**Przeszkoda dla miłości**
Rozstałem się z moją dziewczyną, Janiną, z którą byłem długo, aż w końcu zamieszkaliśmy razem. Zrozumiałem jedno – randki i spotkania to jedno, a wspólne życie pod jednym dachem to zupełnie co innego. Nie mogłem już z nią wytrzymać.
– Okazuje się, iż jesteśmy absolutnie niekompatybilni, a przecież wydawało się, iż to miłość – myślałem w drodze z pracy do domu.
– Znowu zastanę ją w mieszkaniu, gdzie wszystko porozrzucane, góra brudnych naczyń w kuchni, okruszki wszędzie, a ona na kanapie wpatrzona w telefon. Wszystko mnie w niej denerwuje. Dzisiaj postawię kropkę w naszym związku – postanowiłem.
Wszedłem do mieszkania, rozejrzałem się – wszystko jak zwykle. Janina leżała na kanapie, od dwóch miesięcy “szukała” pracy, ale w końcu dotarło do mnie, iż to tylko wymówki i po prostu wygodnie jej żyć na mój koszt.
– Janina, znowu to samo, kanapa, bałagan, miesiąc w miesiąc to samo. Rozstajemy się, pakuj swoje rzeczy i wynoś się – powiedziałem stanowczo, podnosząc głos.
– Jarek, co ty, z drzewa spadłeś? O co ci chodzi? Wszystko było w porządku, a teraz nagle… – zdziwiona Janina poderwała się z kanapy.
– To nie nagle. Doszedłem do tego po długim myśleniu. Rozumiem, iż nie jesteśmy dla siebie. Wynoś się, mówię poważnie i nie próbuj mnie przekonywać.
– Pożałujesz jeszcze, gdzie ja pójdę w środku nocy? – rzuciła gniewnie.
– Gdzie chcesz, masz rodziców, to się do nich wynoś.
W kuchni trzasnąłem naczyniami, umyłem je i odłożyłem na miejsce. Wszedłem do pokoju, widząc, jak Janina zapina swoją torbę – miała kilka rzeczy. Przechodząc obok mnie w stronę drzwi, syknęła:
– Jeszcze pożałujesz – i zatrzasnęła drzwi z całej siły.
– Każde zamknięte drzwi to nowa szansa, by znaleźć te, które się otworzą – przypomniały mi się czyjeś słowa. Z euforią zasunąłem zasuwkę i z ulgą opadłem na kanapę. – No i po wszystkim, nowe życie. Szkoda, iż nie zrobiłem tego wcześniej. Już choćby lżej mi na duszy.
Rodzice, gdy tylko dowiedzieli się, iż wyrzuciłem Janinę, którą nie znosili, ucieszyli się.
– Nareszcie pozbyłeś się tego darmozjada. Nie wstyd ci było, iż żyła na twój koszt? “Szuka pracy” – oczywiście, po prostu nie chce pracować – mówiła mama, Krystyna. – A poza tym, masz już dwadzieścia siedem lat, pora się ustatkować. Znajdź porządną dziewczynę i załóż rodzinę.
Sam to rozumiałem. Pracowałem jako pielęgniarz w miejskim szpitalu. To nie był spokojny oddział, gdzie zmiany mijają bez nerwów, gdzie można posiedzieć w telefonie, a w nocy uciąć sobie drzemkę. Nie. Pracowałem na oddziale, gdzie całą dobą przywożą pacjentów z całego miasta – ciężkie przypadki, często z urazami i poważnymi problemami. Tutaj trzeba być w pełnej gotowości każdej minuty, czasem choćby nie ma kiedy zjeść.
Po dyżurach wracałem do domu zmęczony i głodny. Od lat mieszkałem sam, więc gotowanie spadało na mnie. Ale po dwunastu godzinach w szpitalu nie miałem już siły, chciałem tylko odpocząć. A Janina wymagała, żebym coś ugotował. Teraz, kiedy byłem sam, po prostu kupowałem kebaba w budce pod domem, jadłem i szedł spać.
Minęły cztery miesiące od rozstania z Janiną, kiedy poznałem Kasię. Pewnego wieczoru przywiozłem kolegę do szpitala po wypadku.
Gdy tylko zobaczyłem Kasię na dyżurze, od razu wiedziałem – ta pielęgniarka to moja kobieta.
– Co za oczy… Muszę się z nią poznać – pomyślałem, zanim skupiłem się na przyjacielu.
Kiedy sytuacja się uspokoiła, stałem na korytarzu i nie wiedziałem, jak zagadać do dziewczyny, która siedziała w pokoju z otwartymi drzwiami. Ale nagle sama wyszła, a ja skorzystałem z okazji.
– Przepraszam, jestem Jarek – nie mogłem wymyślić nic lepszego.
– I co? To imię nic mi nie mówi – odpowiedziała, ale wtedy rozległ się głos:
– Kasia, przynieś gwałtownie dziennik z sąsiedniego gabinetu! – i natychmiast pobiegła.
– No tak, tutaj nie ma czasu w pogaduchy – pomyślałem. Kiedy wracała z dziennikiem, zapytałem: – A kiedy kończycie zmianę?
– Jutro rano – odpowiedziała.
Następnego dnia o ósmej czekałem przed szpitalem. Siedziałem na ławce przy wejściu, aż w końcu ją zobaczyłem. A ona oniemiała.
– Ty?!
– No ja – odpowiedziałem z uśmiechem. – Jak masz na imię?
– Kasia, a ty Jarek.
Myślała, iż mnie już nie zobaczy. Była zmęczona po dyżurze, ale jakoś nie czuła tego zmęczenia tak bardzo. Spodobałem się jej jeszcze wczoraj – wysoki, jasnowłosy, niebieskooki. Pewnie nie spodziewała się, iż znów się spotkamy.
– Mogę cię odprowadzić do domu? Rozumiem, iż po całej dobie pracy jesteś wykończona. Nie wyobrażam sobie takiej pracy, sam bym nie wytrzymał.
– Przyzwyczaiłam się. A ty gdzie pracujesz?
– W transporcie. Mój ojciec ma firmę, a ja jestem jego prawą ręką. Więc mam trochę wolnego czasu.
Wieczorem umówiliśmy się na randkę. Siedzieliśmy w kawiarni, potem spacerowaliśmy nad Wisłą, a ja podwiózł ją do domu swoim samochodem. Tak zaczął się nasz romans. I zakręcił się tak mocno, iż nie mogliśmy bez siebie żyć.
Mama wypytywała, dlaczego tak rzadko przychodzę.
– Mamo, zakochałem się, nie mam czasu.
– No to przynajmniej poznaj nas z tą swoją wybranką – nalegała Krystyna.
– Dobrze, dobrze, powiem, kiedy przyjdziemy – obiecałem.
Po jakimś czasie przyszedłem z Kasią do rodziców.
– Cześć, mamo, tato, to Kasia, poznajcie się.
Mama spojrzała na Kasię i zmieniła się na twarzy, mówiąc sucho:
– Witajcie, chodźcie do pokoju.
Przy stole mama nie uśmiechała się, prawie nie odzywała, tylko tata zadawał pytania. Kasia czuła się niezręcznie, a ja nie rozumiałem, o co chodzi.
Nie zabawiliśmy długo i wróciliśmy do mnie.
– Jarek, nie rozumiem, twoi rodzice chyba nie są zadowoleni ze mnie. Zawsze tacy są?