”. Kocha? A ty, Jacek, kochasz? Nie kłóciłam się, tylko powtórzyłam: „Mój dom jest otwarty, ale ja już nie przyjadę”. Kinga, gdy się dowiedziała, tylko prychnęła: „No, jak uważasz, Helena”. I tyle. Ani słowa, ani próby zrozumienia.

Teraz w weekendy siedzę w domu, a cisza przytłacza. Przywykłam do śmiechu Kuby, do jego pytań, do tego, jak ciągnie mnie za rękę: „Babciu, poczytaj mi!”. Ale nie mogę się już narzucać tam, gdzie mnie nie chcą. Nie jestem już młoda, serce szwankuje, nogi bolą, a oni choćby nie pomyślą, jak ciężko mi jeździć przez miasto z torbami. Sąsiadka, pani Wanda, gdy się dowiedziała, powiedziała: „Helena, dobrze zrobiłaś. Niech sami się ruszą, przyzwyczaili się, iż wszystko za nich taszczysz”. Ale jej słowa nie przyniosły ulgi. Tęsknię za wnukiem, za synem, choćby za Kingą, choć jest zimna jak lód.

Minęły dwa tygodnie, a nikt nie przyjechał. Jacek zadzwonił raz, zapytał, czy nie zmieniłam zdania. Odpowiedziałam: „Jacek, adres znasz”. Wysłuchał, mruknął coś o braku czasu i się rozłączył. Podobno Kuba pyta, dlaczego babcia nie przyjeżdża, a Kinga odpowiada mu: „Babcia odpoczywa”. Odpoczywa? Ja nie śpię po nocach, myśląc o moim chłopcu! Ale nie ustąpię. Zasługuję na szacunek, a nie na rolę opiekunki na żądanie. jeżeli chcą być rodziną, niech to pokażą.

Czasem mam wyrzuty sumienia: może byłam zbyt surowa? Może powinnam była znosić to wszystko dla Kuby? Ale potem przypominam sobie ich obojętność i wraca zdecydowanie. Nie chcę być babcią, o której pamiętają tylko wtedy, gdy potrzebują pomocy. Chcę być częścią ich życia, a nie usługodawcą. Mój dom stoiMoże kiedyś zrozumieją, iż czas to jedyna waluta, której nie da się odzyskać.

Idź do oryginalnego materiału