Przeszłość nie puści, dopóki nie naprawisz…

polregion.pl 3 tygodni temu

Przeszłość nie puści, dopóki jej nie naprawisz…

W kawiarni tłok. Krzysztof zawczasu zarezerwował stolik na swoje urodziny – inaczej nie mieliby gdzie usiąść. Weszli, gdy jeszcze świeciło słońce, a teraz za oknami rozpostarła się ciemność. Klimatyzatory pracowały na pełnych obrotach, muzyka rozbrzmiewała w tle. Wzdłuż okien migotały niebieskawe światełka choinkowych lampek, nadając sali świąteczny nastrój. Brakowało tylko samej choinki.

„Krzysiu, chodź, zatańczmy” – szepnęła Weronika, opierając głowę na ramieniu solenizanta. Przy małym parkiecie przed barem już wirowały dwie pary.

„Zaproś Wojtka, a ja jeszcze posiedzę” – Krzysztof mrugnął do przyjaciela.

„Chcę z tobą. Tylko raz” – nie ustępowała Weronika.

„Naprawdę, idźcie, nie patrzcie na mnie. Ja już wychodzę. Mama zasypuje mnie SMS-ami. Nie chcę wystawiać jej cierpliwości na próbę. Krzysiu, jeszcze raz – wszystkiego najlepszego” – Wojtek wstał, uścisnął dłoń przyjaciela i ruszył w stronę wyjścia.

„Zostaniemy jeszcze trochę, dobrze? Tu tak przyjemnie chłodno” – usłyszał za sobą głos Weroniki.

Po klimatyzowanej kawiarni ulica przywitała go wilgotnym skwarem, mimo późnej godziny. Wydawało mu się, iż wypił niewiele, a jednak głowę miał ciężką, a nogi jak z waty. Pewnie przez upał. W kieszeni zadzwonił telefon. Wojtek z trudem go wyciągnął.

„Wojtek, gdzie jesteś? Kiedy wrócisz? Martwię się” – w głosie matki drżało napięcie.

„Mamo, już idę, nie martw się.”

„Jak nie mam się martwić? Już prawie jedenasta” – w jej tonie pobrzmiewała nuta wyrzutu.

„Mamo, już niedługo…” – rozłączył się.

Przyspieszył kroku, próbując głęboko oddychać, by szybciej wytrzeźwieć.

W środku kipiała irytacja. Ma już dwadzieścia cztery lata, dorosły facet, a matka dzwoni, gdy tylko się spóźni, jakby wciąż był nieodpowiedzialnym chłopcem. Jak ma się wtedy spotykać z dziewczynami? „Przepraszam, kochanie, mama kazała wrócić wcześniej?” W duchu złościł się na nią, ale w głębi serca rozumiał i nigdy nie okazywał otwarcie niezadowolenia. Nie, nie był maminsynkiem – po prostu wiedział, dlaczego tak się o niego martwiła.

Trzynaście lat temu zginęła jego siostra Alicja. A dzień po pogrzebie ojciec umarł na zawał, nie wytrzymał straty ukochanej córki. A on, Wojtek, był winny śmierci obojga. Tak uważał. I żadne słowa pociechy nie uwalniały go od tego poczucia winy.

„Miałeś jedenaście lat. Co mogłeś zrobić przeciw trzem dorosłym chłopakom? I tak było za późno, żeby interweniować. Nie stchórzyłeś, pobiegłeś po pomoc” – tłumaczył mu przyjaciel Krzysztof.

Może i tak, ale Wojtek wciąż obwiniał siebie. To utrudniało mu budowanie relacji z kobietami. Wydawało mu się, iż one też wiedzą o jego tchórzostwie. choćby Weronika. Poznał ją pierwszy, chodzili kilka razy do kina, choćby się całowali – to ona w ciemnej sali pierwsza wzięła go za rękę. Ale potem przedstawił ją Krzysztofowi.

„Weronika i Krzysztof – to przeznaczenie” – zaśmiał się tamten.

Wkrótce Weronika wyznała, iż zakochała się w Krzysztofie i wybiera jego. Co miał zrobić? Na siłę się nie da. Pół roku temu wzięli ślub, a Wojtek był ich świadkiem. Tylko trochę żałował. Weronika w białej sukni wyglądała przepięknie.

„Kiedy ty w końcu przyprowadzisz narzeczoną?” – pytała matka.

„Jak znajdę taką jak ty, od razu się ożenię” – żartował.

I nie kłamał. Matka była szczupła i piękna, choćby w swoich pięćdziesięciu dwóch latach, choćby po podwójnej stracie i posiwieniu. Alicja była do niej podobna – smukła jak brzózka, o regularnych rysach, śniadej cerze i szarych oczach. Wojtek lubił patrzeć, jak czesze swoje długie włosy. W domu zwykle wiązała je w kucyk lub spinała na karku spinką. A gdy wychodziła, rozpuszczała je, potrząsała głową, a lśniące, jasne loki spływały po plecach jak wodospad. Z wiekiem pewnie stałaby się jeszcze bardziej podobna do matki.

Mieli kochającą się rodzinę. Ojciec uwielbiał matkę, był dumny z córki, cieszył się z syna. Alicja kończyła szkołę, zdążyła już zdać jeden egzamin. Chciała iść na pedagogikę, zostać nauczycielką – ale jej życie brutalnie przerwał podobny letni wieczór. Na zawsze została siedemnastolatką.

Puste, ciemne ulice przywoływały wspomnienia, które chciał wymazać. Ale poczucie winy nie odpuszczało, gryzło go, prześladowało. Nie było dnia, by Wojtek nie myślał o siostrze, nie wspominał, nie obwiniał się za tchórzostwo.

Skromna, drobna, domowa Alicja komplementowała go żartobliwie, nazywając „malcem”. Wojtek przechwalał się przed kolegami, iż ma taką piękną siostrę, jakby to była jego zasługa. Starsi chłopcy często się do niego przymilali, by dowiedzieć się, który z nich bardziej się jej podoba. Prasowała, odkurzała, obierała ziemniaki, jakby to była najważniejsza rzecz na świecie. Robiła wszystko bez pośpiechu, ale sprawnie i dokładnie.

Gdyby wtedy nie uciekł… Gdy nagle umarł ojciec, Wojtkowi przyszło do głowy, iż musi to naprawić. jeżeli umrze, poniesie karę, zmyje winę i wszystko wróci do normy. W jedenastu latach wydawało się to logiczne.

Matka, mimo własnego bólu, wyczuła jego nastrój. Pewnego wieczoru przyszła do jego pokoju, który kiedyś dzielił z Alicją, usiadła na łóżku i poprosiła, by jej nie zostawiał. jeżeli i on odejdzie, ona nie będzie miała po co żyć.

Często myślał, iż nigdy nie doszła do siebie po stracie córki i męża. Więc pożałował jej, odłożył myśli o karze na później.

***

Korony drzew zwisały nad chodnikiem jak kopuła. Światło latarni nie przedzierało się przez nie. Droga przypominała mozaikę jasnych i ciemnych plam. Rzadkie samochody pędziły do domów. W szumie opon po asfalcie Wojtkowi wydawało się, iż słyszy deszcz.”Gdy po raz pierwszy wziął na ręce swoją córeczkę, małą Alicję, poczuł, iż wreszcie może zacząć naprawdę żyć – nie tylko dla siebie, ale dla tych, którzy w nim wierzyli.”

Idź do oryginalnego materiału